1 września to dzień, kiedy się prostuję. Mentalnie, niczym uczennica, godząca się ze stratą wolności. Przywołuję się do porządku. Dziewczyno, wakacje się kończą. Niezmiennie, to samo. Jak co roku, serce woła „nie”, a rozum wie, co go czeka. I choć od dawna nie mam wakacji, od jeszcze dawniej nie chodzę do szkoły, to mimo to 1 września to dzień apelowy. Jest jakiś inny, zamykający klamrą pewien rozdział, letnią beztroskę i zaczynający czas planowania, odhaczania zadań do zrobienia i uczenia się czegoś nowego. Jako osoba dorosła, która uczyć się nigdy nie przestała 1 września to dla mnie czas zmiany.
Gdy masz dzieci
Gdy masz dzieci, 1 września to dzień końca wakacji. Maluchy, starszaki, nastolatki, idą do przedszkola, szkoły. Zmieniają grupę, salę, klasę w szkole, a później budynek, czy miejscowość, w której się uczą. Emocje, które im towarzyszą również Tobie się udzielają.
Twoje dzieci często całkowicie zmieniają codzienność. Nie ma już spania do dziesiątej i beztroskiego biegania czy jeżdżenia na rowerze. Jest obowiązek. Szkoła. Poranne wstawanie, pakowanie, ubieranie się, odrabianie lekcji, uczenie się, robienie projektów, zajęcia dodatkowe, udoskonalenie tego, co wymaga poprawy. Są zainteresowania, ambicje, i przedmioty, których się nie lubi.
Są wymagania, zalecenia, testy, lista nowych obowiązków. Jest perspektywa wysiłku i pracy. Są też emocje. Jedni się cieszą, bo wakacje trwające za długo (jak to możliwe!) byłyby nudne, inni w ogóle nie rozumieją, jak można tęsknić za szkołą.
Rodzic, czy to pracujący zdalnie z domu, czy też wychodzący do pracy, zmienia swój tok działania. Wracają dylematy, jak dziecku najlepiej pomóc, jak wspierać w wysiłku, pojawia się organizacja codziennych posiłków, drugich śniadań, obiadów i wspólnych kolacji. Koniec laby. Dochodzą nowe obowiązki. Także późnym wieczorem czy w nocy, kiedy nagle dowiadujemy się, że na dzień następny potrzebna jest włóczka czy 20 kolorowych guzików….
I znowu powracają sny o szkole…egzaminach i sprawdzianach.
Deprecha szkolna, pourlopowa
Depresja to oczywiście za duże słowo. Rzadko bowiem chodzi o coś tak poważnego. Niemniej pod koniec wakacji wielu z nas zauważa u siebie spadek nastroju. U siebie i swoich dzieci.
Koniec wakacji, urlopu, beztroski…to trudny czas. Rutyna, obowiązki, które na nas czekają nie nastrajają optymistycznie, podobnie jak przenoszenie aktywności do wnętrz budynków. Robi się nam źle, szaro, czujemy się nierzadko niesprawiedliwie potraktowani. I ten nasz stan ma swoją nazwę. Określany jest „syndromem powrotu”, „holiday blues”, czy depresją powakacyjną, albo depresją popodróżniczą lub pourlopową.
Nie chcę wracać
Wielu z nas latem przenosi swoje życie poza teren miasta, na działki, do domów wakacyjnych, pracuje z wielu zakątków Polski czy nawet świata. Spędzamy mnóstwo czasu na zewnątrz, korzystamy z uroków lata, słońca, ciepłego morza, wspaniałych gór…
I nic dziwnego, że takie beztroskie życie blisko natury nam się podoba. Akceptujemy ten luz, szaleństwo, fakt, że każdy dzień wygląda inaczej. I wcale nie podoba się nam perspektywa zmiany, powrotu do reżimu, krótkich dni, długich wieczorów i nocy, wiatru, zimna, pluchy.
Spadające liście, coraz mniej słońca i szare dnie nie nastrajają optymistycznie. Jak co roku musimy pożegnać się z czymś ważnym, zaakceptować stratę. Tak jak uczeń, który wraca po fantastycznych wakacjach do szkoły. Wraca, a…wolałby jeszcze mieć wolne…
Syndrom 1 września
Może nie syndrom popodróżniczy, czy pourlopowy, a syndrom 1 września, dnia kiedy kończą się wakacje i zaczyna…codzienność szkolna?
Można nie być uczniem, nie być też nauczycielką, a jakoś w sercu, głęboko w duszy przeżywać koniec wakacji. Niczym dziecko, nastolatka. Gdzieś tam się buntować, nie akceptować tego, co się dzieje. Mówić „nie”.
To zrozumiałe. Warto zaakceptować swój spadek nastroju, czy nawet złość, smutek. I dać sobie szansę na powolne wejście w nową porę roku. Wrzesień lubi jeszcze rozpieszczać piękną pogodą. Pozwólmy sobie na to. Niech nasze ciało ma szansę łapać ostatnie cieplejsze promienie słoneczne.
Zwiększmy czas spędzany na świeżym powietrzu. Odpoczywajmy aktywnie, jeździjmy na rowerze, czy leżmy na hamaku z książką. Udajmy się do spa, wbrew wszystkiemu nie dajmy się. Zapiszmy się na zajęcia jogi, potańczmy – spontanicznie, czy na kursie tańca. Zróbmy coś dla siebie. Otoczmy się pozytywnymi ludźmi.
Nie dajmy się. Lato przyjdzie. Wróci, jeszcze będzie w pełnej krasie. Wakacje też wrócą. Za rok.
Tych uczuć i emocji nigdy się nie zapomina.