W małżeństwie nigdy nie jest idealnie. To dlaczego ciągle się łudzimy?

3

To zdumiewające, jakie potrafimy być naiwne, niezależnie od wieku. Jak wiele potrafimy pokładać nadziei w związku, w drugim człowieku, w mężczyźnie, żyjąc w przekonaniu, że wystarczy trafić na kogoś odpowiedniego, by znaleźć szczęście, by czuć się spełnioną.

Mimo upływu lat i porzuceniu bajek o smokach i rycerzach, jakby na przekór tkwimy w miejscu. Nadal żyjemy jak księżniczki zamknięte w wieży, w oczekiwaniu na wybawiciela. Teoretycznie wiemy, że to bez sensu, ale mimo to rozglądamy się z napięciem, by go odnaleźć: rycerza w złotej zbroi. Kogoś innego niż wszyscy. Kogoś, kto odmieni nasze życie. Dopełni nas. Całkiem zapominając, że wystarczy spiąć cztery litery i ocalić się…samodzielnie. Bo tylko w ten sposób można znaleźć szczęście, niezależnie, czy w finalnie będzie się żyło w pojedynkę czy w parze.

W małżeństwie nigdy nie jest idealnie

Marzę o ślubie…

Możesz mieć 20, 30 czy 50 lat. Nie ma to znaczenia. Doświadczenie życiowe często traci na sile w konfrontacji z wyobrażeniami, wyśnionymi wizjami, podsycanymi przez współczesny świat.

A co on nam mówi? Że wystarczy trafić na swoją połowę jabłka, by być szczęśliwą, że wystarczy właściwy facet, by w końcu poczuć się spełnioną.

 

I niby się uśmiechamy pod nosem, mówimy, że takie rzeczy to tylko w bajkach, ale chlipiemy na romantycznych scenach, marzymy o kochanku, który zrobi z nami to wszystko, co pewien pan G….na ekranach kina. Marzy nam się mężczyzna silny i zdecydowany, któremu będzie się można oddać, powierzyć własny los...który się nami zajmie.

Będzie idealnie

Patrzymy na obrączki pięknie wyeksponowane w sklepie i wierzymy, że małżeństwo to spełnienie marzeń. Żyjemy w przekonaniu, że będzie idealnie, świetnie, porywająco, odkrywczo i inspirująco.

Tak jakby mit idealnego małżeństwa, w którym książę na białym koniu wybawił piękną księżniczkę był wzorem na szczęście w życiu. Tak, jakby to zdarzało się każdej. I na każdym kroku, a nie było idealną, nierealną wizją pisarza czy reżysera…

Nie jest idealnie? To może źle trafiłam

Mit idealnego związku, w którym mężczyzna jest kochankiem, przyjacielem, motywatorem, przyjaciółką, przewodnikiem duchowym trwa w najlepsze. Na jego kanwie rozwija się współczesna kultura, która podsyca w nas poczucie, że ma być idealnie. Dobrze, czy bardzo dobrze to za mało. Ma być elektryzująco, zjawiskowo, najlepiej każdego dnia, bo jeśli jest zbyt często zwyczajnie, to trzeba walczyć o więcej.

Masz przeciętne, ale dobre życie?

Jesteś narażona na rozczarowanie. Bo przecież miało być idealnie, a są ciepłe kapcie. Miał być mężczyzna, który będzie każdego dnia Cię czymś zaskakiwał, a jest facet z puszką piwa z uśmiecham na ustach, wołający Cię, żebyś usiadła na kanapie obok niego. Jaka kanapa pytasz? Stać go tylko na tyle? A gdzie fajerwerki?

Pojawia się gorzkie rozczarowanie. Zaczynasz słuchać podszeptów. Analizujesz i dochodzisz do wniosku, że po prostu źle trafiłaś, że gdyby na Twojej drodze pojawił się inny mężczyzna, byłoby bajecznie. W myśl zasady, że trawa u sąsiada zawsze bardziej zielona, patrzysz na swojego byłego i jego uroczą żonę i jej zazdrościsz. Wszyscy wokół wyglądają na bardziej szczęśliwych a Ty?

Co się z Tobą dzieje?

Wierzysz w te bzdury o idealnych związkach jak jakaś wyznawczyni sekty, mamiąc się złudzeniem, że w życiu musi być na maksa, całkiem zapominając o tym, że małżeństwo to nie bajka. To ciągła praca, rozczarowania, przeplatane pięknymi chwilami.

Co mówią psychologowie?

  • małżeństwo to ciągła praca,
  • mężczyzna, choćby chciał, nie wypełni pustki w naszym życiu,
  • najpierw musisz być szczęśliwa sama ze sobą, by zbudować szczęście z kimś innym,
  • mężczyzna nie powinien wypełniać Ci całego życia, potrzebujesz znajomych, przyjaciół, rodziny…
  • każdy związek się rozpadnie, jeśli nie będziemy nad nim pracować,
  • związek potrzebuje czasu, zaangażowania,
  • drugie małżeństwo jest szczęśliwsze, nie dlatego, że znajdujemy lepszego kandydata na męża, ale dlatego, że nauczyliśmy się na własnych błędach i potrafimy tę wiedzę wykorzystać.
  • nawet w małżeństwie możemy się nie rozumieć, małżonek mimo wielkich chęci nie umie czytać w myślach, mimo mówienia tym samym językiem, możemy odbierać nawet te same zdania inaczej,
  • trzeba nauczyć się rozmawiać. Nie tylko na przyjemne tematy, ale szczególnie na te trudne. Każdy bowiem temat zamieciony pod dywan, w końcu ujrzy światło dzienne. I będzie jeszcze mocniej bolał.

 

3 KOMENTARZE

  1. U mnie w rodzinie zawsze odradzało się zamążpójście, które traktowało się jako pewnego rodzaju więzienie. Od dziadka wielokrotnie słyszałam, że po ślubie to wszystko się kończy. Wakacje, wychodne i wgl będę stała w garach, itp. itd. Także ja choć byłam zniechęcana, od zawsze marzyłam o stworzeniu rodziny i udowodnieniu, że można być z mężem szczęśliwym, jednocześnie nie zamykając się na świat.

    PS: Wiadomo nie mówię tu o typie małżeństwa nieistniejącego, czyli kiedy zawsze jest idealnie i romantycznie. Filmy nasuwają nam scenariusze, które w życiu nie mają realnego odzwierciedlenia. 🙂

  2. To prawda z tym szczęściem, nie da się być z kimś szczęśliwym dopóki samemu tak się nie czuje. Czasami mam wrażenie, że ludzie zbyt pokładają nadzieję w tej drugiej osobie, która jak za dotknięciem magicznej różdżki pokoloruje ich życie, wiadomo na początku może tak się zdarzyć, ale później przychodzi rzeczywistość, która wszystko weryfikuje. Jak kiedyś mój jeszcze wtedy narzeczony (teraz maż) powiedział ‘o związek trzeba dbać całe życie nie tylko na początku, trzeba się starać, doceniać i rozmawiać’, to on nauczył, mnie że najlepiej wszystkie nieporozumienia wyjaśniać od razu, na bieżąco 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj