Niestety mimo upływu lat, trudno mówić o równouprawnieniu i tym samym jakiejkolwiek sprawiedliwości. Także w zakresie postrzegania kobiecych i męskich “win”. Gdy dochodzi do rozpadu relacji (a im trwa ona dłużej, tym gorzej dla kobiety), większość spojrzeń kierowanych jest na nią. To jej się przyglądają znajomi i rodzina. I tą ją bezlitośnie oceniają, krytykują i obarczają winą za wszystko. A to całkiem pozbawione sensu!
Za słabo o siebie dbała
W chwili rozstania to kobiecie obrywa się bardziej. Nawet kiedy wina jest ewidentnie jego.
Przykładowo jeśli dochodzi do zdrady. Zamiast jednoznacznie potępić mężczyznę i przyznać, że tak się nie robi ,to szuka się winy w niej. Tymczasem nie ulega wątpliwości, że niezależnie od sytuacji zdradzający mężczyzna mógł postąpić inaczej, chociażby uczciwie się rozstać i wtedy droga wolna, niech robi, co chce. Tymczasem gdy on skacze w bok, to ludzie patrzą na kobietę, bo przecież to najpewniej była jej wina.
Za mało o siebie dbała, przytyło się jej, za bardzo skupiła się na dzieciach, była za mało dostępna, za bardzo gderała. Nagle wiele osób potrafi wymienić jednym tchem długą listę jej wad, całkowicie przymykając oko na świństwo, które on zrobił.
Bo to kompletnie nie ma znaczenia, jak bardzo ona była niedoskonała, on mógł wybrać inaczej. I to on odpowiada przede wszystkim za swoje czyny, nie ona za niego. Dlaczego zatem potępiamy głównie kobietę?
Za mało się starała
Nie wiadomo także, dlaczego to kobietę obarcza się ciężarem dbania o relację. Gdy coś się sypie, to ona jest “bardziej winna”. Chociażby dlatego, że jako ta “mądrzejsza” nie dostrzegła o czasie, że coś się święci. Nie wyjechała z nim, nie odpoczęła, nie zaskakiwała go za bardzo, za mało lub za bardzo “go pilnowała”.
Na wiadomość o rozstaniu nagle zjawiają się dobre duszyczki, które radzą po fakcie, jak to trzeba o związki dbać i jak to jest mnóstwo sposobów, żeby rozpalać ogień…A Tyś durna nie potrafiła…a tfu… No głupia, no…
Za dużo wymagała
Mawiają też inaczej. Doszło do rozstania, bo ona chciała za dużo. Bo wymagała, żeby on się zaangażował, prał, gotował, prasował. A który to chłop na dłuższą metę wytrzyma? Od razu gdy zauważył, że znajdzie taką, co mu uprasuje i ugotuje, to do niej poleciał, wiadomo. A tą gderającą zostawił!
Mówią też, że to jej wina, bo za mało oko przemykała. Przecież facet to tylko facet. Czasami skoczy w bok, dlatego w małżeństwie trzeba być trochę głuchą i ślepą, dla własnego dobra.
I wybaczać, że on coś tam pokombinuje, że lubi się zabawić…
A gdy kobieta zacznie mówić o znęcaniu psychicznym, to starsze ciotki w ogóle ją wyśmieją. Przecież nie bił, nie maltretował, pieniądze przynosił, a że czasami wyzwał, nastraszył, no to co? Nic się nie działo! No przestań, nie przesadzaj!
Za dużo od niego nie wymagać, samej ogarniać. Nie przejmować się tak, najlepiej wrócić do niego i zacisnąć zęby. Żyć normalnie, jak dawniej.
Tylko…hola hola. Serio? Czasy, kiedy kobieta była domową niewolnicą już dawno się skończyły. Niestety nadal jednak pokutuje przekonanie, że to kobieta odpowiada za związek i gdy on się rozpada, to jest to jej wina…I że ona dla dobra wszystkich powinna znosić upokorzenia. Jak ta męczennica jedna.
Nie ma się potem co dziwić, że kobietom tak trudno zdecydować się na rozstanie. Kiedy w końcu zdobywają się na odwagę często muszą się mierzyć z krytyką otoczenia. Ocenia się je, obarcza winą, krytykuje, pokazuje swoją dezaprobatę. Oczywiście nie mając najmniejszego pojęcia przez jakiego piekło przeszła ona, zanim zdecydowała się zawalczyć o siebie.
Dlatego zamiast oceniać, zastanówmy się – czy rzeczywiście jakakolwiek kobieta kończyłaby związek, gdyby żyła jak w bajce? Naprawdę myślimy o sobie tak źle? Sądzimy, że jesteśmy takie głupie? No chyba nie?
Cała prawda.
Super napisane 🙂