Gdy świat nam się wali, chcemy łapać spadające delikatne kawałki. Uchronić ich jak najwięcej z bezsilną nadzieją w oczach i wiarą, że może jednak to coś da. Jak zaczarowane kręcimy głową, starając się opanować to, co się dzieje. Mamy niewielką wiarę w sobie, że się uda. Podsycamy ją jednak i staramy się walczyć.
To na nic… bo każda kolejna sekunda udowadnia, że to nic nie da, bo chcąc czy nie chcąc – rozsypujemy się coraz bardziej. Znikamy. Zapadamy się.
Czujemy się gołe, pozbawione pancerza, który nosiłyśmy z dumą i który miał być naszą siłą. Byłyśmy przekonane o jego ochronnym działaniu. A teraz go nie ma. Schylić się i zacząć szukać tych małych elementów? Starać się je poukładać i posklejać?
Przecież nawet, gdy je jakoś połączymy, całość nigdy nie będzie wyglądać tak jak dawniej.
Płakać? Rozpaczać?
Tak, jeśli Ci to pomaga.
A potem zrozumieć coś bardzo istotnego.
Rozpadasz się, żeby się zmienić. Powstać z popiołów nowa. Lepsza. Dojrzeć i stać się tym, kim miałaś być.
Lęk przed zmianą
Boimy się rzeczy, których nie znamy. Lęk wywołują w nas nie tylko negatywne wydarzenia, ale paradoksalnie też ten pozytywne.
Lista bywa długa – narodziny dziecka, ślub, przeprowadzka, awans. Teoretycznie wiemy, że rzeczywistość się zmienia i to dobrze, ale nasz mózg działa inaczej. Lubi to, co stałe, niezmienne, takie samo. Dlatego choć pragniemy iść na przód, nie chcemy zmian. Stałość jest dla nas spokojniejsza. Ale im dłużej trwa, tym bardziej staje się naszym więzieniem.
To wychodzenie poza strefę komfortu, robienie tego, czego się obawiamy, przełamywanie strachu sprawia, że żyjemy.
Blizny, które są źródłem siły
Mówi się, że co nas nie zabije to nas wzmocni. To prawda.
Nikt jednak nie chce być zabijany kawałek po kawałku. Wolimy nasze bezpieczeństwo. Nasz płaszczyk ochronny, który jest barierą przed złym światem. Jednak to nie tylko tarcza, ale również pancerz, który ogranicza nasze ruchy…naszą wolność.
Na skutek różnych zdarzeń, często niekorzystnych, musi on spaść, by ukazać nas takimi, jakimi jesteśmy. To właśnie wtedy okazuje się, że osoby i rzeczy, bez których niby nie mogliśmy żyć wcale nie są nam tak bardzo potrzebne. Jesteśmy w stanie sobie bez nich poradzić.
Uwalniamy się od toksycznych relacji, materializmu, źle pojętej idei cieszenia się życiem. Gdy się rozpadamy, to kończymy ze schematem, który się już nie sprawdza. Wkraczamy na wyższy poziom rozwoju. Stajemy się bardziej sobą, a właściwie wyłania się… “ja”, które wcześniej szczelnie ukryłyśmy przed światem. W obawie przed bólem i lękiem. Teraz już jesteśmy silniejsze i odważniejsze. Dzięki temu autentyczne. Gotowe na prawdziwe, wzbogacające nas relacje i doświadczenia. Te, które nie lubią skorupy…która roztrzaskała się chwilę temu z hukiem.
Moim zdaniem warto walczyć! Jeszcze nic straconego;)
[…] Pozwól, żeby się rozpadło…to, co Ci nie służy […]