Nie jest dobrze, gdy w związku nie możemy się realizować. Bo trzeba zrezygnować z siebie dla dobra ogółu – męża, dzieci, rodziny. Nie pozostaje nic innego, jak zapomnieć o swoich planach, zredukować swoją rolę do aktywności, których tak naprawdę nie doceniamy, uważamy je za niskie i nudne. To zawsze kończy się frustracją, gniewem, a w konsekwencji często zerwaniem relacji. Dlatego nie dajmy się złapać w tę pułapkę. I myślmy też o sobie. Nawet w chwilach, gdy potrzeby innych przytłaczają nas swoim
ciężarem.
Zostań w domu. Ja zadbam o wszystko
Niektórym taki układ pasuje. Jest doskonały, bo pozwala na względny spokój i szczęście. Mężczyzna wychodzi do pracy, zarabia na dom, a kobieta zajmuje się tym domem – przygotowuje obiad, pilnuje dzieci, dogląda ich lekcji, spędza z nimi najwięcej czasu, dba o ich rozwój, także poza lekcjami, wozi do domów kultury, na boisko, basen, itd.
On ma zawsze wyprasowaną koszulę i ciepły obiad na stole. Ona nie musi walczyć na rynku pracy, mierzyć się z wyścigiem szczurów i jego konsekwencjami. On czuje się doskonale jako mąż, niezastąpiony, prawdziwa głowa rodziny. Ona może w spokoju wić gniazdko.
Teoretycznie układ doskonały. Ma jednak słabe strony. Jakie?
Uzależnienie
Pierwszym wyzwaniem jest pełne uzależnienie od drugiej strony i oddanie się jej.
Z jednej strony zdejmuje z barków ogromny ciężar i wiele odpowiedzialności. Z drugiej paradoksalnie rodzi lęk. Pojawiają się uporczywe myśli: co jeśli jedyny żywiciel rodziny zachoruje? Co w sytuacji, gdy niespodziewanie umrze? A jeśli nam się nie ułoży i po latach będę musiała wrócić na rynek pracy? To będzie trudne po tak długiej przerwie. Jak się odnajdę?
O ile jednak obie osoby szanują ten układ i przyjmują wszelkie konsekwencje z niego wynikające, nie jest tak źle. Problem pojawia się wtedy, kiedy komuś z jakiegoś powodu zaczyna to przeszkadzać.
Bo on nagle jest zły, że „ona nic nie robi”, a tylko „wydaje jego pieniądze”. Ona z kolei zaczyna mieć dość, że zajmuje się wszystkim, a on po pracy kładzie się na kanapę. Nie pomagał wcześniej (a przecież powinien także wykonywać pewne czynności w domu), jednak jej z jakiegoś powodu to wcześniej nie przeszkadzało, a teraz zaczęło…
To nie wszystko. Jej czasami zaczyna przeszkadzać, że on za mało zarabia. On się denerwuje, że ona go nie docenia. Ona słyszy, że nie szanuje tego, co ma, że ma iść i zarobić. Gdy z kolei próbuje to zrobić, on wykrzykuje, że nie tak się umówili. On nie chce więcej angażować się w domu, a to przecież oznacza jej pójście do pracy. Fala niechęci nakręca się, spirala złości staje się coraz większa.
Bycie w domu na początku atrakcyjne z czasem zamienia się w bycie „kurą domową”, co dla wielu kobiet stanowi najgorszą opcję. Nic dziwnego, że nie czują się z nią dobrze. Mają poczucie utraty kontroli nad swoim życiem. Denerwuje je to, że są traktowane z góry i bez szacunku. I nikt tak naprawdę nie docenia ich trudu, a zwłaszcza „niewidzialnej pracy”.
Gdzie się podziały Twoje marzenia?
Istnieje wiele kobiet umiejących się realizować, pozostając w domu. Skupiają się one na dzieciach i ich rozwoju. Być może zwracają się ku sobie – więcej się uczą, znajdują ciekawą pasję. Czasami zawiązują nowe przyjaźnie, żeby nie zwariować spotykają się z sąsiadkami, wychodzą na wspólne spacery. Może przygarniają psa, który motywuje ich do codziennych spacerów.
To daje poczucie sprawstwa i uspokaja. „Nie jestem tylko mamą, żoną. Pozostaję kobietą”. I super.
Nie da się jednak ukryć, że nie zawsze to wystarcza. Czasami wraz z mijającymi latami odczuwać zaczynamy coraz większy głód, potrzebę rozwoju, wyjścia do ludzi, robienia czegoś innego. Pragniemy się usamodzielnić, poczuć, że mamy wpływ na wiele rzeczy i podbudować swoje poczucie wartości.
Możemy mieć najwspanialszego męża, nawet nie musieć pracować, ale to działa na naszą korzyść.
Unikamy presji, stresu, nerwowej atmosfery wynikającej z faktu, że muszę. Otwiera na nowe możliwości.
Na przykład wyjście do świata z nastawieniem „mogę”. To wielki komfort, który daje prawdziwą wolność. I nic dziwnego, że kobiety z tego korzystają, jednocześnie realizując swoje prawdziwe pragnienia.
