Czas to napisać. Przepraszam wszystkich czterdziestolatków, których kiedyś uznawałam za starych. Może od razu z tego miejsca, warto przeprosić też wszystkich pięćdziesięciolatków, których przed laty widziałam jak dinozaurów i ludzi po sześćdziesiątce, którzy byli tak starzy, że aż niewidzialni. Aż wstyd się przyznać, co kiedyś sądziło się o ludziach „w pewnym wieku”. Sama myśl, że mogliby oni robić coś więcej poza całusem i grzecznym trzymaniem się z ręce przyprawiało o niemiły zawrót głowy, żeby nie
napisać wprost: obrzydzenie. Jak to mawiał klasyk „młodość durna i dumna”. Cóż zrobić…takie życie.
Starość kwestia względna
Starość przesuwa się w czasie. Gdy jesteśmy młodzi, starość zaczyna się stosunkowo szybko. Na przykład po czterdziestce. Wraz z upływem czasu, jej ramy wyglądają nieco inaczej. Dla niektórych zostają przesunięte, w nigdy nie przychodzącą przyszłość.
Masz sześćdziesiąt lat? Toż to jeszcze nie starość. Kończysz siedemdziesiąt? Przecież czujesz się najwyżej na czterdzieści. A gdy ma się jeszcze kasę i odrobinę szczęścia w życiu to już w ogóle. Można wyglądać naprawdę nieźle, mimo mijających chwil. I wtedy starość nigdy nie nadchodzi.
Kiedy obiektywnie zaczyna się starość?
To, że nie czujemy się staro to jedno. To, że nawet tak nie wyglądamy, to drugie. Jaka jest jednak prawda?
To już zależy, z jakiej perspektywy patrzymy. Bo już na przykład z perspektywy medycyny starość zaczyna się, gdy mamy 60-65 lat. To formalna rama, z którą raczej nie ma sensu dyskutować. W większości krajów europejskich wiek 65-70 to czas, kiedy zaczynamy być określani jako seniorzy.
Niemniej, gdyby spojrzeć na nią bardziej krytycznie, to okazuje się, że zmiany prowadzące do starzenia ciała i umysłu rozpoczynają się już wtedy, kiedy kończymy trzydzieści lat.
Kiedy zaczyna się zatem starość? Bardzo często to zależy od nas samych.