Łóżko jeszcze nim pachnie. Chowasz twarz w poduszkę i mocno zaciskasz powieki. Nie umiesz płakać. Już nie masz łez. Gdy otwierasz szafę, widzisz jego koszule i przytulasz się do jednej z nich. Do tej, w której wyglądał najlepiej. Pamiętasz, jak się wtedy uśmiechał? Nie masz siły jej odłożyć na bok, mocno ściskasz materiał, by zatrzymać tę chwilę. Przecież tu jest jej miejsce. W szafie, tuż obok Twoich sukienek. Zawsze były razem. Tak jak Wy. Nierozłączni. Aż do czasu, gdy śmierć zajrzała mu w oczy. Zabrała jego. Twojej miłości nie, a lepiej gdyby wzięła również Twoją rozpacz, ocalając także Ciebie. Tymczasem nie wiesz, jak teraz żyć. Bez niego.
Zbrodnia na miłości. Przecież Wasze uczucie za nic ma śmierć
Wszędzie go widzisz. W łazience, gdy się goli, w kuchni, gdy podaje Ci kawę, w salonie, gdy czyta książkę, w samochodzie, gdy krzyczy zabawnym głosem, że znowu jesteście spóźnieni….
Na okrągło oglądasz zdjęcia, słuchasz jego głosu, zamykając oczy, gdy włączasz nagraną wiadomość głosową. Ciągle w kieszeniach kurtki czy spodni znajdujesz coś, co przypomina wspólne chwile. Waszą radość, uśmiech, sprzeczki. Wkurzasz się na te głupie momenty, w których zachowałaś się jak kretynka. Po co się tak czepiałaś? Bez sensu…
Żałujesz tego, czego jeszcze nie zdążyliście zrobić. Tych miejsc, do których nie pojechaliście razem. Waszych planów, marzeń. Przecież przyszłość była Wasza. Nie Twoja, ale wspólna. Jak odnaleźć się w niej bez niego?
Byliście razem
Siła i niezależność nie zakłada takiego scenariusza, że nagle zostaniesz sama. Niespodziewanie, bo choroba, wypadek. Mieliście być razem. Dłużej. A tymczasem…
Wiadomo, nie jesteśmy nieśmiertelni, ale dlaczego już teraz? Przecież mógł pożyć.
Inni mówią, że musisz żyć dalej, że czas leczy rany. Wiesz, że mają rację, ale się wkurzasz. Bo to nie oni stracili najbliższą osobę pod słońcem. Dlaczego to takie niesprawiedliwe? Byliście taką zgraną parą. Dlaczego właśnie Wy?
To tak jakbyś straciła cząstkę siebie.
Czy można zapomnieć?
Niestety nie da się zapomnieć. Nie da się również skrócić czasu żałoby. Z czasem jednak uczymy się, jak żyć dalej.
Dlaczego o tym piszę?
Bo napisała do mnie Ewa, która zapytała, jak zacząć znowu żyć, uśmiechać się, otworzyć się na świat po śmierci ukochanego?
Ewuniu, nie wiem. Boję się, że nikt nie wie.
I jakkolwiek bezlitośnie to brzmi, ból trzeba przeżyć, trzeba go doświadczyć, dać sobie czas, przeżyć każdy etap żałoby, z uczuciem pustki i beznadziei włącznie. Naturalne jest pragnienie, by to w końcu się skończyło.
Na szczęście tak właśnie się dzieje. W końcu jasność wygra z ciemnością…
Najgorsze jest jednak to, że nie wolno się spieszyć, tylko próbować, wychodzić do ludzi, do świata. To będą małe kroki dla innych, ale dla Ciebie niczym skok w przepaść.
Nikt nie zna recepty na takie trudne momenty. Dobra wiadomość jest taka, że to, co wydaje się niemożliwe – szczęście bez ukochanej osoby, w końcu nadchodzi. I warto na to czekać, choć nadziei czasem brak.
Żyjemy w takim czasie, że niestety coraz więcej z nas to dotyka…
Obawiam się że ból po stracie nigdy nie minie, jednak z czasem życie zmusza nas do tego, abyśmy nauczyli się z nim żyć. Jak mówii jedno z przysłów, czas nie leczy ran, jednak uczy się je akcentować.
Dokładnie tak jest😔 Wtulam się w koszulki , wącham perfumy a łóżko nadal nim pachnie
Trudno po tym znaleźć sens życia!!!!! Trudno żyć!!!
Dzisiaj obchodziliśmy urodziny mojego męża aż nie mogę uwierzyć że właśnie dzisiaj ktoś dał ten artykuł jakże prawdziwy😦
Tak , wiem. To najtrudniejsze co mnie w życiu spotkało, stracić miłość swojego życia i nigdy już nie wróci
Bardzo dobrze znam to uczucie… a czas wcale nie goi ran…
Moj mąż zginął w 2007 roku w wieku 33 lat.Tydzień po komunii córki.W dzień jej 8 urodzin miał odbyć się pogrzeb.Ublagalam lekarzy aby oddali mi go wcześniej .Stałam za drzwiami prosektorium z psycholog.Slyszalam jak go tną.Pochowałam męża w przeddzień urodzin córki.Do tej pory się nie podniosłam .