Bez poświęcania
Życie rzadko jest idealne. Zazwyczaj przynosi nam wiele niespodzianek. I zwyczajnie trzeba umieć się przystosować.
Najtrudniej jest, gdy rodzą się dzieci. Są małe, ktoś musi się nimi opiekować 24 godziny na dobę. Z czasem wcale nie jest prościej, bo niby dzieci idą do przedszkola…ale zaczynają też chorować. Trzeba brać opiekę. Gdy zawsze na zwolnienie idzie jedna i ta sama osoba, to jej pozycja na rynku pracy spada.
Przy dzieciach trudno mówić też o wysokich możliwościach zaangażowania się w pracę. Już coraz rzadziej spędzamy poza domem 12 godzin, wychodzimy z pracy równo po 8 godzinach. Żadnych nadgodzin, trzeba przecież odebrać dziecko z przedszkola. Rozważamy kilkukrotnie potrzebę wyjazdu na konferencję, czy delegację, szukamy miejsc zatrudnienia, które dadzą nam spokój i pomogą pogodzić nową rolę z zarobkowaniem.
Czy to zawsze wychodzi? Niestety nie. Często po rozliczeniu kosztów nagle bowiem okazuje się, że nie stać nas na opiekunkę, żłobek, przedszkole, że to zwyczajnie się nie kalkuluje. I rezygnujemy z pracy, dając tym samym możliwość rozwoju partnerowi.
Same wybieramy dzieci. Rozumiejąc, że to bez sensu, zarabiać nieco więcej niż wypłata opiekunki i nie widzieć dzieci przez większość dnia. Postanawiamy jednocześnie, że przecież przyjdzie czas, kiedy będziemy mogły w końcu powiedzieć „teraz ja”. Co nie znaczy, że tej decyzji towarzyszy tylko radość i wewnętrzny spokój, bo często niestety emocje są dużo trudniejsze. Jest również lęk i radość, niepokój i nadzieja…
Zasiedzieć się
Nikt nie chce poświęcenia. Nikt go nie szanuje. Warto to sobie przypominać, zwłaszcza wtedy, kiedy czas mija nieubłaganie. Czujemy, że należy coś zmienić. Dziecko idzie do szkoły, zyskujemy więcej przestrzeni. Warto właśnie wtedy zadbać o jego i swoją samodzielność. Zebrać się na odwagę i wrócić do pracy. Jeśli nie zrobimy tego wtedy, najpewniej nie zrobimy tego nigdy.
Nie ma co się bać. Jeśli miałyśmy przerwę w karierze, to nie wyklucza nas to z rynku pracy. Przez ten czas robiłyśmy przecież mnóstwo rzeczy. Najpewniej stałyśmy się ekspertkami w zarządzaniu czasem i sytuacjami kryzysowymi. Mamy mnóstwo atutów, które na pewno zostaną docenione przez pracodawcę.
Warto to sprawdzić w praktyce. I przede wszystkim uwierzyć w siebie.
Czas ten to doskonały moment, żeby iść na kurs, zrobić studia podyplomowe, nauczyć się języka.
Dzisiejszy rynek pracy daje tyle możliwości, że naprawdę warto z nich skorzystać. Tym bardziej, że to prostsze niż kiedykolwiek wcześniej.
Realizować się
To ważne nie tylko z uwagi na nas, żebyśmy czuły się szczęśliwe, gdy spełniamy siebie. To również istotne z punktu widzenia naszej relacji i jej trwałości. A także ze względu na nasze dzieci, którym dajemy przykład.
Wychodzenie z domu, do ludzi, praca, zarabianie, niezależność, która się za tym kryje najczęściej dobrze wpływają na parę. Dzięki temu zmniejsza się presja na partnerze, rośnie spokój i równowaga. Można uczciwie podzielić się obowiązkami domowymi. Paradoksalnie można mieć również więcej czasu na swoje przyjemności. Mnóstwo kobiet, które poszły do pracy, nagle zauważyły, że codzienne obowiązki są prostsze niż ich wcześniejsze „siedzenie w domu”. W pracy zaczynają odpoczywać, rozkwitają, dbają o siebie, mają możliwość i motywację do zakupu nowych rzeczy, poprawy fryzury, zadbania o sylwetkę…
Nowa praca bardzo często je odmładza i pozytywnie wpływa na codzienne relacje w rodzinie.
Realizować się
W dobrych związkach osoby rozkwitają. Są coraz szczęśliwsze, odważniejsze, przebojowe. Nie boją się ryzykować i spełniać marzenia. Oparcie w partnerze sprawia, że są w stanie robić więcej i mieć przy tym większą satysfakcję. Rodzina to najlepszy motywator do zmian, do ciągłego starania się, by żyć lepiej.
I właśnie tak powinno to wyglądać. Nie bać się. Nie chować w cieniu rodziny. Przestać szukać wymówek…I nie mówić, gdyby nie ty….bo przecież wiesz, że prawda nie jest taka prosta.