Nie jest normalne, gdy wracasz ze spotkania z rodziną w ciężkim nastroju. To nie powinno tak być, że wchodzisz do domu z uczuciem ulgi i przekonaniem, że trochę to potrwa zanim odzyskasz równowagę. Czas z bliskimi nie powinien rozkładać na łopatki, dobijać i podcinać skrzydeł. Jeśli spotkania z rodziną to dla Ciebie sprawdzian cierpliwości, stres i moment, kiedy zakładasz zbroję, skorupę, mającą Cię chronić przed atakiem, wiedz, że …to nie powinno tak wyglądać.
Szybko się przyzwyczajasz
Ze znajomymi sytuacja jest prosta. Nie odpowiadają Ci? Możesz ich zmienić. Gdy to rodzina jest źródłem stresu, sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana.
Masz jedną rodzinę. Dlatego to, co znasz od lat, uważasz za normę. Wsiąka w Ciebie pewna wizja. Jaka jest mama, jaki jest tata. Masz tylko dwóch rodziców. Żadnych mam do wyboru, czy tatusiów, których możesz dobierać sobie względem własnych oczekiwań. To tak nie działa.
Nie masz też większego porównania. Wychowywałaś się w takim, a nie innym domu. Oczywiście z czasem widzisz, jak mają inni, porównujesz, analizujesz. Mimo to, możesz brać pod uwagę jedynie pewien urywek rzeczywistości, to, co chcą Ci pokazać inni. Czy jest on prawdziwy? Bywa oczywiście różnie. Prawdę znają Ci, którzy są w danej strukturze, widzą ją od środka. Pozostali dostają zazwyczaj wygładzoną, wyczyszczoną z niedoskonałości wersję.
To jak z mediami społecznościowymi. Zamieszczasz na nich generalnie to, co piękne, zachwycające, godne uwagi. Tworzysz tam świat składający się z ważnych chwil, nie ma w nim miejsca na ból, smutek, rozczarowanie, szare dni…Zazwyczaj jest dużo lepiej niż w rzeczywistości. To tak jak z przeciętną rodziną, która z zewnątrz może wydawać się idealna, a w środku…może rozgrywać się cichy dramat.
Starasz się dostosować
Chcemy być kochane i akceptowane, dlatego szybko się przyzwyczajamy do czegoś, co wcale nie jest normalne. Możemy znieść wiele.
- Krytykę na każdym kroku.
- Wyśmiewanie.
- Ignorowanie.
- Deprecjonowanie.
- Manipulacje.
- Obmawianie.
- Niby-żarty w formie pstryczków w nos.
- Szantażowanie.
Przez lata jesteśmy w stanie znosić przykre doświadczenia całkiem nieźle. Uodparniając się na nie. Przełom przychodzi wraz z dystansem. Gdy jesteśmy w stanie spojrzeć na sytuację z boku. Innymi słowy odcinamy się mentalnie i fizycznie. Nie tylko, że wyprowadzamy z domu rodzinnego, ale również odcinamy pępowinę. Zaczynamy naprawdę żyć na własną rękę. Wtedy po odwiedzeniu domu rodzinnego i próbie ponownego stłamszenia, odczuwamy sprzeciw naszego ciała. Krzyczy ono „nie”, już sobie na to nie pozwolę. I reaguje rozmaicie – buntem wprost, złością, a nawet agresją lub pośrednio – bólem głowy, spadkiem nastroju, bólem brzucha…
Gdy po wizycie potrzebujesz dużo czasu, by dojść do siebie
Po czym poznać, że coś jest nie tak. Gdy po wizycie u bliskich osób czujesz:
- ból głowy, ból brzucha – na skutek stresu,
- zmęczenie, zniechęcenie,
- masz wrażenie, że jesteś beznadziejna, do niczego się nie nadajesz,
- chcesz się tylko położyć i zniknąć,
- czujesz się brzydka,
- niekochana,
- niewystarczająco dobra,
- czujesz się rozdrażniona, poirytowana,
- łatwo się kłócisz z partnerem, z dziećmi,
- wszystko leci Ci z rąk,
- czujesz się roztrzęsiona,
- chce Ci się jeść lub przeciwnie nagle nie czujesz głodu,
- masz wrażenie, że jesteś pusta w środku,
nie możesz zasnąć lub przeciwnie – ciągle chce Ci się spać.
Wszystkie te objawy, pojedynczo, czy naraz są sygnałem ostrzegawczym. Spotkałaś się z osobą, która zabrała Ci energię, podcięła skrzydła, podeptała Twoje poczucie wartości, sprawiła, że zamiast wypocząć i zdobyć siłę do mierzenia się z wyzwaniami dnia codziennego, zyskałaś w pakiecie „problem”, z którym będziesz musiała sobie poradzić. Spotkanie stało się paradoksalnie ogromnym obciążeniem psychicznym/
Innymi słowy po rodzinnym spotkaniu, czy kilku godzinach w gronie znajomych otrzymałaś balast, z którym będziesz musiała sobie poradzić. Minie trochę czasu zanim powrócisz do siebie. Na pewno pomoże czas spędzony w spokoju, ciszy, na relaksie lub…wyładowanie stresu na aktywności fizycznej.
Jednak będziesz potrzebować czasu, by się zregenerować…
Gdy każde spotkanie kończy się tak samo
Gdy każde spotkanie rodzinne musisz odchorowywać, masz dwa wyjścia. Pierwsze – ograniczyć tego typu wątpliwe przyjemności i chorować dzięki temu rzadziej. Drugie – uodpornić się. Zakładać pancerz. Dystansować się, starać się nie brać wszystkiego do siebie, nie reagować na zaczepki. I spotykać się tak często, jak masz ochotę.
Problem z drugą opcją jest taki, że trudno wyrobić w sobie taką postawę, w której problemy spływają po nas jak po kaczce. Niezwykle skomplikowane jest nauczenie się, jak nie reagować, odpuszczać i chronić siebie. Poza tym nawet jeśli wydaje się nam, że to na nas nie wpływa, nie dotyka nas, to zazwyczaj bliższe przyjrzenie się sobie i reakcji własnego ciała, pokazuje coś innego. Że jednak nas to rusza.
Można rzecz jasna porozmawiać z rodziną. Powiedzieć, co nam nie pasuje. Próbowało już wielu. Niektórych nawet się udało. Zwłaszcza jeśli zachwali spokój. Trzeba mieć jednak świadomość, że ta opcja nie daje gwarancji powodzenia. A trafiając na wyjątkowo trudną rodzinę, po takiej interwencji rodzinnej, może być wręcz jeszcze gorzej. Istnieje ryzyko, że otrzymasz łatkę „histeryczki”, „nadwrażliwca”, któremu nie można nic powiedzieć i z którym trzeba się obchodzić jak z jajkiem. I bliscy zyskają kolejny powód do…szyderstwa.
Sytuacja bez wyjścia? Nie. Klucz do sukcesu to wzmacniać siebie, pracować nad ustaleniem spotkań tak, by jak najmniej na nas wpływały. Gdy trzeba, ograniczenie ich do minimum. Pomaga wsparcie partnera. Warto również rozważyć spotkanie z psychologiem.
Najlepiej unikać takich kontaktów, ale nie zawsze się daje. Trzeba stawiać granice, ograniczać takie spotkania do minimum, chociaż łatwo się mówi…
Bardzo wartościowe artykuł, z którym zgadzam się w zupełności.
Nie powinno ale często wygląda bo rodziny nie rozwiązują problemów ludzie tacy są i tak chyba lubią udawać że nic się nie dzieje