Nie wiem, jak wasze doświadczenia (chętnie się dowiem). Ja mam swoje i dzisiaj o nich opowiem. Mianowicie o tym, jak męscy przedstawiciele niektórych profesji rozmawiają z kobietami. A okazuje się, że niekiedy mają poważny problem, żeby w ogóle rozmawiać. Oczywiście nie wszyscy i nie zawsze, ale wystarczająco często, żeby zauważyć pewną prawidłowość.

Mechanik
Gdy jesteś kobietą, możesz mieć problem z rozmową z mechanikiem. Wielu panów wykorzystuje fakt, że „najprawdopodobniej się nie znasz”, często rozmawiają z wyższością, wyraźnie (nawet się z tym nie kryjąc) dając do zrozumienia, że nie ogarniasz. Łatwo to można sprawdzić, udając, że nie wiesz o czymś, co w rzeczywistości jest dla ciebie jasne…. Wtedy można szybko zweryfikować uczciwość danej osoby.
Mechanicy (oczywiście nie wszyscy) grają nierzadko nieczysto. Gdy mają przed sobą kobietę, często uważają, że mogą pogrywać sobie jeszcze bardziej niż z mężczyzną.
Niestety w zawodzie mechaników nie brakuje mężczyzn szowinistów. Takich, co to są niesłowni, nieterminowi, oszukują, kluczą i mijają się z prawdą. Nie jest też tajemnicą, że na naiwnych kobietach mężczyźni-mechanicy zarabiają wyjątkowo dużo. Na bezradności i niewiedzy nieuczciwe osoby sporo korzystają.
Pamiętam sytuację, kiedy odstawiałam do warsztatu nasze wysłużone kilkunastoletnie auto. Gdy rozmawiałam z mechanikiem, na początku nie dając mu do zrozumienia, że coś wiem na dany temat, obserwowałam reakcję wypinającego tors lwa czy olewającego cwaniaczka, który wie, że ma mnie w garści…na pewno łyknę wszystko, co mi powie. Bywało, że mechanicy (tak, czasami w dwójkę) podchodzili do mnie z ironicznym uśmiechem, sądząc, że oto mnie mają…Przyznaję czasami grałam w tę grę.
Scenariusze bywały rożne… Czasami nawet dzwoniłam do męża w trakcie wizyty u mechanika, informując o przebiegu sytuacji, obserwowałam błyskawiczną zmianę podejścia. To było zabawne, patrzeć, jak jeden czy drugi mechanik zaczyna inaczej rozmawiać, gdy dowiaduje się, że „mąż jest i gdzieś tam czuwa”. Takie studium przypadku – w najczystszej postaci.
Nie da się jednak ukryć, że idąc na rozmowę z mechanikiem, szłam zawsze na wojnę. Jako kobieta byłam na przegranej pozycji. Zazwyczaj tego typu sprawy załatwia mąż, choć mnie to wkurza, że z nim rozmawiają od razu inaczej.
Budowlaniec
Trudne rozmowy dotyczą również budowlańców, z którymi przeprawy niejedną osobę doprowadzają do prawdziwego bólu głowy, a niekiedy do, bez przesady, utraty zdrowia. To jeden z tych najtrudniejszych momentów, kiedy trzeba się zmierzyć z budowlańcami czy osobami odpowiedzialnymi za remont, zwłaszcza gdy coś idzie nie tak.
Wtedy się zaczyna…
Bajkopisarstwo w najwyższej postaci, a gdy dodatkowo mężczyzna ma przed sobą niczego nieświadomą kobietę, to najczęściej czuje się jeszcze pewniej niż kiedykolwiek.
Klasyczne są opóźnienia, niesłowność, kluczenie z kategorii – „to się zatenteguje, pani tego nie będzie widać”, usprawiedliwienie się nieobecnością z powodu śmierci w rodzinie, z uwagi na samochód u mechanika, czy opóźnienia z licznych dziwnych powodów. Rozgrzebana robota i porzucona – to częste. Wzięcie zaliczki i rezygnacja – to również. Zdarza się niemal każdemu, niezależnie od płci. Jednak jeśli odbiorcą usługi jest kobieta, to powinna się w szczególny sposób mieć na baczności.
