Feministka to ta pani, której nikt nie lubi?

1

Czy może być gorsza obelga dla kobiety niż łatka feministki? No, pewnie może, ale jeśli odejmie się wulgaryzmy, ‘feministka’ wychodzi zdecydowanie na prowadzenie. To słowo tak źle się kojarzy, że nawet gdy kobieta chętnie wypowiada się o równości płci, to zwykle od razu, asekuracyjnie dodaje: ale nie jestem feministką. Nie, nie, nie, żeby tylko czasem komuś do głowy nie przyszło podobne skojarzenie.

Feminizm jest bowiem postrzegany dzisiaj jako zwykła fanaberia, coś zbędnego, walka dla walki, prowadzona oczywiście przez głęboko nieszczęśliwe, brzydkie jak listopadowa noc stare panny nienawidzące mężczyzn. Bo niby czego jeszcze kobietom brakuje do szczęścia? Przecież już wszystko mają, prawda?

Przecież jest po równo…

Generalnie wiadomo, czym jest feminizm, skąd się wziął i co dał. Kiedyś, w swoich początkach, bez wątpienia miał sens, i można tylko podziwiać odważne sufrażystki za ich walkę ze społeczną niesprawiedliwością – to dzięki nim współczesna kobieta może studiować, brać udział w wyborach, mieć własne konto w banku, być samodzielna. No więc o co tym babom jeszcze chodzi? Przecież jest pełne równouprawnienie. Z którego zresztą nie wolno się nawet pośmiać, bo zaraz jest, że dyskryminacja.

Łatwo zapomnieć, że to, co dzisiaj jest oczywistą oczywistością, raptem 150 lat temu wywoływało wielkie zgorszenie. A jak podrapać głębiej, to i u współczesnych panów budzi spory niesmak, co słychać w bardzo wielu męskich komentarzach typu ‘jak ci tutaj tak źle, to wypad do Arabii, książęta Orientu szybko ci pokażą, gdzie twoje miejsce’. Innymi słowy, grubym nietaktem jest skarżenie się na swój los, bo jako kobieta nie masz prawa już na nic narzekać, i tak dostałaś ponad miarę dzięki naszej męskiej łaskawości, wcale nie żyje ci się źle, jesteś przewrażliwiona, przesadzasz, jakie znowuż nierówności? Dać babie palec, to urwie całą rękę. To bardzo dobitnie pokazuje, jaka jest prawdziwa pozycja kobiety – jesteś równa mężczyznom, bo ci w swojej dobroci nie zachowują się już jak brutalne prymitywy, ale jak za bardzo będziesz fikać, to wrócimy do starych, dobrych czasów. Bo wtedy było dużo lepiej.

Mężczyzna jest mądrzejszy

Na papierze kwestie związane z równouprawnieniem rzeczywiście bardzo ładnie wyglądają, lecz wystarczy spojrzeć na realne przykłady z życia, to mina może troszkę zrzednąć. Niby uznaje się równość kobiet i mężczyzn, ale jak przychodzi co do czego, to jednak płeć żeńska jest głupsza, mniej kompetentna, do wielu rzeczy zwyczajnie się nie nadaje, nie musi nawet próbować, z góry to wiadomo. Płeć okazuje się kluczowym argumentem, bo gdy facet czegoś nie umie, to jest niedouczony. Gdy nie radzi sobie z tym kobieta, to właśnie dlatego, że nie ma penisa, no przecież nie mogło się jej to udać, baby są na to zbyt tępe.

 

Po prostu standardem jest, że kobieta zawodzi, a te, które się sprawdzą, to chlubne wyjątki. Mężczyzna na starcie ma większy kredyt zaufania, bo z racji swojej płci pewnie lepiej zna się na budowaniu mostów, finansach czy elektronice, kobieta na każdym kroku słucha docinków, że pewnie znalazła się tu przez przypadek. I dlatego w ‘męskiej’ pracy musi udowodnić więcej. Co gorsza, gdy to udowadnianie świetnie jej wychodzi, to nagle staje się niekobieca, niemiła, nazbyt wojownicza i pewnie niedopieszczona, bo zaspokojona przez mężczyznę kobieta nie musi się dowartościowywać karierą.

