Dwa lata. Maślane spojrzenia, motylki w brzuchu, nogi z waty, miękkie serce, brak poczucia mijającego czasu, ogromny przypływ energii. Poczucie, że można przenosić góry. Wszystko jest możliwe. Wystarczy, że jesteś ty. A potem bach. Prosto z nieba, czy z przetworzy spada ogromny ciężki młot, który gruchocze nasze serce, wraz z nimi marzenia i wizję przyszłości. Wszystko się rozsypuje na drobny mak. Patrzymy wokół zdezorientowane, nie wiemy, co się stało… Czujemy się jak na wysypisku własnego przyszłego życia. Tyle planów, tyle marzeń… Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Dlaczego? Być może dlatego, że pomyliliśmy zauroczenie z miłością.

To jeszcze nie miłość
Szybko mówimy, że kogoś kochamy. Bo podoba się nam, ma takie ładne oczy, tak super
się z nim rozmawia, tylko on umie nas rozśmieszyć, podziwiamy jego zaradność,
pracowitość…Widzimy same zalety. Spędzamy razem czas. Jeszcze się nie znamy, a
wydaje się nam, że wiemy o sobie wszystko. Mówimy wielkie słowa, padają deklaracje,
pojawiają się pierwsze plany i nieśmiało kiełkujące marzenia.
Ale to jeszcze nie miłość. A na pewno nie ta dojrzała.
Musisz poczekać
Zabawa zaczyna się dopiero po fazie upojenia. Po tym, jak przestaniemy sobie spijać
śmietankę z ust, przestaniemy patrzeć z rozmarzeniem w oczy. Gdy już się nieco
poznamy, rzeczywistość spowszednieje, kiedy wiele rzeczy przestanie być pierwszymi,
nowymi…. I pojawi się rutyna.
A wraz z nią problemy i kryzys. Każda relacja zmierzy się prędzej czy później z
kryzysem…i zdecydowana większość go nie przetrwa. A to podczas kryzysu poznajemy
się przecież w pełni. To kryzys powie nam, z kim mamy do czynienia. I często prawda,
która wtedy wychodzi na jaw w ogóle się nam nie podoba.
Dwa lata sielanki
To dlatego tak wiele związków kończy się na dwóch latach. Mnóstwo par ma imponujący
dwuletni staż, który jednak dość szybko przechodzi do historii. Dlaczego? Ponieważ gdy
zaczynają się problemy, kończy się chęć bycia razem.
- Nie chce nam się.
- Pragniemy, żeby w związku było łatwo.
- Relacja ma być przyjemna.
- Gdy trzeba popracować, a jeszcze do tego może się zmienić, to lepiej sobie
odpuścić. - Jest przecież tyle możliwości.
- Można poszukać kogoś innego.
- Po co się wysilać?
Chcemy łatwego życia, sielanki, bajki. Zbyt wiele mamy stresów gdzie indziej – na
przykład w pracy – żeby jeszcze przejmować się czyimiś fochami czy wyzwaniami dnia
codziennego. Dlatego, gdy tylko zaczyna się psuć, opuszczamy szybko tonący statek. Nie
stać nas na postawę kapitana, który pójdzie z łajbą na dno.
Uwierzyliśmy w ściemę
Trudno się nam dziwić, bo jesteśmy w gruncie rzeczy ofiarą, zakładnikiem dzisiejszych czasów.
Uwierzyłyśmy w ściemę, że bycie razem jest łatwe i piękne w każdym dniu wspólnego
życia. Nie zrozumiałyśmy, że miłość musi się rozwijać, żeby trwać. Pragniemy tego
samego, co na początku relacji, ale za każdym razem doganiają nas te same problemy.
Zamiast zrozumieć, że jedyne rozwiązanie to się z nimi zmierzyć, to udajemy przed samą
sobą i przed światem, że winny jest nieodpowiedni partner.
Następny, proszę
I tak sobie trwamy w tej naszej niedoskonałości i naiwnym szukaniu księcia z bajki.
Czasami mamy rację, bo trafiają nam się typki spod ciemnej gwiazdy i zwyczajnie nie ma
jak z nimi budować wspólnej przyszłości. Innym razem to nasze oczekiwania są nieodpowiednie. Bywa, że, innym ustawiamy poprzeczkę wysoko, a sobie niekoniecznie. A
czasami nawet nie kryjemy się w tym, że zwyczajnie się bawimy. Skoro zauważyłyśmy, że
mężczyźni mogą się doskonale odnajdywać w tym układzie – „następna, proszę”, to i my
bawimy się w grę, z czystą świadomością jej zasad – „następny, proszę”.