Niestety rozmowa z budowlańcami to droga przez mękę. Wielu panów przedstawicielki płci pięknej traktuje z góry. Wychodzą z założenia, że jeśli rozmawiają z kobietą, to mogą pozwolić sobie na więcej… I najczęściej to robią. Bo „baba” bez nich nie da sobie rady…a gdy jest bez „swojego chłopa” (lub takiego o zgrozo nie ma!), to tym gorzej dla niej.
Zresztą mam swoje lata, trochę już przeżyłam, wiele w życiu widziałam.
Miałam kiedyś sytuację, kiedy pan szanowny przyszedł w bloku wymieniać licznik od wody. Po tym jak zadzwonił i otworzyłam mu drzwi, nakrzyczał na mnie, gdy powiedziałam mu, że ma przyjść za godzinę, bo aktualnie pracuję. To nic niezwykłego, informacja, jaką otrzymaliśmy w tamtych dniach, głosiła, że będą wymieniać liczniki w wybranych godzinach. Nie kazałam panu przychodzić po pracy, zostawać dłużej z mojego powodu, tylko być później – w ramach jego „dzionki”. Pan generalnie wydarł się, że on nie rozumie, czemu nie teraz, że on żadnej pracy zdalnej nie uznaje, itd. Na tym niestety nie poprzestał.
Gdy dzieci wracały do domu, to je zaczepił z jakiego mieszkania są, a gdy zobaczył, do których drzwi zmierzają, dodał z niesmakiem, że to do tej „pracowitej paniusi”. W końcu gdy przyszedł zrobić swoje, to znowu krzyczał, niezadowolony, że mu coś nie idzie. Próbowałam go uspokoić, potem ustawić do pionu. Wszystko na nic.
Na koniec, gdy w końcu wymienił nieszczęsny licznik, wpadł w drzwiach na męża. Mąż widząc moją minę, następnie dowiadując się, co i jak, zszedł za panem na dół. Dopiero po rozmowie z mężem, mężczyzna nieco spokorniał.
Na moje liczne uwagi nie reagował. Uważał, że może mówić, co chce, bo ja się na pewno nie znam, a jako kobieta mam milczeć i się nie odzywać…. Ma prawo pouczać i ustawiać mnie, dorosłą „babę”. Normalnie szok. Sytuacja, która nie miała prawa się zdarzyć, a jednak miała miejsce w XXI wieku… To był mężczyzna jeden z tej kategorii, który pokornieje tylko pod naciskiem innego silniejszego mężczyzny. Z takimi typkami nie pogadasz kulturalnie, musi być dosadnie. I to w pięty.
Na koniec dodam, bo to istotne…Może inna babka na moim miejscu dałaby radę. Ja chyba byłam za grzeczna.
Ksiądz
I na koniec jeszcze większa dawka prywatnych doświadczeń.
Od kiedy pamiętam rozmowa z księżmi była dla mnie dziwna.
Pierwsza negatywna, jaką pamiętam, wydarzyła się wtedy, kiedy dowiedziałam się w drugiej klasie podstawówki, że nie nadaję się do jakiejś tam funkcji na mszy komunijnej. Powiedziane w taki sposób, że gorzej się nie dało. Poza tym, że moja wiara nie jest na szóstkę. Ksiądz to wiedział. Moje odpowiedzi nie były nazbyt religijne (nie wiem w sumie dlaczego i co to znaczy, że nie były?). Wiem tyle, że to dla małego dziecka było bardzo niemiłe. Do dzisiaj pamiętam, jak się wtedy czułam.
Zresztą podobnych nieporozumień było więcej.