Feministka

W typowo kobiecej pracy nie jest dużo lepiej, bo damskie zajęcia są mało poważne, mało wymagające, każdy głupi by dał radę. Kobieta ma męczącą pracę? Jak jest taka mądra, niech wniesie szafę na szóste piętro, hahahaha. Albo niech pomiesza beton lub pokopie rowy. I na nic mówienie, że masa kobiet haruje równie ciężko, nierzadko na dwóch etatach – skoro kobieta jednorazowo nie podniesie wielkiej paczki, to znaczy że nic nie robi i nie przysługuje jej taki sam szacunek, co tyrającym facetom. I nie, nie bądźmy śmieszni, wychowywanie dzieci i zajmowanie się domem to żadna praca. Taka to równość w praktyce.

No przecież nic takiego się nie stało…

Skargi feministek dotyczące molestowania seksualnego i przemocy to już w ogóle beczka śmiechu. Mężczyźni biją kobiety? Znęcają się nad nimi? Znowu – wypad do Arabii, bo widać aż cię korci, żeby poczuć kilka batów. No dobra, może i u nas się to czasem zdarza, ale bardzo rzadko i robią to tylko psychole. I tak przy okazji, ta bita żona, dlaczego ona z tym brutalem żyje 15 lat pod jednym dachem? Może… może jej to wcale nie przeszkadza, może to lubi? Może nie jest tak zupełnie bez winy? Chłop tak bez powodu raczej nie uderzy…

Te zgwałcone, no tak, tak, to straszne co je spotkało, ale w co były ubrane? Po co tam poszły? Jak to – znajomy? Jak znajomy, to się nie liczy, pewnie sama chciała, teraz się mści, bo z nią zerwał albo koleżanki jej wmówiły, że to było coś strasznego. Nie, nie bagatelizujemy gwałtów, skądże znowu, po prostu trudno to tak jednoznacznie ocenić. Często to tylko jej słowo przeciwko słowom jego, a w takiej konfrontacji to wiadomo, zdanie mężczyzny znaczy więcej, bo on nie w emocjach, a ona to różnie, zresztą na fejsie dała zdjęcie w bikini, takie seksowne, to najwyraźniej lubi dobrą zabawę. A wiecie, raz się okazało, że dziewczyna oskarżyła o gwałt, potem wyszło w sądzie, że kłamała. Nie, niczego nie sugerujemy, niewykluczone, iż tutaj jest inaczej.

Akcje, jak ta ostatnia #MeToo, pokazują, co naprawdę myśli się o kobiecych skargach dotyczących przemocy seksualnej. Kobiety to histeryczki i mitomanki, czemu nie mówiły o tym wcześniej i po co o tym mówią teraz? Przesadzają, bo co, facet sobie klepnąć nie może? Zażartować nie wolno? Podanie pisać, że się chce komplement powiedzieć? Jak gdyby ciężko było zrozumieć, że jeśli jedna dziewczyna lubi gdy ją dotykają obcy faceci, to nie należy wyciągać z tego wniosku, że każda inna ma takie same upodobania. A gdy kobieta mówi o gwałcie, to może dla odmiany warto by było przyjąć jej słowa za prawdę, zamiast od razu przypisywać oszustwa, nadwrażliwość i problemy z psychiką.

A bo tak wymyślasz…

Bo wbrew powszechnym deklaracjom, kobiety wcale nie cieszą się męskim szacunkiem i uznaniem. Tak, z jednej strony jest to wywieszane na sztandarach całowanie w dłoń i otwieranie drzwi, ale z drugiej są pełne lekceważenia komentarze, odmawianie kobietom rozumu, inteligencji, logicznego myślenia, wiedzy, umiejętności. Własnego zdania wreszcie. Równouprawnienie zakłada, że wszyscy powinni mieć te same prawa i obowiązki, lecz w przypadku kobiety ta równość akceptowana jest tylko do momentu, w którym chce ona zrobić coś, co facetowi nie w smak. Wtedy staje się dziwaczką, roszczeniową kretynką, przewraca się jej w głowie. Cudowną i piękną istotą jest wyłącznie wtedy, gdy jej postępowanie w stu procentach pokrywa się z oczekiwaniami faceta.

