Przyznam się. Kiedyś lubiłam zakupy w markecie. Pasował mi ogromny asortyment, możliwość wybierania wielu marek. Wszystko w jednym miejscu. No i te promocje, które dawały mi poczucie, że dobrze gospodaruję pieniędzmi…teraz gdy muszę zrobić zakupy w dużym sklepie, robię to możliwie szybko, bez większej przyjemności. Na co dzień zdecydowanie wybieram mniejsze sklepy. Dlaczego?
Bo chyba się starzeję…
Męczą mnie jaskrawe światła w wielkich halach, komunikaty z głośników, które brzmią jakoś bezdusznie.
Irytuje mnie tłum, przepychanie się i szalony pęd, który widać na każdym kroku, nawet te koszyki wypełnione po brzegi są jakieś takie…nie bardzo. Ten konsumpcjonizm, który widać na każdym kroku sprawia, że robi mi się jakoś smutno.
Sama nie wiem, dlaczego, czy powodem są nierówności między ludźmi, marnowanie
jedzenia, niska jakość tego, co ląduje w koszykach? Czy fakt, że zakupy stały się
rodzinnym sposobem na spędzanie czasu? A może chodzi o to, że jako ludzie po prostu
się pogubiliśmy?
Irytują mnie zabiegi marketingowe, te promocje, gratisy. Martwią biegające kasjerki,
zmęczone spojrzenia, zniechęcenie przy kasowaniu produktów. Kiedyś zakupy były
przyjemnością, a teraz…przypominają walkę o przetrwanie.
I chcę inaczej
Idąc do okolicznego sklepu, witam te same panie ekspedientki. Znam właściciela sklepu. I
mam poczucie, choć może to zabrzmieć zbyt górnolotnie, że w ten sposób – jestem
patriotką.
Daję zarobić swoim, ludziom, którzy płacą w Polsce duże podatki, w przeciwieństwie do
wielkich sklepów, które często tak kreatywnie księgują, że płacą niewiele (w stosunkowo
do swoich dochodów) lub nic.
Poza tym paradoksalnie nie wydaję więcej niż w „tanich marketach”. Okazuje się, że jest wprost przeciwnie. Chodząc na niespieszne, mniejsze zakupy codziennie lub co drugi
dzień – wydaję mniej. Moje zakupy są lepiej przemyślane. Płacąc gotówką, mam większą
kontrolę nad wydatkami.
Porównałam, w ramach eksperymentu, wiele cen. I okazało się, że wiele produktów w
małych sklepach jest tańszych! A to dlatego, że znajdziemy tam polskie marki, których
często nie ma w większych sklepach spożywczych. Gdy jakiś czas temu kupowałam ser w
jednym z niemieckich marketów, w domu przyjrzałam się etykiecie – produkcja w
Niemczech. I to był kolejny argument, by kupować u swoich.
Zaczęłam analizować i…w pobliskim sklepie okazało się, że nabiał jest tańszy, przetwory
słoikowe również, kupię tańsze i smaczniejsze pieczywo, wędliny, mięso, nawet czekoladę
i…colę. Droższe okazało się masło, które w promocyjnych cenach lepiej wypada w
marketach, a także woda mineralna, której w butelkach generalnie w ogóle lepiej nie
kupować (ze względu na ekologię).
Lepszy smak
Kupowałam w marketach zawsze jajka najlepszej jakości, „zerówki”, ewentualnie „jedynki”.
Ostatnio zaczęłam nabywać jajka bezpośrednio od znajomej osoby mającej kilka kur i
sprzedającej nadwyżkę tego, co sama nie zje. I okazało się, że nie ma co porównywać.
Jajka od znajomej są zdecydowanie lepsze, żółte, świeże, nawet skorupka wydaje się zdrowsza, grubsza. Ciasto na takich jajkach ma piękny żółty kolor…a jajecznica jest
najlepsza.
Podobnie wygląda z warzywami i owocami. Długo nie dawałam się przekonać, że
marketowe warzywa i owoce są generalnie gorsze. Trudno znaleźć w popularnych dużych
sklepach naprawdę dobre jabłka, czy smaczne ziemniaki. I znowu – jest to zdecydowanie
prostsze, gdy zaopatrujemy się na rynkach, czy w mniejszych sklepach, w których znasz
właściciela. I albo produkt Ci zasmakuje i wrócisz na kolejne zakupy, albo dana osoba…po prostu splajtuje.
Od lokalsków można kupić też miód, twaróg…
Zamawiając ziemniaki, marchew, itd. bezpośrednio od rolnika, możemy liczyć na to, że
produkty zostaną dowiezione nam do domu, a sprawdzony namiar sprawi, że kupimy
warzywa naprawdę dobrej jakości. Jednej i drugiej stronie na tym zależy. Zadowolony
klient wróci, poleci innym.
Dlatego to takie proste. Kupujmy od swoich, lokalnie, wspierajmy małe biznesy, zwłaszcza teraz, gdy warunki prowadzenia działalności znacznie się pogorszyły. Nigdy nie było prosto i od wielu lat mali przedsiębiorcy pod wieloma względami musieli liczyć się z
trudniejszymi warunkami niż duże korporacje, jednak to, co dzieje się obecnie, to dla wielu
ogromny sprawdzian – być albo nie być.
Wchodzę do niewielkiego sklepu, gdzie wita mnie uśmiechnięta twarz ekspedientki, można robić niespieszne zakupy, nie ma uporczywych komunikatów z megafonów, większość
produktów to polskie marki. Jest spokojnie, normalnie. I płacę gotówką tak, jak dawniej.
Wracam do źródeł.
Też wolę zakupy w osiedlowych sklepach, chociaż u nas to jest wszystkie są w jakiejś sieci.