Gdy ma się toksycznych rodziców, życie to nieustanna jazda na rollercoasterze. Stąpasz po cienkim lodzie. Towarzyszy Ci ustawiczna niewiadoma, brak pewności, mocnych fundamentów.. Boisz się, krzyczysz, nie wiesz, co Cię czeka za chwilę, czy ruszysz płynnie, czy wylądujesz w pozycji z głową w dół z silnymi mdłościami. Pragniesz stabilizacji, spokoju, ale ich nie dostajesz. Nie wiesz, co będzie jutro.
Gdyby tylko to. Jest znacznie gorzej, bo nie masz świadomości, na jaki humor rodziców trafisz po godzinie czy dwóch. Wszystko tak szybko się zmienia.
Życie jednak uczy. Człowiek jest w stanie przystosować się do wszystkiego.
W końcu się bowiem uodporniasz. Udaje Ci się znaleźć sposoby, by ciągle nie drżeć ze strachu, nie krzyczeć i opanować skręt żołądka. Coś, co może byłoby fajne przez kilka chwil nie jest bowiem do zaakceptowania przez cały czas. Ciągłe zakręty na rollercoasterze to mordęga. Jednak już nie płaczesz.
Nauczyłaś się zamykać oczy. Nie widzieć. Nie czuć.
Czasami z czasem przychodzi przełom. Kogoś poznajesz. Ten ktoś chwyta Cię za dłoń i wyciąga z piekielnej karuzeli. Robi to, bo Cię kocha. I widzi, w jak złej sytuacji jesteś. Uzmysławia Ci to krok po kroku, a potem nagle i bez odwrotu – przy twoim bojaźliwym przyzwoleniu. Pokazuje, że można żyć inaczej. Że to wszystko, co Cię spotkało nie jest normalne.
W końcu postanawiasz i Ty wysiąść. Opuszczasz kolejkę nie tylko fizycznie, ale i mentalnie i wdychasz świeże powietrze, wynurzasz się z gęstego bagienka, brud spływa po tobie błyskawicznie, w końcu czujesz się lekka, czysta…. Spoglądasz z boku. Kolejka znika, gdzieś w oddali słychać jeszcze niezadowolony wrzask mamy…Widzisz oczami wyobraźni, jak tata poprawia w ten jeden charakterystyczny sposób okulary. Wiesz, że dla niego już nie istniejesz. On już nie ma córki.
Ale ty zamiast zalać się łzami, czujesz ulgę. Twoje ciało opuszcza złość, rozczarowanie, przeszłość. Choć jeszcze spoglądasz wstecz. Nie dowierzasz, jakim cudem wytrzymałaś tyle lat! I jak to się stało, że tak bardzo nie pasujesz do ludzi, którzy dali Ci życie. Dlaczego tak bardzo się od nich różnisz? Nie wiesz dlaczego, ale pewna jesteś jednego – już nigdy nie pozwolisz na to, na co nie miałaś żadnego wpływu jako dziecka. A co możesz odrzucić jako osoba dorosła.
Zazdrość
Toksyczni rodzice są zazdrośni. O wszystkich i wszystko. Nienawidzą ludzi bogatych, bo często sami nie są zamożni. Gardzą karierowiczami, bo boją się spróbować zmienić swoje życie na lepsze. Śmieją się z tych, którzy ciężko pracują, podkreślając, że życie nie jest tylko od pracy. Nawet z tych, co odpoczywają, bo jak to działka pod miastem, taka mała, po co ten ogródek i marchewki. Przecież to grosze w każdym sklepie. Nabijają się z eleganckich. Bo tacy próżni, powierzchowni, a ta takie długie rzęsy i pazury
zrobione. Pewnie nic nie potrafi. Tylko siedzi i paznokcie piłuje.
Gdy ich stać, to wszystko się zmienia. Gromadzą kapitał. I już tym nie gardzą. Kupują działkę i prowadzą uprawy na skalę masową. Choć wcześniej było to dla nich powodem do szyderstwa. Dbają o ciało. Robią sobie zęby, paznokcie, rzęsy, wstrzykują botoks. I to jest dobre. Bo dotyczy ich.
Zazdroszczą nie tylko innym. Zazdroszczą swoim dzieciom. Młodości, siły, urody, większych możliwości, lepszych przyjaciół, wygodniejszego życia. Mimo że przez lata podcinali skrzydła, demotywowali, naśmiewali się z ambitnych planów, teraz wszem i wobec twierdzą, że są matką i ojcem sukcesu. Bez nich nie byłoby ich dzieci. To ich twarda ręka, mocny pas sprawiły, że wyszliśmy na ludzi.
To ich zasługa.
Ich zazdrość idzie dalej. Każe sobie odpłacać za trud wychowania. Bo nagle okazuje się, że dzieci nie takie głupie, mają trochę grosza, to niech się dzielą. Wydatki są wysokie, ktoś starzejących się ludzi musi wspomóc. Skoro wam się lepiej wiedzie, to musicie płacić. Odpłacić. Zapłacić. I kropka.
