Po 20 latach to normalne, że partner nam się nudzi?

0

Podobno już w niedalekiej przyszłości w Polsce ma się rozchodzić nie co trzecie, ale….każde małżeństwo. Te pary, które przetrwają nieco dłużej niż 10 lat, mają być ewenementem. Tendencja w tym zakresie jest doskonale widoczna. A zjawisko ma się tylko pogłębiać. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę obecne potrzeby, wysokie wymagania, sposób wychowywania, wygodę, samotność (paradoksalnie!) i oficjalną narrację w mediach. W myśl zasady skoro można, to trzeba. Zresztą wystarczy się rozejrzeć. Widzimy, co się dzieje. Rozchodzimy się. I powodem często wcale nie jest zdrada…Trudno ze sobą
wytrwać choćby dlatego, że się sobie nudzimy….

Po 20 latach to normalne, że partner nam się nudzi?

Co to znaczy znudzić się sobą?

Co to znaczy znudzić się sobą? Dla jednej osoby może oznaczać to tyle, że znam cię aż za dobrze. Tak bardzo, że wiem, co zaraz powiesz. Wiem, czego się po tobie spodziewać, a czego absolutnie nie. Do związku wkrada się rutyna. Dla jednej osoby to minus. Dla drugiej to jednak ogromny plus. Nazywany w tym wypadku inaczej – poczuciem bezpieczeństwa.

Znam ciebie i to akurat dobrze. Jesteś jak przystań, w której się chowam, która daje mi spokój. Do tego zawsze dążyłam…

Chodzi o żar?

Może to kwestia oczekiwań? Mylnego rozumienia miłości jako takiej. Jeśli cały czas bowiem oczekujemy fajerwerków typowych dla początków relacji, to możemy się zawieść i to bardzo. Bo miłość się zmienia.

Każde uczucie przechodzi różne fazy.
I nie ma perfekcyjnych związków. Jeśli ktoś twierdzi, że jest idealnie, to najzwyczajniej w świecie buduje relację za krótko. I jeszcze nie przydarzył mu się kryzys. A ten na pewno prędzej czy później przyjdzie, bo przychodzi zawsze, do każdej pary.

Mimo zmian w relacji, problemem, a właściwie wyzwaniem jest umiejętność podtrzymania żaru. Nie jest to niestety proste….Bo tu trzeba się starać. Mało co robi się samo. Trzeba dbać o drugą osobę jak o największy skarb. Interesować się, słuchać, wspierać, być blisko, zaskakiwać, decydować się na drobne niespodzianki. Zazwyczaj nie potrzeba wiele, żeby ciągle dorzucać do ogniska. Trzeba jednak być osobą czujną i zaangażowaną. I nigdy nie spoczywać na laurach. Kto tak potrafi?

Intelektualny zastój?

Być może nuda to po prostu intelektualny zastój? Brak wspólnego rozwijania się, które tak mocno motywuje i zmienia nas jako ludzi?

Przecież rzeczywistość to nie tylko materia to, co dla ciała, ale również rzeczy, które pozwalają nam zmieniać się na lepsze. I w tym celu potrzebujemy czegoś innego niż mogłoby się wydawać.

Potrzebujemy wzrostu. We dwoje – to kluczowe. Inaczej to się nic nie uda.
Jeśli rozwija się jedna osoba, a druga nie, to nie jest dobrze. Musimy iść razem. Konsekwentnie. Tak, żeby można było się podziwiać. Zachwycać sobą ciągle na nowo.

Brak wyzwań?

Psychologia mówi jedno. Nic tak nie łączy ludzi jak wspólny cel, jak konsekwentne działanie i kroczenie do przodu.

Jeśli wyznaczamy sobie cel i razem stawiamy mu czoło, to buduje naszą relację, zbliża nas i cementuje związek. Każdy problem, który razem rozwiązujemy, pomaga. Każde wyzwanie – większe lub mniejsze – zbliża. Chodzi jednak o to, żeby być w tym razem, wspierać się, nie oskarżać i nie atakować. Rozumieć i kierować się empatią. To z kolei nie jest proste. Niestety wiele par nie jest w stanie sprostać kryzysom, które pojawiają się na ich drodze. Ktoś nie daje rady, ktoś się gubi… Wtedy nie da się iść dalej razem.

Związek się rozpada. Tymczasem tylko ciągły wzrost, doskonalenie pozwalają na poczucie szczęścia.