Gdy w ósmej klasie przy okazji sprawdzianu z religii (przed bierzmowaniem) zostałam wywołana na środek klasy, ksiądz na cały głos karcącym głosem powiedział, że ściągałam. Podał kartkę ze sprawdzianem dwóm chłopakom w pierwszej ławce, z pytaniem, czy widzą. Oni uśmiechając się do mnie powiedzieli, że nie, nic nie widzą. Ksiądz wniósł oczu do nieba i powiedział, że to karygodne, żeby dziewczyna dawała taki przykład, że co to w ogóle za zachowanie (!). Klasa miała mnie publicznie potępić, ale że byliśmy zgrani, nikt się nie odezwał i nikt nie rzucił tym przysłowiowym pierwszym kamieniem. Ksiądz z takiego obrotu spraw nie był o dziwo (lub nie) zadowolony. Gdy dostałam kartkę – mój sprawdzian z powrotem, zrozumiałam, o co chodzi. O moje nieudolne napisanie ołówkiem na marginesie słowo z definicji, które zostało następnie zmazane, niezbyt dobrze, tak, że ślad pozostał. Przyznaję się to była moja wina, nie ściągałam zbyt dobrze…zwłaszcza w tym wypadku.
To nie koniec moich przewinień. Niepotrzebnie przecież przejmowałam się oceną z religii. Tym bardziej, że sama religia to był terror. Ksiądz robił sprawdziany z katechizmu, na których wymagał odwzorowania definicji, przykazań i informacji z katechizmu, co do słowa. Po co to? Na co? Nie wiem.
Z czasem wcale nie było lepiej. Gdy jako młoda osoba miałam być po raz pierwszy matką chrzestną, ksiądz nam mnie nakrzyczał, że nie dostanę zgody, bo nie oddaję kartek do spowiedzi. To prawda, nie oddawałam, choć do spowiedzi wtenczas chodziłam. Ksiądz nie chciał słuchać moich wyjaśnień, dlaczego nie oddaję kartek. Był bardzo niemiły. Z nerwów płakałam, wracając do domu, a tata, gdy zdenerwowana o wszystkim opowiedziałam, w mojej obronie dzwonił na plebanię.
Jako dorosła kobieta kilka razy z mężem i dziećmi przyjęliśmy kolędę. Gdy ksiądz zadawał pytania, to odpowiadałam najczęściej ja, bo mąż niespecjalnie miał ochotę, jednak ksiądz (jeden czy drugi) najczęściej wyraźnie dawał do zrozumienia, że ze mną nie bardzo chce rozmawiać. Z uporem maniaka chciał rozmawiać z mężem, jako „głową rodziny”. Tak jakby miejscem kobiety była kuchnia. Po kilku próbach powtarzanych na tego typu spotkaniach (bywało różnie, lepiej i gorzej), ostatecznie zrezygnowaliśmy z przyjmowania kolędy. Do kościoła jednak chodzimy nadal.
Okazuje się jednak, że niewiele się zmieniło mimo upływu lat. Starsza córka przestała chodzić na religię (za naszą zgodą), właśnie z powodu nieprzyzwoitych uwag kapłana. Młodsze dziecko ma lekcję z katechetką. Na razie z nich korzysta, bo wszystko wydaje się wyglądać tak, jak powinno.
Mimo że jesteśmy osobami wierzącymi, to niestety mocno zaniepokojonymi. Wielkim wyzwaniem jest rozmowa z księdzem. To, co dzieje się w przypadku prób dogadania się z księżmi – bywa żałosnym dowodem na to, że nie jest dobrze.
Jako kobiecie wyjątkowo trudno mi rozmawiać z większością duchownych. Na swojej drodze spotkałam może z trzech, z którymi można było normalnie się dogadać. Pozostali albo mnie ignorowali, albo atakowali.
Z kim najtrudniej rozmawia się kobiecie?
Oczywiście powyższe przykłady są przykładami. Może i są regułą, jednak od każdej reguły są wyjątki. Bazują na doświadczeniach osoby piszącej i na stereotypach. Istnieją fachowcy, którzy są w porządku, budowlańcy i mechanicy, których nawet można innym polecić. Zdarza się i ksiądz z powołania. Najczęściej jednak trzeba się mieć na baczności. Można mieć co prawda szczęście, jednak często się go po prostu nie ma…