Czasami chciałybyśmy nie czuć. Palącego wstydu, czerwonych policzków, rozbieganego wzroku, nerwowych ruchów dłoni, poczucia, że chciałoby się zniknąć. Smutku, który dotyka każdego fragmentu naszego ciała. Nie słyszeć skowytu wilka samotności, umierającego w męczarniach w środku nas samych. Nie musieć polegać na szepcie serca, liczyć się ze zmiennymi emocjami. Być odporną, ponad to. Mieć pancerz zamiast skóry. Cztery pośladki niczym stal, stal zamiast kręgosłupa. Żeby nigdy nie dostawać w d…od życia i aby nikt nas nigdy nie złamał.
Nie czuć nic. Być odporną. Wolną. Nie dać się nigdy zniszczyć. Żeby nie bolało…
Idealna wizja? Bajka? Raj na ziemi?
Może i tak…ale…
Niestety tak się nie da. Nie da się czuć tylko to, co chcemy, a resztę odrzucać. Można się uodpornić na tyle, by trzymać się w towarzystwie i rozpaść się dopiero w dobrze znanych czterech ścianach. Tak się da. Uczucia ukrywać, ale nadal je mieć. Najgorzej jednak dojść do ściany i nie czuć już nic. Być pustą w środku. To jak śmierć za życia.
Nie da się czegoś nie czuć, bo wtedy czujesz nic
Uczucia dostajemy w pakiecie. Są jak naczynia połączone, oka łańcucha. Jedno jest połączone z drugim.
Nie da się nie doświadczać złości, gniewu, strachu, a jednocześnie celebrować miłość, dobroć, radość, zadowolenie, dumę. Nie można odrzucić jednego i pragnąć drugiego. Choć wiele z nas do tego dąży, to jest to bardzo źle wybrana droga. Zgubna, ślepa, na której końcu czeka tylko czarna, przygnębiająca nicość.
Pustka
Dzisiejszy świat wspiera naszą siłę, odporność. Chodzi o to, by być ponadto, co innych dobija, martwi, gnębi. Im mniej nas obchodzi, tym lepiej.
W pewnym wieku rzeczywiście się uodporniamy. Umiemy odwrócić się na pięcie, powiedzieć trudno lub spier…Doświadczenie wiele daje. O ile to szczera postawa, wynikająca z głębokiej wewnętrznej transformacji, o tyle wszystko w porządku. Mamy to. Świetnie!
Dużo gorzej gdy stylizujemy się na kogoś wyluzowanego, zaklinamy rzeczywistość, przekonujemy, że to nas w ogóle nie uderza, a tamto nie obchodzi, gdy jednocześnie w środku spalamy się kawałek po kawałku.
Gdy bowiem czujemy wzbierającą we wnętrzu nas falę, nie wolno jej powstrzymywać, trzeba z nią popłynąć. Dać się jej ponieść. W bezpiecznym dla siebie miejscu, na takich warunkach, jakie będą nam odpowiadać. Wykrzyczeć złość, wypłakać ból, otworzyć się na to, co czujemy. Złamać się. Pozwolić sobie na bycie słabą, zmęczoną, smutną. Po co?
By oddać rzeczywistości, wypuścić w świat to, co nas boli. By naprawdę mocno poczuć w kontrze do “nie czuć nic”. Uwolnić się. I stać się silną. Gotową na to, co jeszcze przed nami – ogromną radość, ale też dojmujący smutek. Życie daje nam to wszystko w pakiecie.
Świetny post, sama prawda, a to spier….. najlepiej nam wychodzi 😀 Pozdrawiam 🙂
Tylko wtedy, kiedy poczujemy także tę negatywne uczucie, będziemy potrafili cenić i czerpać z tych pozytywnych.