Uliczne sceny są zawsze dramatyczne. Gdy w związku jest tak źle, że kłócimy się na ulicy, bo już człowiek nie wytrzymuje, to jest…naprawdę niedobrze. Nie da się inaczej i pisząc wprost, jest fatalnie. Kłótnie na ulicy na oczach przechodniów wyglądają jak kiepska scena z telenoweli. Dlaczego?
Rzuciła kluczami. Odeszła, by zaraz wrócić
Ona w średnim wieku, z niewielką nadwagą…białe spodnie trzy czwarte, niebieska bluzka na ramiączkach. Za mała. Mocno odznaczająca się bielizna pod ubraniem, duża torba na ramieniu, okulary na głowie, we włosach. Fryzura, która ewidentnie wymaga wizyty w salonie fryzjerskim.
On w równie średnim wieku. Łysiejący. Niezbyt czyste ręce i dłonie. Z wyglądu pracownik fizyczny, w odzieży roboczej. Noszący dużą torbę, przerzuconą przez plecy.
Scena na chodniku przy osiedlowej ulicy.
Stoją naprzeciwko. Na początku coś mówią wyraźnie zdenerwowani. Przybliżają się i oddalają do siebie.
Ona w końcu zaczyna krzyczeć. On wymachuje rękami. Próbuje ją uspokoić, potem zatrzymać przy sobie. Ona się nie daje. Wyrywa się. Odchodzi.
Do konfliktu miesza się kobieta. Chyba ich zna. Musiała stać obok przez nikogo niezauważona. Mówi coś do zdenerwowanej kobiety. Wskazuje na mężczyznę. Przytula ją.
Ona zaczyna płakać. Po chwili nieoczekiwanie wyrywa się z uścisku koleżanki. Idzie w drugą stronę. Oddala się od mężczyzny i od niej.
Mężczyzna próbuje za nią iść. Jednak po kilku krokach zmienia zdanie. Przystaje. Ona to widzi, odwraca się bowiem co chwilę, patrząc na niego, zauważa, że on za nią już nie idzie. Dlatego zmienia kierunek i wraca do niego. Rzuca mu pod nogi klucze, wymachuje rękami, krzyczy. On stoi bez wyrazu. Ona widzi brak reakcji, dlatego znowu odchodzi.
Przez chwilę idą w przeciwnych kierunkach. Klucze pozostawione na chodniku podnosi i chwyta koleżanka. Biegnie do niej. Podaje jej dłoń z kluczami. Widać, że coś tłumaczy. Teraz zrywająca kobieta krzyczy również na nią. Mężczyzna nie odwraca się. Idzie ciągle w przeciwnym kierunku, oddalając się od kobiet.
Ona w końcu już bez złości chwyta klucze i biegnie za nim. Próbuje go zatrzymać. Przytulić się, ale teraz to on nie chce. Wyszarpuje się i odchodzi. Ona zostaje w miejscu i płacze z kluczami w dłoniach.
Ona zerwała, rzucając mu klucze pod nogi, ale to on od niej odszedł.
Przynajmniej na tę chwilę.
Sceny miejskie
Rozstania i powroty to w przypadku wielu par norma. Są razem, zaraz nie są. Kłócą się i godzą. Bliscy nie nadążają i nigdy nie wiedzą, na jakim etapie jest para.
Zazwyczaj akcje rozgrywają się w czterech ścianach. Jak ogień i woda. Ciągle aktywnie. Czasami jednak wychodzą na ulice. Przechodnie są świadkami.
Z zewnątrz wygląda to i śmiesznie i tragicznie. Taka tragikomedia na żywo. Głównych aktorów to jednak z pewnością nie obchodzi, bo gdyby było inaczej, nigdy by sobie na takie akcje nie pozwolili. Zresztą czasami emocje są tak duże, że nie sposób ich zahamować.
I wtedy rzuca się kluczami. Odchodzi. Na dwie minuty. I wraca z płaczem i błaganiem w oczach.
Czy to było jednak odejście na poważnie? Nie. Miało kogoś zaszokować. Zmotywować do zmiany. Gdy nie podziałało, to się wraca i prosi o wybaczenie. Jednak startując z gorszej pozycji niż początkowo. Czy warto było?
Na co i po co to wszystko?
Dla emocji? Bo inaczej nie potrafimy? Odchodzimy i wracamy..
Takie odchodzenie i wracanie nie przynosi nic dobrego. Bardzo szybko przestanie robić wrażenie na drugiej stronie i zacznie odbierać takie zachowanie jako nieszkodliwą grę aktorską.
Kłótnie na ulicy sa żałosne, po prostu…nie wyobrażam sobie kłócić sie z mężem ba oczach innych…