Kobiecie wiecznie się wmawia, że tak naprawdę wcale nie wie, czego chce. Że jak coś mówi, to myśli inaczej. Jak protestuje, to tylko żeby nie wyjść na łatwą, a jeśli doszło do krzywdy, to sama sobie jest winna, gdyż prowokowała, nie zaprotestowała wystarczająco głośno, jej ciało wyraźnie mówiło ‘tak’, a natury oszukać się nie da. Zachodzi w niechcianą ciążę, bo nie pomyślała. A jeśli nie chce dzieci i odrzuca tradycję, to nawet nie z własnego przekonania, bo jest zbyt głupia, żeby wpaść na podobny pomysł, cały ten idiotyczny postęp wtłoczyły jej do głowy wściekłe feministki, a ona, jak na potulną owieczkę przystało, posłuchała debilek i robi, co jej każą. Wcale nie będąc z tego zadowoloną, ponieważ prawdziwe szczęście kobiecie daje usługiwanie mężczyźnie, tak było, jest i być powinno, nie ma sensu się z naturą kłócić.

W sumie to słuchając owych opinii, ciężko zrozumieć, czym to się niby różni od myślenia mieszkańców tak chętnie przywoływanych krajów arabskich – tam również słowo kobiety jest mało warte, a sama kobieta to służka mężczyzny, której wolno robić swoje tak długo, jak pan uzna, że to w granicach normy. Różnicą są jedynie prawne zapisy, sama mentalność ma zaskakująco wiele podobieństw.

Nikt nie chce być obiektem kpin

Skoro kobiety ciągle mają w pewnych kwestiach wyraźnie pod górę, dlaczego feminizm traktowany jest z tak wielką pogardą, również przez same zainteresowane? Sporo w tym winy mężczyzn, którzy za wszelką cenę chcą ruch feministek ośmieszyć, wyciągając najgłupsze przykłady walki z wydumanym zagrożeniem i przedstawiając najbardziej kontrowersyjne przedstawicielki skrajnych odłamów feministycznej ideologii.

Przekaz staje się jasny: to ruch odwetowy, który ma na celu wybić facetów, a kobiety zamienić w mężczyzn. Ruch, co pomaga zrzucić napięcie seksualne, ponieważ przystępują do niego same otyłe baby z wąsami. Normalna kobieta nie zajmuje się takimi bzdurami, a gdy nawet ją chwilowo ten ruch oczaruje, wystarczy, że znajdzie chłopa i od razu jej przechodzi. Czyli – wszystko, co nie jest związane z facetem, to fanaberie, jedynym celem kobiety jest zdobycie męża, którego cudowne narządy płciowe są w stanie wybić z kobiecej główki każdą głupotę. Zatem, feministką jest się wyłącznie z powodu niedopchnięcia i niedostatków urody. Która kobieta chce się zaliczyć do tej kategorii? Oczywiście, że żadna.

To nie moja sprawa

Fakt, że same feministki sprawy nie ułatwiają, bo zachowują się czasami jak oczadziałe, choć prawda jest i taka, że do mainstreamu trafiają głównie te najbardziej kontrowersyjne działaczki, z którymi rzeczywiście ciężko się utożsamić. Irytować może też dość jednostronny przekaz, promujący w zasadzie tylko jedną postawę – nowoczesna kobieta to mężczyzna w spódnicy. Co zresztą trochę kłóci się ze słowami feministek o wysokiej wartości kobiet – skoro są one tak dobre, to po co na siłę chce się w nich zaszczepić męskie zalety, zamiast skupić się na promowaniu kobiecych cech i umiejętności? Wychodzi więc, że co typowo kobiece istotnie jest pośledniejsze.

I o to wiele dziewczyn ma do feministek słuszne pretensje, że mimo głoszenia teorii o wolności wyboru, to jednak tego wyboru wcale się nie daje. To jest chyba największy problem współczesnego feminizmu – nie odpowiada on na wszystkie kobiece potrzeby, skupia się tylko na jednej grupie, resztę ma w poważaniu. Ale czy stworzenie takiego ruchu byłoby w ogóle możliwe? Kobiety mocno się między sobą różnią, mają bardzo odmienne oczekiwania i priorytety, trudno wskazać punkty wspólne jak prawo głosu czy prawo do edukacji z epoki sufrażystek. Typowy jest też argument: ja czegoś nie doświadczyłam, więc nie rozumiem tych kobiet. A to trochę jak mówić: ja nigdy w swoim życiu nie zaznałam głodu, więc głodne dzieci to jakiś wydumany problem. Może więc po prostu wystarczy, by kobiety były między sobą solidarne i to zadziała skuteczniej niż jakiekolwiek ‘-izmy’?

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj