“Znasz każdą moją śmierć” – śpiewa Paweł Domagała w piosence pod tytułem “W połowie drogi”. I tym krótkim stwierdzeniem zainspirował mnie do napisania tego artykułu. Bo jak się tak bliżej przyjrzeć, właściwie każdy związek stawia nas w obliczu trudnych sytuacji, kiedy miewamy wrażenie, że umieramy.
Każda naprawdę bliska relacja uwidacznia nie tylko nasze mocne strony, ale przede wszystkim te słabe. Szczególnie w tych wieloletnich związkach obserwujemy wielokrotnie swoje upadki. Od tych banalnych, do tych dużo bardziej znaczących i bolesnych.
Czasami doświadczenia są tak graniczne, że mówimy o nich w kontekście śmierci, o naszym umieraniu…np. z miłości, czy tęsknoty. Na szczęście każda tak rozumiana, nie do końca dosłownie śmierć, daje nam szansę na nowe narodzenie. Patrząc na to ciągłe odradzanie się z popiołów w ten sposób, można widzieć w nim wielką szansę. A nie zagrożenie…
Umieram z tęsknoty
Nie bez powodu mówimy o tym, że umieramy z tęsknoty za kimś. Uczucie, które nam towarzyszy, kiedy bliskiej osoby nie ma obok, a bardzo pragniemy, żeby się zjawiła, bywa dotkliwe i naprawdę bolesne. Sporo na ten temat mogą powiedzieć pary, które z różnych powodów musiały się rozstać na jakiś czas, na przykład dlatego, że jedno wyjechało z powodu pracy, ze względu na starzejących się rodziców, czy z powodu dzieci.
Tęsknota może zabić miłość. Niestety skutecznie.
Umieram z głodu
Bardzo prozaiczna forma “śmierci”, którą można obserwować wielokrotnie. Paradoksalnie, mimo że dotyka najbardziej pierwotnych instynktów, to właśnie z tego powodu, pokazuje prawdę o nas samych. Gdy jesteśmy bardzo głodne, bywamy mocno wkurzone. Czy jednak to sprowokuje nas do kłótni? A może druga połówka odda nam ostatnie ciastko?
Głód można rozumieć też inaczej, jako głód wrażeń, dotyku, wspólnych doświadczeń. Gdy brakuje nam tak rozumianego pożywienia w związku, nietrudno o jego rozpad.
Umieram z nudy
Któż kiedyś się nie nudził? Nuda jest naturalna i czasami potrzebna. Jednak gdy wkracza do naszej relacji i się w niej rozgaszcza, usypia naszą czujność. Przestajemy się starać, zabiegać o siebie, uważamy, że to co mamy, się nam należy, że zostało nam dane raz na zawsze.
Można niestety umrzeć z nudów w związku. I atrakcji szukać….poza daną relacją.
Umieram z bólu
Obserwowanie bólu bliskiej osoby i pozostawanie bezradnym to doświadczenie, którego siła rażenia jest ogromna. Nie sposób przejść obok niego obojętnie. To chyba najgorsza z możliwych kar.
Umieram z zimna
Można także umierać z zimna. Oczywiście w przenośni, kiedy pogoda jest szczególnie niesprzyjająca, a my trzęsiemy się jak galarety. Zimno może być też niejako metafizyczne, wynikające z naszej wewnętrznej rozpaczy i przykrych doświadczeń.
Jeśli mowa o chłodzie, to często mówimy, że umieramy z gorąca. Każdy dyskomfort, choćby tak prozaiczny, który musimy przeżywać razem, sprawia, że pokazujemy swoją prawdziwą twarz. Tę samą, którą tak bardzo chcieliśmy ulepszyć, przedstawiając drugiej osobie w znacznie korzystniejszej odsłonie.
Umieram z rozpaczy
Gdy jesteśmy razem, przeżywamy radości, ale także smutki. Te pierwsze nas niewątpliwie cieszą, a… od tych drugich nie ma odwrotu.
Oczywiście możemy robić wiele, by się zabezpieczyć przed ewentualnymi problemami, zastosować wszystkie asekuranckie chwyty, ale nie zawsze są to skuteczne działania. Czasami zwyczajnie stajemy twarzą w twarz z rozpaczą, która rozrywa serce.
Niestety dla wielu związków spotkanie to kończy się tragicznie. W tym sensie, że przykre wydarzenie rozbija fundamenty danej relacji. I mało kto ma siłę zbierać okruchy, które po nim pozostały…
Umieram z bezsilności
Dla osób będących perfekcjonistami, bezsilność to największy demon. Gdy zrobiło się wszystko, zadbało o każdy aspekt, a nie da się przeskoczyć danej sytuacji, bezsilność bywa tak dojmująca, że aż boli. Fizycznie i psychicznie.
W obliczu tak silnego rozczarowania wielu z nas traci panowie nad sobą. Trudne jest samo obserwowanie osoby, która traci grunt pod nogami. Czasami z tego właśnie powodu nie umiemy już kochać.
Umieram z miłości
W końcu na koniec – w każdej relacji można umierać z miłości. Czasami dzieje się tak na początku, gdy miłość jest nieodwzajemniona, innym razem dopiero po latach, gdy niespodziewanie zaczyna nam się podobać ktoś inny. Wtedy przychodzi moment próby, kiedy trzeba się oprzeć pokusie, stawiając tak, jak każdego poprzedniego dnia, miłość do partnera na 1 miejscu.
Mogę śmiało powiedzieć, , że doświadczyła każdego z wymienionych rodzajów umierania. Każde takie doświadczenie na pewno wiele mnie nauczyło. 😊
bardzo ciekawie napisane, zgadzam się z każdym rodzajem umierania….
Fajny tekst. Tak naprawdę to związek to jeden wielki poligon doświadczalny o który trzeba wciąż dbać od nowa…
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy 🙂
Ja dodałabym jeszcze umieranie ze śmiechu, takiego z głębi brzucha.. oczyszczającą moc ma😆😆😆