Jakiś czas temu napisałam artykuł o umiłowaniu świętego spokoju. Wraz z nim pojawiło się mnóstwo komentarzy. Po czasie na skutek kilku z nich doszłam do wniosku, że wpis ten jest niepełny. Może być nie do końca dobrze zrozumiany. I postanowiłam napisać więcej, bo przyszła do mnie taka myśl…
Radość życia, oprócz spokoju, potrzebuje też spontaniczności, szaleństwa i głośnego śmiechu do utraty tchu. Nie chodzi bowiem o skrajność w żadnej postaci, ale o równowagę. Jedno z drugim się nie kłóci. Przeciwnie, doskonale się uzupełnia. Kładzione na szali świetnie, gdy się równoważy. I w ten sposób otwiera na przeżywanie życia na zasadach, jakie nam najbardziej odpowiadają. Każda z nas potrzebuje bowiem czegoś innego. I to jest naprawdę dobra wiadomość!
Piękno przecież tkwi w różnorodności.
Spokój i szaleństwo – dwie siostry, poznaj każdą z nich
“Lubię ten stan, rozkoszne sam na sam. Cisza i ja. Cisza, ja i czas…” Hey “Cisza, ja i czas”
Jedna kobieta na co dzień będzie preferowała zdecydowanie święty spokój, uciekając do swojego miejsca na ziemi, gdzie może go smakować do woli. Druga będzie czuła, że żyje, regularnie tańcząc w deszczu i śpiewając na stole w klubie ze znajomymi.
Niektórzy karmią się bowiem ekstremalnymi doświadczeniami, sytuacjami, kiedy wychodzi się poza swoją strefę komfortu. Najlepsza jest adrenalina i ciary na plecach.
Są też tacy, którzy czują się jak ryba w wodzie, gdy są w centrum uwagi. Nie brakuje też takich, którzy najwięcej zyskują, gdy mogą poznawać siebie i przyjaciół, leżąc na trawie, czy popijając dobre wino w cieniu drzew. Są też kobiety, “które odpoczywają, biegając na obcasach” (jak trafnie ujęła to Iwona) oraz takie, które zwalniają, zrzucają obuwie i chodzą po zielonej trawie a następnie przytulają się do drzew.
Czasami energiczna kobieta po 40 potrzebuje zwolnić, a ta, która uwielbiała święty spokój, tęskni za szaloną rozrywką. I dobrze, że tak właśnie jest! Życie jest zbyt kolorowe, by uparcie tkwić przy jednej dobrze znanej barwie.
Na koniec zacytuję Dorotę, która zainspirowała mnie do napisania powyższych słów:
“Nie, moje drogie. Spokój już był. Dostosowanie dnia i nocy do potrzeb dzieci i małżonka, śniadania, zebrania, lekcji odrabiania. Teraz jest wreszcie czas na spontaniczne tańce na ulicy, gdy zagra kapela, rozmowy do białego rana, wygłupy i cieszenie się tym, że człowiek sprawny (choć z ciężką chorobą).
Uspokoję się po śmierci (choć do końca obiecać tego nie mogę) . Teraz jeszcze nie. Długo nie.”
Dorota
3× TAK !
W punkt
Tak trzymaj !
Jakie to piękne
Super. Zwlaszcza,,uspokoje sie po smierci🙂. Pozdrawiam
I to mi się podoba!
Te dwie rzeczy zawsze muszą iść w parze 😀
Lubię i spokój i lekkie szaleństwo, wszystko zależy od dnia i nastroju 😀
Bliska mi osoba powiedziała kiedyś, że odkąd skończyła 40 lat, żyje w myśl powiedzenia “Tańcz, pij, szalej i nie pytaj, co będzie dalej”.
He he:) We mnie też czasem dwie mnie – jedna spokojna, druga szalona:) A piosenkę Hey uwielbiam!
odwieczny dylemat spokój czy szaleństwo….emocje czy stagnacja.