Stanie w miejscu nigdy nie kończy się dobrze.

A może ciekawsze osoby wokół?

A może mówienie, że się sobą nudzimy to nie problem osoby obok, ale ludzi, którzy nas otaczają? Innymi słowy – łatwo widzieć „dobro i atrakcyjność” obcych osób, a trudniej docenić tę osobę, którą mamy obok.

Świetnie to opisał znany psycholog Elliot Aronson, pisząc: „…w naturze bliskich związków tkwi nieodłączny element ironii, które trafnie wyrażają słowa znanej ballady – zawsze ranisz tego, kogo kochasz. Dlaczego tak się dzieje?” Odpowiedzią jest „dość zaskakujący fakt. Kiedy czyjeś początkowo negatywne wobec nas uczucia stopniowo stają się pozytywne, wówczas jest to dla nas bardzo nagradzające niż gdyby uczucia tej osoby wobec nas były zupełnie pozytywne od początku. I na odwrót, gdy osoba oceniająca nas dawniej pozytywnie powoli zaczyna nas widzieć w negatywnym świetle, jesteśmy skłonni odbierać to jako bardziej przykre, niż gdyby przez cały czas wyrażała wobec nas
negatywne uczucia. (….) Jeśli staliśmy się pewni nagradzających zachowań jakiejś osoby, może ona stać się słabszym źródłem nagród niż ktoś zupełnie obcy”.

Innymi słowy bliska osoba – partner nie jest w stanie dać nam „większego poziomu miłości” niż daje.

Jesteśmy przyzwyczajeni otrzymywać od niego dobro, więc nie doceniamy tego, co mamy, tak bardzo, jak na to zasługuje. Nawet większe starania po stronie mężczyzny, będzie dla nas mniej zauważalne niż dobro doświadczane od obcej osoby lub takiej, od której go wcześniej nie otrzymywaliśmy. To działa w obie strony. Mężczyzna może zachwycać się dokonaniami i sympatią ze strony koleżanki, równocześnie nie doceniając własnej żony. O problem na tym obszarze nietrudno. Dopowiedzcie sobie sami…dlaczego
to tak niebezpieczne.

Psychologia wyjaśnia nam również coś innego. Krzywda doświadczona od bliskiej osoby jest zawsze większa niż wtedy, gdyby takiej samej rzeczy doświadczamy od kogoś obcego. To naturalne. Od męża oczekujemy czegoś więcej. Z drugiej strony ta zasada sprawia, że bardzo łatwo nas zranić. W bliskich relacjach z tego powodu ranimy się nieustannie. I warto mieć tego świadomość!

Komplement od męża, zwłaszcza ten wypowiadany po 20 latach nie ma takiej mocy, jak komplement od obcego mężczyzny. Kobieta bowiem bardziej skupi się na tym drugim, wierząc, że słowa od obcej osoby są prawdziwsze…Mąż bowiem ją komplementuje, bo ją kocha. I na odwrót. Komplementy od obcej kobiety będą dla męża bardziej pociągające.

Można się obruszać, denerwować, ale tak to działa i fakt ten został dobrze zbadany. Odsyłam do fenomenalnej książki, klasyka w gatunku „Człowiek istota społeczna”
przywołanego już wyżej autora – Elliota Aronsona.

Być może chodzi o samo założenie?

Związki nie są łatwe. I to akurat zrozumiałe. Bo to, co wartościowe jest trudne co do zasady. Oczywiście nie w takim znaczeniu, że mamy tracić godność i znosić upokorzenia na każdym kroku, bo tak trzeba. Nic bardziej mylnego. Zawsze istnieją pewne granice. Jednak trzeba mieć świadomość, że nic nie przychodzi samo. Nawet „zaklepanie” w postaci „zaobrączkowania” nie musi być na stałe. Trzeba zachować czujność i się starać.

Niektórzy mówią, że człowiek nie jest monogamistą. Bo nie został do tego stworzony. Żyjemy dłużej niż kiedykolwiek wcześniej. I to się mści. Niezwykle trudno zachować szczęście w związku przez lata.

Większości zwyczajnie to się nie udaje. I w myśl tej zasady – tak ma być. Bo tacy jesteśmy…?

A może po prostu bardzo trudno być dla siebie wsparciem, inspiracją, starać się? Dlatego tak szybko się nudzimy…bo przestajemy o siebie zabiegać? Czasami uważamy, że po prostu nie mamy na to siły….

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj