Niektórzy mężczyźni mają pewną teorię, która ma być podparta naukowymi doniesieniami. Brzmi ona miej więcej tak. „Kobiety swój okres świetności odnotowują między 20 a 30 rokiem życia. Im bliżej do 40 tym z paniami gorzej, a już po 40 – kobiecy termin przydatności mija. Co innego my, mężczyźni. U nas czas działa na naszą korzyść. Mężczyzna po 40 jest postrzegany dużo lepiej niż jego młodszy kolega. A to dlatego, że na naszą korzyść przemawia dojrzałość i życiowe ustawienie. Mamy pieniądze, jakąś już pozycję w życiu, a to się kobietom po prostu podoba…Dlatego my korzystamy, a kobiety po 40 przechodzą w cień” Jak to zatem właściwie jest? Panowie mają rację, czy ewidentnie pobłądzili, sądząc, że po 40 kobiecy „termin przydatności” już dawno minął?
Kiedy kobieta jest najpiękniejsza?
Z mijającym czasem większe problemy mają kobiety niż mężczyźni. Takie zdanie często pada jako prawda objawiona, z którą nie należy dyskutować. Okazuje się jednak, że nie jest to do końca prawda, a na pewno nie w każdym wypadku.
To społeczeństwo zwykło przykładać większą wagę do damskiej urody. To kobieta z
jakiegoś bliżej nieznanego powodu ma być ozdobą mężczyzny.
Stąd tak liczne rozważania, kiedy kobieta jest najpiękniejsza. I podobno udało się to
zbadać i jednoznacznie ustalić, mocno subiektywnie, ale jednak. Okazało się, że najpiękniejsze jesteśmy w okolicy 25 urodzin. Wcale nie jako nastolatki, ale już jako dojrzałe kobiety. Nasza uroda trwa na „najwyższym poziomie” do okolic 32 urodzin,
a później mamy systematycznie brzydnięć – żeby napisać to wprost lub tracić na
urodzie – ujmując to delikatniej.
Po 40 zaczynamy się sypać?
Teorie naukowców sobie, życie sobie.
Oprócz urody, jest też aspekt zdrowotny. I znowu niektórzy uczepili się tej czterdziestki jak rzep psiego ogona, jako momentu przejściowego. Niektórzy oznajmili donośnym głosem, że po czterdziestce zaczynamy się sypać. Ma to oznaczać, że dzień po dniu po przekroczeniu czterdziestych urodzin zaczyna uchodzić z nas życie… Innymi słowy jesteśmy bliżej końca niż dalej.
I znowu – skąd ta histeria na temat negatywnego wpływu czterdziestych urodzin trudno stwierdzić, pewne jest natomiast to, że starzejemy się już po dwudziestych urodzinach. Proces ten ma charakter ciągły i nieubłagany. I czterdzieste urodziny nie są w nim tak dramatyczne jak sześćdziesiąte, czy inne. A to jednak czterdziestka nie daje nam spać po nocach…
Po 40 termin przydatności minął?
Boimy się tej czterdziestki, oj boimy. Dlatego często swoje lęki przenosimy na innych. Mężczyźni robią to na potęgę. Stąd gdy sami mają czterdzieści plus lat, uważają, że kobiety w tym wieku co oni…są już nic nie warte. Mówią o nich niczym o towarach, stąd określenie – „termin przydatności minął”. Po nim należałoby dodać – nic tylko wyrzucić na śmietnik, żeby się nie zatruć. Ostro? Tak. I to bardzo.
Mężczyźni wyrzucają kobietom bogate doświadczenie, choć sami nie mają mniejszego. Zwracają uwagę na ich poprzednie związki, mimo że to naturalne, że takie się pojawiły. Przedstawiają w kontrze kobiety po dwudziestce jako te, które są lepsze, bo jeszcze skłonne do ustępstw i podatne na kształtowanie. Z tym można się zgodzić lub nie, bo bywa naprawdę różnie…. Niemniej kobiety młodsze mają być piękniejsze i godne uwagi.
Nie ma na co patrzeć
Kobiety po 40 mają stawać się niewidzialne…
I jak to podsumować, żeby się nie narazić na stwierdzenie, że sama mam problem ze
starzeniem, stąd podejmuję temat?
Może w sposób ogólny. Taki, jak to widzą psycholodzy?
Prawda jest taka, że…
Generalnie żaden pewny siebie i szczęśliwy mężczyzna nie powie podobnej rzeczy, że termin przydatności kobiet po 40 minął. Z ust dżentelmena nie wyjdą takie słowa.
Będą one traktowane na równi z obelgami. Ich wydźwięk będzie zbyt prostacki i przedmiotowy i normalny mężczyzna nie będzie chciał się do nich zniżać.
Osoba pogodzona ze swoim wiekiem, dumna ze swojego życia i nieżałująca
niczego, nie będzie kogoś dyskredytować z powodu na wiek. Jej poczucie własnej
wartości na to jej nie pozwoli. Na drugą osobę będzie patrzeć jak na kogoś, z kim
warto spędzać czas lub nie. I wiek w decydowaniu o tym, ma drugorzędne
znaczenie….
Można to ująć jeszcze krócej. Mianowicie tak.
Traktowanie drugiej osoby z góry dużo więcej mówi o tym, kto tak robi niż o
„obiekcie”, którym się gardzi….
Tylko czy takie słowa dotrą tam, gdzie mają dotrzeć? I czy zostaną zrozumiane? Niestety śmiem wątpić.