Szybko się przyzwyczajamy. Do złego i do dobrego. Czy zatem szybkie przyzwyczajanie się jest dobre? No nie…Często jest niestety problematyczne!
Szybko się przyzwyczajamy
Gdy przyzwyczajamy się do złego, to często dlatego, że ze złem mierzymy się w kontrolowanych warunkach. Pomału jesteśmy do niego przyzwyczajani. Zazwyczaj w praktyce uruchamiany jest klasyczny syndrom gotującej żaby, który sprawia, że systematycznie godzimy się na więcej. Dużo więcej niż bylibyśmy w stanie, gdyby zło zaaplikowano nam w pełnej formie od razu, a nie dawkując je kropla po kropli.
Szybko przyzwyczajamy się też do dobrego. Przekonani jesteśmy, że gdy jest dobrze, to tak już będzie. To też nie do końca dobra postawa. Bo…rozleniwia nas i sprawia, że tracimy pokorę. I gdy jednak zaczyna się dziać źle, to cierpimy podwójnie. Upadek z wysokiego konia kończy się mocnymi otarciami, a czasami złamaniami, które długo się goją.
Szybko się przyzwyczajamy do dobrego
Gdy jest dobrze, to jest dobrze. Można by było błyskotliwie podsumować i niewiele wyjaśnić. Chodzi o to, że „dobre czasy tworzą słabych ludzi, a trudne czasy silnych ludzi” i do wygodnego życia szybko się przyzwyczajamy.
Stąd dużo łatwiej radzić sobie cały czas z podobnymi zasobami niż żyć przez jakiś czas w luksusach, a potem musieć obniżyć standard życia. Bardziej cierpimy, gdy nam się odbiera to, do czego już się przyzwyczailiśmy, niż wtedy, kiedy tego nie mamy i przez długi czas żyjemy teoretycznie gorzej niż inni. Całe życie w skromnych warunkach to lepszy scenariusz niż konieczność przejścia ze świata luksusu do biedy.
Gdy nam się odbiera
Ten sam mechanizm widać na każdym kroku. Te same 100 złotych dużo bardziej „boli”, gdy musimy je wyjąć z portfela i oddać w formie kary niż wtedy, kiedy dowiemy się, że tych 100 złotych nie dostaniemy z jakiegoś powodu.
Dokładnie tak samo trudniej rozstać się z nawykiem kupowania markowych, naprawdę dobrych butów, gdy zawsze się takie kupowało. Łatwiej funkcjonować w codzienności, w której zakupy obuwia to po prostu wybór butów w sieciówce. Naprawdę drogich butów nawet się nie przymierza, nie spogląda na nie. Po co?
Łatwiej całe życie mieszkać w bloku i marzyć tylko o własnym domu z ogródkiem niż wyprowadzić się do wymarzonego domu, a później musieć wrócić, z różnych powodów, do dużo gorzej ocenianego miejsca w wieżowcu…Tak jest niemal ze wszystkim. Generalnie nie lubimy, jak się nam coś odbiera. To wywołuje dużo większy dyskomfort niż sytuacja, gdy żyje się w świecie, w którym danego dobra się po prostu nie ma.
Przejadane środki
To, jak szybko się przyzwyczajamy widać też po podwyżkach.
Badania pokazują, że każdy z nas, a przynajmniej zdecydowana większość, chciałaby podwyżki. Sądzimy, że dodatkowe fundusze nas uratują. Jednak to tylko połowiczna prawda. Ponieważ podwyżka cieszy tylko przez chwilę, już po dwóch miesiącach jej obecności zazwyczaj po prostu… nie odczuwamy. Najczęściej przyzwyczajamy się do niej i zaczynamy funkcjonować tak, jakby ona zawsze była. Już nie jest pieniędzmi ekstra, staje się po prostu częścią zwykłych funduszy. W praktyce zdecydowana większość ją „przejada”. I znajduje się ponownie w sytuacji wyjściowej, kiedy funduszy znowu zaczyna brakować.
Nie ma znaczenia
To dlatego nie ma znaczenia, ile zarabiasz. Bo możesz mieć dochód 30 tysięcy miesięcznie, dla wielu pensja marzenie, a nadal narzekać, że masz za mało. Ponieważ potrzeby rosną wraz z wysokością posiadanych środków. Innymi słowy apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Gdy zarabiasz więcej, zazwyczaj konsumujesz więcej. Mieszkasz w bardziej ekskluzywnym miejscu, kupujesz lepsze auto, którego utrzymanie więcej kosztuje. Posyłasz dzieci do lepszych szkół, więcej inwestujesz w nie pieniędzy. Wypoczywasz częściej, bo przecież pracujesz ciężej, to należy Ci się. Hotele muszą być naprawdę dobre, a doświadczenia takie, żeby chętnie się nimi dzielić. Nie odmawiasz sobie tyle, skoro sporo zarabiasz, to należy Ci się. Musisz też się lepiej ubierać, bo przebywasz w takim towarzystwie, w którym nie wypada nosić ubrań z sieciówki. Itd, itp. Zarobki rosną, to i wydatki z nimi. Tylko naprawdę nieliczne osoby potrafią pozostać na tym samym poziomie życia, nie zwiększać znacząco wydatków i oszczędzać spore sumy pieniędzy, o których kiedyś można było pomarzyć.
Niestety szybko się przyzwyczajamy do złego
Ludzie niestety szybko się przyzwyczajają do złego. Zło im powszednieje, przestają na nie reagować. To znany mechanizm obronny, pozwalający przetrwać w trudnej sytuacji i nie zwariować.
Znają go żołnierze na misjach pokojowych, gdzie obserwują, jak szybko, niemal ekspresowo ludzie potrafią przyzwyczaić się do zagrożenia i wojny. Znamy go też my, bo widzieliśmy, jak szybko większość przyzwyczaiła się do wielu przymusów, ograniczeń w obliczu trudnych wydarzeń ostatnich lat. Nieliczni zadawali pytania, protestowali, weryfikowali. Większość przyjmowała – że tak jest i tak ma być, bo „co ja mogę, panie”.
Przyzwyczajamy się do zła obecnego w domach rodzinnych, gdzie przemoc ma się dobrze. Do kłótni sąsiadów, głośnych awantur za ścianą. Do tego, że w szkołach niezbyt dobrze się dzieje, nie mówiąc o tym, co mamy w polityce i w innych obszarach sfery budżetowej.
Urządzamy się w każdych warunkach i w każdym otoczeniu. Człowiek ma coś takiego w sobie, że przetrwa właściwie każdą sytuację. Mamy ogromne możliwości adaptacyjne. Jesteśmy w stanie przyzwyczaić się niemal do wszystkiego.
Szkoda tylko, że często tracimy przy tym nasz wewnętrzny zdrowy bunt, opór, odpuszczamy zadawanie pytań i krytyczne podejście. Z tego powodu przyzwyczajanie się niestety najlepsze nie jest. Bo każe nam stać w miejscu i wyłącza opcję walki o lepsze jutro oraz starania się o to, żeby nie stracić tego, co już się ma.