Czasami odkochujemy się niejako wbrew sobie. To nie jest jakieś postanowienie ani żaden akt woli. Tylko coś, co dzieje się gdzieś między jednym a drugim kęsem chleba lub
kolejnym łykiem kawy. Oczywiście nie w sekundą, ale przebiega jako proces, który postępuje z dnia na dzień. Nagle spoglądamy na znajomą twarz i…już nie czujemy miłości.
Dlaczego?
Jak tu się odkochać?
Czasami narzekamy, że nie możemy się odkochać. Związek się skończył. On powiedział,
że nie kocha. Zaskoczył nas. Odszedł. Pojawiły się łzy i niedowierzanie. I totalna rozsypka. Nie chcemy, a tęsknimy. Irytujemy się, a nie możemy się odkochać. Ciągle o nim myślimy, przeglądamy media społecznościowe, patrzymy na zdjęcia, sprawdzamy, jak sobie radzi…
Marzymy o tym, że jednak jeszcze się uda. On pójdzie po rozum do głowy i się zejdziemy. Znowu będzie dobrze. Zaczniemy od nowa..i będzie jeszcze lepiej.
Scenariusz bywa jednak też diametralnie inny. Wcale nie czytamy poradników, jak się
odkochać, nie przeżywamy zakończenia związku niczym żałoby, po prostu się odkochujemy. Nie planujemy tego, zwyczajnie to się dzieje. Niejako obok nas.
Ignorujemy sygnały ostrzegawcze lub nawet ich nie widzimy…W biegu życia nie
rozumiemy zmian, których doświadczamy. Budzimy się pewnego dnia i uświadamiamy sobie, że to koniec. Tak, bywa i tak.
Gdy widzimy więcej wad niż zalet
Gdy jest wszystko ok, to w relacji z drugim człowiekiem powiększane są jego zalety, a
umniejszane wady. Oczywiście pewne minusy drugiej osoby dostrzegamy, ale nie mają
one dla nas tak wielkiego znaczenia, jak w sytuacji, gdyby dotyczyły kogoś do kogo mamy
neutralny stosunek.
Innymi słowy bilans wychodzi na plus.
Związek rozpadający się, czyli taki, w którym dochodzi do odkochiwania to inne
postrzeganie. Rosnąca fala wad i coraz mniej zalet. Patrzymy na drugą osobę i coraz mniej się nam ona podoba. Drobne niedogodności urastają do skali wielkiego problemu, a
wielkie zalety nagle zdają się blednąć.
Im bardziej się od kogoś dystansujemy, tym bardziej to sobie racjonalizujemy, zwracając uwagę na wady. To one przysłaniają nam wszystko. Druga osoba pod presją, w stresie nierzadko zachowuje się dokładnie tak, jak ją widzimy. Czyli źle. Tak to działa. Im kogoś gorzej oceniamy, tym on gorzej się zachowuje.
To dobrze zbadany mechanizm samospełniającej się przepowiedni. Nasze podejście do
drugiej osoby, uprzedzenia determinują nasz odbiór i jednocześnie czyjeś zachowanie.
Gdy nie chce się nam starać
Odkochujemy się, gdy coraz mniej się nam chce, na coraz mniejszej ilości rzeczy nam zależy. Gdy nie chce się nam starać…
Coś, co dawniej sprawiało nam przyjemność, już jej nie generuje. Wspólny czas nie jest
już tak przyjemny. Lepszy staje się święty spokój i samotność.
Gdy układamy sobie życie w głowie bez niego
Nasza głowa pracuje. Początkowo są nieśmiałe wizje we śnie (gdy budzimy się totalne
zaskoczone), później nieśmiałe podpowiedzi na jawie (a gdyby tak….). Coraz natrętniej
pojawiają się obrazy nowej rzeczywistości. Coś zaskakującego i onieśmielającego.
Przynajmniej na początku…
Nawet nie zauważamy, kiedy planujemy przyszłość bez niego. To chwile zamyślenia, które przynoszą nam różne zaskakujące scenariusze. Jednak to się dzieje. Niczym kropla drążąca skałę zmienia naszą percepcję.
Zaczynamy się bać
Odkochujemy się, gdy zaczynamy się bać. Nie jesteśmy już partnerami, kimś
równorzędnym, ale osobą, która się ukrywa. Ucieka w swój świat. Boi się drugiego
człowieka, jego zachowania, nieprzewidywalności.
Jeszcze gorzej, gdy boimy się również o dzieci.
Choć strach niestety nie zawsze tak działa. Czasami uruchamia też schemat
usprawiedliwień, racjonalizowania sobie, wmawiania, że on jednak nie jest taki zły, na
jakiego się wydaje…, że akty agresji zdarzają się rzadko i wcale nie są takie bolesne.
Trzeba przeczekać…a wszystko wróci do normy. Gdy w obliczu zła, nie odkochujemy się,
to potrafimy wytłumaczyć sobie wszystko. Dosłownie wszystko.
Odkochujemy się, gdy zaczynamy się brzydzić
Upokorzenie, uraza, poczucie niesmaku. Gdy zaczynamy się brzydzić…jego obecności,
dotyku to już jest koniec.
Nie czujemy tej bliskości
Nie ma już tej czułości, tej współpracy i porozumienia, która była na początku. Jest
natomiast chłód i oddalenie. Fizyczne i mentalne zdystansowanie. Intymność rozsypała się
jak domek z kart, namiętność dawno wygasła…Na karku czujemy oddech śmierci miłości.
Nie poznajemy drugiej osoby
Na końcu nie poznajemy drugiej osoby. Staje się ona nam obca. To już moment zerwania ostatnich więzi. Chwila, kiedy już nie ma nas. Jest on i ona. Oddzielnie. Bez splątanych dłoni, wzroku skierowanego w tym samym kierunku. Odwróceni do siebie plecami, zmierzający w całkiem inną stronę.