John Donne, angielski pisarz powiedział kiedyś, że człowiek nie jest samotną wyspą. W ten sposób w kilku zdaniach podkreślił to, co chyba każdy wie intuicyjnie. Mimo ogromnej chęci do zachowania niezależności, nie jesteśmy w stanie w 100% uniezależnić się od innych. Możemy być silne, pewne siebie, ale potrzebujemy ludzi naokoło. Budujemy sieć wsparcia, zależności, każdy z nas odpowiada za coś, po to, by móc funkcjonować jako struktura. Dajemy i otrzymujemy. I tak funkcjonujemy, wzrastamy, rozwijamy się, budujemy szczęście.
Dajesz i odbierasz
Niektórzy ludzie nie potrafią dawać. Bezinteresownie, bez wyliczania i czekania na rewanż.
Inni nie potrafią otrzymywać. Są przekonani, że za dobro, które uzyskali wkrótce będzie trzeba słono zapłacić. Nie umieją się przemóc, by po prostu wziąć i podziękować. To uderza zbyt mocno w ich poczucie wartości.
Tymczasem zarówno mądre dawanie (bez oczekiwań i bez lansowania się w blasku jupiterów), jak i mądre przyjmowanie (z szacunkiem do siebie) ma kluczowe znaczenie w każdym społeczeństwie. Na tym przecież bazuje każda relacja. By dawać i brać.
Jednak, żeby wszystko było w porządku musi istnieć równowaga między dawaniem i braniem.
Czasami tej równowagi nie ma
Czasami równowaga w relacjach jest zaburzona w naturalny sposób. Małe dzieci więcej otrzymują od rodziców niż im dają, osoba chora jest zmuszona korzystać z troski i dobroci innych, bo chwilowo mniej może dać od siebie. Nierównowaga na pewnych etapach życia jest naturalna i zrozumiała.
Jednak generalnie kluczowe jest by stać na straży równowagi. Nasza pewność siebie i asertywność powinny nam pomagać w wyznaczaniu granic i mówieniu „nie”. To istotne, by relacja była zdrowa, równorzędna i nie została oparta na zasadach mogących zaburzyć osobiste szczęście.
Nie zmuszać się
Kluczowe jest, by chcieć a nie musieć. Gdy zaczynamy czuć, że coś musimy zrobić, bo druga strona będzie rozczarowana, obrazi się, to znaczy, że coś nie gra. I warto się temu przyjrzeć.
Działamy wtedy często wbrew sobie, a na tym cierpi relacja. Chwilowo chcemy coś robić dla świętego spokoju, obchodząc zasady, jednak w ten sposób tracimy szacunek do siebie i podświadomie coraz bardziej nie lubimy osób i rzeczy, które wprost czy pośrednio są źródłem presji.
Co możemy z tym zrobić?
Zamiast dać się autodestrukcji, zgodzić się na stałe podkradanie cennej energii, robiąc coś, czego nie chcemy, lepiej wyjść z inicjatywą. Porozmawiać, podjąć wysiłek rozwiązania problemu. Kluczowe jest odnalezienie swoich granic i powzięcie starań w ich obronie. Nie oznacza to oczywiście egoizmu, ale jedynie walki o swoje szczęście.
W relacjach chodzi bowiem o równowagę, coś, co tak trudno uzyskać, a co jest gwarancją szczęścia.
Słuszne podejście.