To nie jest łatwy wpis. Jednak nawet to, co trudne, a może zwłaszcza to, co trudne, wymaga uwagi. Jako lekcja czy przestroga, żeby się zastanowić nad sobą i własnym życiem. Niestety jako kobiety bywamy na wskroś głupie. Naiwne i pogubione. Jednym z objawów naszej głupoty jest tkwienie w związkach, w których robimy wszystko: dosłownie wszystko. A ta druga strona ogranicza się do strzelania fochów.
Kobieta od wszystkiego
Nie brakuje kobiet, które są od wszystkiego. Zarabiania, gotowania, sprzątania, wychowywania dzieci, ogarniania na bieżąco oraz wtedy, gdy coś się dzieje. Takie kobiety o wszystkim myślą, pilnują każdego terminu. Gaszą pożary i sprzątają bałagan – dosłownie i w przenośni.
On, ich partner życiowy, jest nieobecny. Dosłownie lub mentalnie – z puszką piwa na kanapie. Wiecznie niezorientowany, nieprzygotowany. Jak dziecko we mgle, zagubiony i naiwny. Nie wie, nie umie i nie chce się nauczyć. Ona przecież zrobi to lepiej.
Skąd się to bierze?
Kobieca zaradność i superbohaterstwo to nie kwestia dziedziczna, ale problem wyuczony.
Zaobserwowany najczęściej we własnym domu, w którym mama była zawsze przewodniczką, ogarniaczką wszystkiego. Wszyscy wiedzieli, że lepiej gdy taty nie było w domu…. Wtedy, gdy on znikał, było spokojniej. Lepiej, gdy to mama się zajmowała wszystkim, a tata pozostawał w cieniu. Bo on co najwyżej plątał się pod nogami lub krzyczał i denerwował się. Nie ogarniał, nie pomógł, co najwyżej zburzył spokój. Nakrzyczał, rozwalił, nie pomógł, a jedynie przeszkadzał.
Bycie bohaterką, która trzyma na ramionach całą rodzinę to konsekwencja wyrastania w domu, w którym kobiety są odpowiedzialne za wszystko.
Mężczyzna, który nie daje z siebie nic
Niestety jako kobiety mamy tendencję do „hodowania” mężczyzn, którzy nie czują się odpowiedzialni.
Na początku bywa, że postępujemy tak z miłości. Dajemy z siebie wszystko. Znacznie więcej niż trzeba.
Czasami dlatego, że chcemy dobrze, jesteśmy zdesperowane, mamy niezdrowe podejście do związku, zbyt niskie poczucie wartości.
Bywa, że powodem jest coś zupełnie innego: niewiara w mężczyzn. Uważamy, że lepiej ogarniemy: dom, dzieci, wszystko, że on jeśli pozwolimy mu, to nie da sobie rady, nie warto zatem nawet próbować.
Gdzie zaprowadza nas taka postawa?
Niestety trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: jesteśmy same sobie winne. Nasze myśli i nasza postawa kreują rzeczywistość. Im bardziej mu usługujemy, tym bardziej on nie ogarnia.
Zazwyczaj też brakuje nam asertywności, jasnego postawienia sprawy i wymagania działania. Potrzeba bowiem uporu, cierpliwości i konsekwencji, żeby zmienić układ, który trwał przez lata i do którego wszyscy się przyzwyczaili.
Nie pozwól na to. Już od samego początku
Jak rozwiązać problem? Najlepiej wtedy, kiedy jeszcze go nie ma. Od razu włączać mężczyznę w obowiązki. Nie dawać z siebie nadmiernie. Nie traktować pana jak jajko, nie usługiwać. Pracować nad swoim poczuciem wartości. Dbać o siebie i sprawiedliwy podział ról.
Nie popadać też w drugą skrajność. Niestety badania pokazują, że mamy tendencję do przeceniania swojego wkładu pracy i niedoceniania czyichś działań. Być obiektywną, spokojną. Dbać o harmonię w życiu.
Niestety życie z nieodpowiednio zachowującym się mężczyzną to często nasza wina. My same hodujemy sobie lenia w domu, a po latach narzekamy, że mężczyzna nic nie robi. Nie róbmy tego sobie! Nie róbmy też tego własnym synom. Wymagajmy od mężów i chłopców. Od samego początku. Tak, to takie proste.