Jaka jestem słaba/y
Toksyczni rodzice mają wiele chorób. Na papierze. Bo lekarz zazwyczaj nie dzieli ich obaw. Wyniki są ok, coś tam dolega, ale bez przesady. Jednak o zdrowiu się mówi. Zawsze wtedy, kiedy chce się coś osiągnąć. Wpłynąć na dzieci, zmienić ich plany. To mniej lub bardziej ukrywana forma manipulacji.
Taka, którą widać przy innej okazji. Gdy dzieci nie ma obok lub wydaje się, że nie patrzą. Wtedy laska zmienia pozycję z prostopadłej do podłoża na równoległą i najbardziej schorowany człowiek na świecie…jak sarenka biegnie do autobusu. Na spotkaniu z rodziną ledwie żyje podczas obiadu z deserem, a na imprezie ze znajomymi tańczy pół nocy. Raz się dobrze czuje, a raz źle. Szkoda, że to nie loteria,
żaden tam wpływ gwiazd, ale idealnie zaprojektowany sposób w myśl zasady – to, co się komu opłaca.
Bo dobra wymówka nie jest zła.
Szacunek nade wszystko
Toksyczni rodzice wymagają szacunku. I to bezwzględnego.
Jednak jest w tym pewien haczyk. A właściwie hak.
Najczęściej pod tym słowem – szacunek – kryje się nie szacunek, ale posłuszeństwo. Chodzi o to, że ma być tak, jak toksyczni rodzice chcą. Bo jak nie, to…jest źle.
Niezależnie od wieku dorosłych dzieci to rodzic chce czuć się najważniejszy, najmądrzejszy. Absolutnie nie jest gotowy oddać steru, ma mieć wpływ na wszystko i o wszystkim decydować. Na wszystkim zna się najlepiej. On ma ostatnie słowo.
Mimo że chce szacunku, to sam szacunku nie daje. Traktuje dzieci z góry. Nie słucha, nie interesuje się, nie wspiera, nigdy nie pochwali, przeciwnie często krytykuje. Nie tylko przy dzieciach, ale oczernia też w towarzystwie innych ludzi.
Dzieci to dla niego istoty „nieme”. Jak te ryby, które głosu nie mają. Traktuje ja jako opcję, która ma zabawiać, gdy wszystko inne zawiedzie. Dostępną, gdy tak wypada, gdy trzeba się pochwalić – w czasie świąt, ważnych uroczystości. Dzieci i wnuki to opcja, którą można olać i nie mieć na nią czasu przez resztę dni w roku.
Obrażanie się
Jak sprawować nad kimś kontrolę? Sposoby są różne, a toksyczni rodzice znają ich cały wachlarz.
Jednym z klasycznych punktów jest obrażanie się. I karanie ciszą.
Niezależnie od tego, jacy są, to jednak rodzice. I znają swoje dzieci. Wiedzą, gdzie uderzyć, żeby zabolało. I nie mają skrupułów, żeby to robić. Typowe zagrania toksycznych rodziców to nieodbieranie telefonów, zdawkowe odpowiedzi, niedzielenie się ważnymi informacjami, wykluczanie dzieci, za karę.
Niezapraszanie ich i wnuków, faworyzowanie innych dzieci i pozostałych wnuków. Im mocniej boli, tym lepiej. Wszelkie chwyty dozwolone. Te poniżej pasa też.
Toksyczni rodzice a brak czasu
Toksyczny rodzic nigdy nie traktuje dziecka jako kogoś ważnego. Czy to dziecko jest małe, czy dorosłe.
Zawsze brakuje mu czasu – wymiguje się ze spotkań, ze spacerów, wyjazdów. Nie ma czasu, gdy dziecko chce przyjechać. Nie chce też przyjechać sam. Ewidentnie mu nie zależy. Zawsze jest coś ważniejsze, serial, wyjście z koleżanką, czy spacer z psem.
Nie tylko, że nie ma czasu dla dzieci, nie ma go też dla wnuków. A potem zamiast konsekwentnie przyjąć fakt, że i następne pokolenie się od niego dystansuje, to ma pretensję, że to z dziećmi coś nie tak. Bo w sobie nigdy winy nie widzi.
Życie z toksycznymi rodzicami jest trudne. Trzeba się mentalnie odciąć. Zbudować mur w postaci asertywności. Nie dać przyzwolenia na ciągłe podrzucanie kamieni do ogrodu, nie pozwolić na wbijanie ostrych igieł. Umieć powiedzieć „nie”. Ograniczyć kontakty, jeśli zasady są notorycznie łamane. Myśleć o sobie, partnerze, swojej rodzinie. Na to mamy wpływu. Na zachowanie innych niestety nie. Cel jest prosty. Nie stać się toksycznym rodzicem. Wyciągać wnioski. I przeciąć ten węzeł gordyjski.
Przeciąć takie relacje nie jest łatwo, ale jest to możliwe.
Jaki mądry tekst.
Świetny tekst