Kiedyś to było fajniej. Tak twierdzą. Wszystko było lepsze. Tak mówią. Choćby z takim wychowaniem. Mama walnęła kapciem, tata trzasnął pasem i chodziliśmy jak w zegarku. Nie odzywaliśmy się niepytani, siedzieliśmy cicho, słuchaliśmy. Do czasu aż wyszliśmy z domu, gdzieś na podwórku, w szkole, za rogiem, gdzie wzrok rodzica nie sięgał…. Tam często strach mijał i tam bywało różnie. Dzisiaj dzieci mają głos, ryby dalej podobno go nie mają. Choć wielu przemawia w ich imieniu (patrz – karp). To dobrze? A może strzał w kolano? Czy rzeczywiście dawny styl wychowywania był lepszy? I to właśnie dzięki niemu wyszliśmy na ludzi? A może dawny wzorzec rozsiał toksyczne zachowania po całym świecie? I teraz brodzimy w problemach po pachy?
Dlaczego taka jesteś?
Co słyszeliśmy jako dzieci?
- nie złość się, złość piękności szkodzi
- jesteś zazdrosna? Jak możesz! Zero wdzięczności.
- nie mazgaj się.
- nie bo nie.
- dlaczego nie możesz być taka, jak…..?
- spójrz na…on/ona to wzór do naśladowania.
Trudno wyrasta się w rodzinie, w której łza traktowane są jako wstyd i objaw słabości. W takiej, w której nie można powiedzieć najbliższej osobie, że czujemy się źle, że bywamy zazdrosne i pominięte. Szczerość nie opłaca, a złość jest ostro karana.
Nie możemy być takie, jakie jesteśmy i myśleć całkiem inaczej niż mama czy tata. Nie możemy pragnąć innej przyszłości i innego związku. Trudno żyje się w świecie, w którym każdy musi być perfekcyjny, gdzie nie wolno się kłócić, złościć i smucić. A każde niepowodzenie to sygnał, że “a nie mówiłam”, dlatego przeżywa się je w ukryciu. Bo na wsparcie i pocieszenie nie można liczyć.
Niemal każda rodzina sprzed lat taka była, miewała swój kodeks, w którym nie akceptowała jakiegoś uczucia, uważając je za złe. Dana emocja była niemile widziana. Dlatego tępiło się ją na wszystkie możliwe sposoby. Ta droga okazała się dramatycznie nieskuteczna. Bo tłamszone uczucia nie znikają, przeciwnie zyskują na sile i rosną do takiego poziomu, że trudno nad nimi zapanować.
Kolejny krok to atak od środka w postaci depresji, ataków paniki, niepewności, poczucia niskiej wartości. Problemy także wracają ponownie w życiu dorosłym w postaci kłopotów w związku i wychowaniu dzieci. Niekiedy uciekamy od emocji w używki, uzależnienia. Historia kołem się toczy.
Czy to można uznać wyjściem na ludzi? Nie żeby dzisiaj było idealnie, bo nie jest, ale dawniej też nie było różowo.
Ta sama historia
To zdumiewające jak historia lubi się powtarzać. Mimo że bardzo tego nie chcemy, to po latach zauważamy, że stajemy się tacy sami jak rodzice. Popełniamy podobne błędy. Reagujemy tak samo, mechanicznie odpowiadamy na zagrożenie i kłopoty. W chwilach napięcia słyszymy jak wypowiadamy te same zdania. I czasami mocno nas to przeraża. Jak to? Przecież nie chciałam być taka? A odzywam się podobnie do swojej mamy! Tworzę niemal taki samy poraniony związek jak rodzice! Nienawidziłam tego, a teraz?
Dziecko wychowywane w rodzinie z problemem alkoholowym, samo wpada w uzależnienie lub wiąże się z kimś, kto je ma. Osoba bita w dzieciństwie, ma partnera, który ma mocną rękę. Dziecko z rozbitej rodziny samo rozwodzi się w przyszłości. Osoba z domu, w którym rodzice się zdradzali, powtarza ten sam schemat. Itd. Itp.
Jedna z czytelniczek napisała: “Toksycznego człowieka wychowuje toksyczna matka, wzorzec też bierze z ojca…. Nasze zadanie to wziąć odpowiedzialność za to, na co pozwalałyśmy, nie powielać już więcej tych schematów, szanować siebie, postawić na swój rozwój i zwiększanie własnego poczucia wartości. Wtedy życie się odmienia…. moja lekcja odrobiona… A Twoja?”
Niestety podpisuję się pod tymi słowami, ale na szczęście znam też kilka osób, które uznając przezycia swojej rodziny za przestrogę, wyrwały się z tego zaklętego kręgu.
To wszystko jest bardzo trudne bo jest połączone od pokoleń… Ciężko to przerwać ale da się przy nakładzie pracy ale i miłości.