Na pewno to znacie. U2. Pełen emocji kawałek. „With or without you” opisujący trudną relację miłosną. „ Z tobą lub bez ciebie” jako pewien kluczowy etap w związku. Kiedy razem jest źle, ale osobno też niedobrze. Innymi słowami – trudno żyć gdy jesteśmy obok siebie, ale nie potrafimy żyć również osobno.
Gdy widzisz kamień w czyichś oczach, łoże jest pełne gwoździ, to rzeczywistość jest inna niż się pragnie. Zdecydowanie. Spójrzmy jednak optymistycznie na coś, co jest dalekie od ideału. To może być przełom! Wystarczy dążyć do zmiany, robić wszystko, żeby było lepiej, naprawiać zepsute. I super, tylko… W praktyce jednak nie zawsze jest to możliwe. I wtedy to moment nie przełomu, ale przejścia. Otwarte drzwi. Przez które wahamy się przejść. Bo jeszcze tęsknimy za tym, co kiedyś nas łączyło. Jeszcze się wahamy. Mamy nadzieję, że może jeszcze się uda…. Tkwimy w bezruchu. Aż do kolejnego momentu,
kiedy dzieje się to, czego tak mocno nienawidzimy. I wiemy, że ten związek po prostu nie jest taki, jaki powinien być. I już nie wierzymy „w nas”.
Z Tobą
Wiążemy się z jakiegoś powodu. To nie jest przypadek, że dana osoba zostaje „naszą”.
Przeważnie jest na początku chemia. Wspólne plany, podobny pogląd na świat. Patrzymy na siebie i spoglądamy w tym samym kierunku. Lubimy czas spędzony razem. A gdy nie ma go obok, tęsknimy.
Myślimy o nim dobrze, podziwiamy go. Wspieramy. Jesteśmy dumne, wierzymy, że razem wszystko się ułoży, że każdy problem jest do rozwiązania. Bo jest miłość. I że to wystarczy.
Niestety nie zawsze wystarcza.
Czasami jedna osoba w związku idzie inną drogą. Szybciej się rozwija, zaczyna czego innego pragnąć, inaczej myśleć. To nic zdumiewającego. To nie jej wina. Tak po prostu bywa. I nie należy winić za sukcesy czy ambicje.
Nie należy też karcić tej drugiej osoby, która zostaje w miejscu. I nawet nie próbuje dogonić kogoś, kto
jej ucieka. Być może mogłaby podjąć trud. Jednak okopała się na swoim stanowisku. I uwierzyła, że na nic lepszego jej nie stać. Nie wierzy w siebie. Być może jest jej wygodnie. Nie chce niczego więcej, woli spędzać czas „po prostu”, co dla drugiej strony może być „nijako”. Kwestia interpretacji.Dla jednego nuda, dla innego relaks. Żenujące perspektywy kontra powszechna, wciągająca rozrywka. Im bardziej się różnimy, im mocniej rozmijamy, tym dalej od siebie odchodzimy. I wtedy lepsze staje się
„bez ciebie”.
Bo stajemy się sobie obcy. Bo już się nie rozpoznajemy.
Bez ciebie
I nawet nie zauważamy, kiedy wchodzimy w ten stan wyśpiewany przez Bono. Kiedy wolimy być same.
Tego pragniemy.
I irytujemy się, bo…
Gdy go nie ma obok, to głupio tęsknimy. Dlatego znowu spotykamy się, widzimy dłużej lub krócej, ale niestety to nie pozwala uspokoić galopujących myśli. Przeżywamy ciągłe rozczarowania. Jedno po drugim. Dajemy szansę, pragniemy, żeby było dobrze. Stajemy na głowie, czynimy zbyt wiele. Łamiemy dane sobie obietnice, że to już ostatni raz. Powtarzamy sobie, że tak być dalej nie może. Zbyt mocno chcemy, zbyt mocno jesteśmy zdeterminowane.
Jest nawet dobrze (czasami), ale jednak nie tak jak być powinno (zawsze). Ciągle jak bumerang wracają te same problemy. On obiecuje poprawę. Mówi, że mu zależy. Ty chcesz wierzyć. Tak bardzo tego pragniesz. Jednak czujesz, że gdy on wychodzi z domu, oddychasz z ulgą. Czujesz jak kamień spada Ci z serca, a za chwilę tęsknisz. Jak głupia.
Chyba nie za nim, ale za tym, jak mogło być pięknie, a od dawna nie jest. Z Tobą lub bez ciebie.
To prawda, często tęsknimy za swoimi wyobrażeniami o tym jak by mogło być, a nie za samą osobą.