Jesteśmy narodem znanym z tego, że uwielbiamy doradzać innym. Bezbłędnie układamy innym życie, planujemy i doskonalimy to, co wymaga, według nas, poprawy. Często krytykujemy a nawet wyśmiewamy. Przecież to taki banał. Każdy by potrafił to zrobić! Jesteśmy alfą i omegą aż do momentu, gdy sami stajemy pod ścianą. I wtedy okazuje się, że układanie życia innym jest prostsze niż poradzenie sobie z własnymi problemami.
Dobrze Ci doradzę…
Gdy zaczynamy radzić innym, wchodzimy w rolę nauczyciela. Stajemy ponad osobą, z którą rozmawiamy. Uwielbiamy to robić, bo czujemy się ważne, lepsze…. Przecież to takie fajne, trochę się pomądrować, pokazać z najlepszej strony, wykazać błyskotliwością.
My radząc, czujemy się doskonale. Osoba, której radzimy, może mieć inne zdanie na ten temat… Zazwyczaj nie uświadamiamy sobie, że samo mówienie, co druga osoba powinna zrobić, to większy zysk dla nas niż dla niej.
Niekoniecznie mamy złe intencje, często chcemy jak najlepiej. Radzimy, bo szczerze boimy się o drugą osobę, chcemy uchronić ją od problemów. Bazując na własnym doświadczeniu, sądzimy, że umiemy dobrze kimś pokierować. Nie dopuszczamy jednak do siebie myśli, że oprócz dobrze nam znanej drogi, jest wiele innych, które też mogą okazać się opłacalne. Poza tym możemy nie brać pod uwagę wszystkich czynników, o których istnieniu wie tylko najbardziej zainteresowana osoba.
Od człowieka, którego nie cierpimy,
nie lubimy przyjmować upomnień,
choćbyśmy wiedzieli, że są dobre. François Fénelon
Zamiast doradzania empatia
Dlatego paradoksalnie zamiast mówić, co druga osoba powinna zrobić, lepiej milczeć i wysłuchać, co ma nam do powiedzenia. Okażmy zrozumienie i empatię. Bądźmy obok. Często to wystarczy.
Możliwość wygadania się to całkiem dużo. Wystarczy aktywnie i z zaangażowaniem słuchać. Często w następstwie tego przychodzi olśnienie…. Bo wiele osób zwyczajnie wie, co robić. Musi tylko z pewną myślą się oswoić.
Dlatego dajmy bliskiej osobie dojść samodzielnie do rozwiązania. Niech ma satysfakcję, że sama je odkryła. Nawet jeśli widzieliśmy je od razu, to bądźmy powściągliwe. Niech nasz rozmówca spróbuje sam poszukać. To pozytywnie wpłynie na jego samopoczucie, podbuduje też ego.
A kiedy doradzać?
Prosta zasada. Doradzamy tylko wtedy, kiedy druga osoba wprost nas o to poprosi.
W pozostałych sytuacjach – nie warto. Często nasze dobre rady mogą być odebrane bowiem jako wtrącanie się w nie swoje sprawy i wymądrzanie się. Dlatego lepiej ich unikać. Dla siebie i dla innych!
” Dobre rady”
Trochę grzeczności w przyjaciół gronie
Czasem słów kilka w cudzej obronie
Trochę szczerości wobec sąsiada
Trochę pomocy, gdy ktoś upada
Trochę pochwały komuś za życia
A także obcych błędów ukrycia
Nad “własnym ja” trochę kontroli
Trochę współczucia, gdy kogoś boli
Trochę krwi zimnej w nieszczęścia chwili
Trochę czci dla tych, co wiek przeżyli
Trochę mniej wzgardy, dla tych co mali
I trochę serca, nie z samej stali
Trochę mniej cenić własne cierpienia
Za to bliźniemu ulżyć brzemienia
Trochę ustępstwa, nienawiść gasi
Trochę rozsądku, dla tych co nasi
Trochę poświęceń, trochę miłości
A szczęście w każdym miejscu zagości.
– ks. S. Świerczyński
Zdjęcie do artykułu to mural z Bielska-Białej 🙂
🙂
Święte słowa. 😊
Szczera prawda co napisałaś 🙂 ja na moje szczęście nie doradzam, nie pouczam bo widzę jak ludzie reagują na to…
Mnie często korci, żeby doradzać, ale gryzę sie po języku 😉
Święta prawda.. Chyba nikt z nas nie lubi cioci dobrej rady 🤣
To, o czym piszesz, było dla mnie swego czasu wielkim odkryciem. Często nasz rozmówca chce być po prostu wysłuchany, a nie zasypany radami. Zarówno dziecko, jak i dorosły. To podstawa dobrej komunikacji i budowania mądrej relacji.
Całkowicie się zgadzam, sama musiałam to zrozumieć po czasie. Uświadomiłam sobie kiedy “dobre rady” ludzi nie znających dokładnie mojej sytuacji bardzo mnie denerwowały a sama nie raz z dobrej woli oczywiście coś komuś doradzałam. Teraz staram się bardziej słuchać. Człowiek musi sam znaleźć najlepsze rozwiązanie dla siebie.