Przychodzi taki moment w życiu, kiedy dochodzimy do wniosku, że właściwie wszystko mamy. Niczego nie potrzebujemy. Gdy ktoś pyta nas o to, jaki prezent chcemy, na przykład na święta, często nie wiemy, co odpowiedzieć. Zauważamy, że nasza druga połówka ma to samo… Ile można kupować koszul, skarpetek, perfum, czy książek (tak, to najpopularniejsze prezenty pod choinkę). Niby w nieskończoność… Zawsze się coś wymyśli… Jednak w pewnym momencie człowiek mówi – stop. Zatrzymaj się i pomyśl. Czy rzeczywiście o to w tym wszystkim chodzi? Czy potrzebujesz kolejnych „pierdoł”?
Kolekcja
Perfumy zawsze są mile widziane. No chyba, że na półce masz flakoniki sprzed roku i sprzed dwóch lat, których nie zdążyłaś zużyć. Można wyrzucić, ale jednak szkoda. Biżuteria również cieszy, nigdy jej za wiele…chyba, że ponownie masz jej już tyle, że uświadamiasz sobie, że sporej części nie zakładasz nawet raz w roku.
Na tej zasadzie możesz kolekcjonować bieliznę, koszulki z zabawnymi motywami, książki, płyty… Możliwości jest wiele. I super, że coś cię kręci, coś tak w pełni pochłania i angażuje twoje emocje. Można się cieszyć z upominków. Zawsze wiadomo, co komu kupić. Teoretycznie same plusy.
Często przychodzi jednak taki moment, że czujesz przesyt. Niby nadal lubisz kolczyki, ale masz ich już tak dużo, że nawet do ciebie trafia prosty fakt, że to za wiele. I wtedy często przychodzi nostalgia.
Zamiast kolejnych bzdur…
Wiadomo, święta, coś kupić trzeba. Nie zostawimy kogoś bez upominku.
Może być on naprawdę drobny. Taki do „zużycia”, jak świeczka, czy bilety do kina, teatru czy na koncert. Ile można kupować skarpetek, sweterków, ozdób, czy gadżetów, z którymi nie wiadomo, co zrobić….
Prezent musi być. Tak każe tradycja.
Czy na pewno?
Plastik
Jeszcze bardziej dotkliwe jest to, jak potrafimy fiksować przed świętami, gdy ma się małe dzieci. One oczywiście pod choinkę dostają zabawki. Z czasem mają ich tak wiele, że można byłoby otworzyć sklep z zabawkami. Producenci jednak nie spoczywają na laurach, ciągle oferują nowe i nowsze propozycje. Coś, co było hitem, bardzo szybko przestaje nim być. W jego miejsce wchodzi coś nowego. I tak na okrągło. Dzieci ciągle pragną czegoś innego. I jak to im tego nie kupić?
Tylko nieliczni patrzą na to podsycanie pragnień z reklam jak na prosty zabieg marketingowy i uczenie od najmłodszych lat, jak wygląda konsumpcyjne życie. Przecież o to w tym wszystkim chodzi! Zdecydowana większość tłumaczy szał zakupów magią świąt…
Liczba kartonów w domu rośnie, podobnie jak ilość zabawek, na które wydało się dużo pieniędzy, a z którymi z czasem nie wiadomo, co zrobić. Wyrzucić zabawki wyglądające jak nowe – szkoda, oddać nie ma komu…składować też nie wiadomo gdzie. I coś co miało być radością, staje się problemem.
Liczy się czas
Jakie są tego skutki?
Nie brakuje ludzi coraz mocniej rozczarowanych konsumpcyjnym wymiarem świąt. Zmęczonych ciągłym wymyślaniem, co komu kupić i właściwie po co…to robić. Wychodzących z założenia, że to wszystko mija się z celem. Jest tak nakręcone, że aż do granic absurdu. Widzi się w tym cyrk, a nie zwyczaj.
Rośnie ruch niezadowolonych. Osób, które sprzeciwiają się wręczaniu dziecku kolejnej drogiej zabawki i chwilę później patrzeniu, jak zabawka ta ląduje w kącie. Nie podoba nam się to, jak często dzieci są zarzucane wszystkim, czego pragną, a jak mało czasu się im poświęca.
Zresztą robimy sobie to samo na większą skalę. Dajemy upominki, często kosztowne, a brakuje nam czasu na bycie razem. Tak bardzo widzimy święta w karykaturalnym wydaniu, że przestajemy je w ogóle lubić…
Być razem
Często nawet nie potrafimy spędzać razem czasu, nie umiemy odpoczywać. Święta zamiast być czasem radości, są niekończącą się tyradą kurtuazyjnych rozmów (jeśli mamy szczęście) lub kłótni (gdy mamy pecha).
Spotykamy się za rzadko na co dzień. Za mało ze sobą rozmawiamy i zbyt mało się znamy. Dlatego bycie ze sobą całymi dniami jest takie trudne… Jednak to co dla nas jest szczególnym wyzwaniem, właśnie to, powinno nas zmotywować do zmian.
Gdy masz wszystko, liczy się obecność
Paradoksalnie łatwiej dać komuś prezent, schować się za nim…Uznać, że skoro daje komuś coś fizycznego, zawiniętego w kolorowy papier, to wystarczy…Trudniej być natomiast dla kogoś prawdziwym prezentem, wsparciem.
Oczywiście, że upominki są miłe. Jednak nie są one najważniejsze, zwłaszcza gdy jesteś już na pewnym poziomie i uważamy się za osobę, która naprawdę ma już wiele…Wtedy rozpakowujemy prezenty, cieszymy się, jednak nie czekamy na nie, jak dziecko. Liczy się bowiem coś innego.
- Niewydziwianie.
- Niepajacowanie.
- Bycie razem.
Niechowanie się za pięknym wystrojem domu, smacznymi daniami, upominkami… Bo gdy już zjemy, prezenty odpakujemy i nacieszymy oczy choinką, pojawia się pustka. Gdy tylko liczy się to, święta stają się mdłe i nie do zniesienia…
Być może to banał, ale w świętach naprawdę liczy się coś innego niż otoczka, którą się nam przedstawia, jako najważniejsza. I z czasem, gdy dojrzewamy i zmieniamy się, coraz bardziej, to dostrzegamy.
Zamiast gonić i uważać, że wszystko ma być perfekcyjne…znaleźć prawdziwy sens.