Teoria jest piękna: w rodzinie tkwi siła, a dom rodzinny ma zawsze w sobie coś magicznego. To miejsce, w którym powinniśmy czuć się swobodnie, bezpiecznie, kochane, akceptowane i zawsze mile widziane. Niestety nie zawsze tak jest. Częściej niż byśmy sobie tego życzyły dom rodzinny wywołuje falę mdłości, irytacji i poczucia niesprawiedliwości. Zamiast jechać do niego z radością i tęsknotą, wybieramy się do rodziców, bo tak trzeba, bo mamy poczucie obowiązku. Czujemy, że nie pasujemy do swojej rodziny. Skąd się bierze to przeświadczenie?
Gdy bunt nie mija
Gdy jesteśmy nastolatkami, przeżywamy zazwyczaj silne rozczarowanie własną rodziną. Zaczynamy widzieć w rodzicach wady, niedoskonałości, które urastają do rangi problemu. Wcześniejsza królowa i król zostają zdetronizowani. Mama już nie jest idealna, a tata to już żaden bohater. Ot zwykli ludzie, którzy powinni być przecież lepsi, a wcale nie są.
Nasz wcześniej pięknie ułożony świat zaczyna pękać od środka. Zaczynamy się buntować, mówimy głośno, co nam nie pasuje i że nie zamierzamy żyć podobnie jak rodzice. Jesteśmy bezlitosne w punktowaniu ich wszelkich potknięć.
To ważny, choć trudny dla wszystkich moment, kiedy odcinamy mentalną pępowinę i uczymy się, co jest dla nas naprawdę istotne, jakie jesteśmy i jakie chcemy być.
Po gorącej rewolucji lat nastoletnich powinnyśmy dojść do momentu, w którym widzimy rodziców już nie jako nadludzi, ale również nie jednostki odpowiedzialne za wszystkie krzywdy świata. Nasz stosunek do bliskich powinien zmienić się na bardziej partnerski…i wyrozumiały. Ta zmiana postawy powinna wynikać również z przeświadczenia, że „jestem dorosła i teraz mogę sama o siebie zadbać. Tego, czego nie dostałam od rodziców, już nie dostanę. Jednak mam szansę zadbać o siebie”.
By było to możliwe, niezbędne jest wsparcie najbliższych. Przede wszystkim ich przyzwolenie na to, żebyśmy były sobą. Niestety ten proces nie zawsze przebiega sprawnie. Powodów jest wiele, ale jednym z najczęstszych jest przekonanie własnych rodziców o nieomylności. Gdy mama i tata sądzą, że wiedzą lepiej, jak masz żyć, a Ty nie umiesz sobie skutecznie poradzić z ich postawą, sytuacja nie prognozuje zbyt dobrze. Pojawiają się konflikty i nieporozumienia.
Gdy czujesz, że nie pasujesz
Choć mówi się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, to nie zawsze tak jest. Nierzadko po latach od wyprowadzki z domu nie tylko, że nie zauważamy wspólnych cech łączących nas z rodziną, ale możemy bez trudu wyliczyć całe mnóstwo tych, które sprawiają, że czujemy się inne.
Typowe staje się poczucie, że „nie pasuję do własnej rodziny”, „nie rozumiem swojej matki, jak ona może myśleć w ten sposób”, „mamy całkiem inny system wartości”. Gdy tak bardzo różnimy się od siebie, łatwo o nieporozumienia.
Całkiem inne wybory życiowe, odmienny styl życia bywa źródłem niepokoju u rodziców. I nawet jeśli mamy już swoje lata, możemy mieć wrażenie, że nie mamy przyzwolenia, by żyć po swojemu. Rodzice czują się w obowiązku, by nas nadmiernie kontrolować. Nasz styl życia jest dla nich tak niezrozumiały, że nierzadko próbują nas nawrócić na „odpowiednią drogę”. Choć trudno to zrozumieć, to ich zachowanie wynika z troski i miłości. Najczęściej jednak metody są nie najlepsze – krytyka, wyśmiewanie, prawienie kazań, szantaż emocjonalny. Wszystko to sprawia, że zamiast zbliżyć się do siebie, paradoksalnie oddalamy się i spełnia się czarny scenariusz, którego tak bardzo obwiali się nasi rodzice, że będziemy mieli coraz mniej dla nich czasu. My nie tyle, że nie mamy wolnej chwili na odwiedziny, my po prostu nie chcemy jej mieć. I trudno się temu dziwić…
Czarna owca w rodzinie
Z tego miejsca łatwo stać się czarną owcą, osobą wyłamującą się ustalonym ramom, daleką od zasad, które są uważane za święte, „nietykalne” w danej rodzinie. Odpowiedzialną za wszystkie konflikty i nieporozumienia, wywołującą zgorszenie i niezrozumienie.
Co ciekawe ta niewdzięczna rola nie jest taka zła, jak się ją postrzega. Psychologowie podkreślają, że bycie czarną owcą i emocje związane z wyłamywaniem się z pewnych schematów wymuszają na rodzinie rozwój i zmienianie tego, co jest w niej niewystarczająco dobre. Rodzina w takim rozumieniu nie jest skostniałą formą, ale żywym organizmem, a każdy konflikt szansą na jego udoskonalenie.
Innymi słowy to, że inni postrzegają Cię jak czarną owcę to szansa dla całej rodziny do zmian. I warto tak na to spojrzeć.
Czujesz, że nie pasujesz? Co możesz zrobić?
- Jeśli czujesz się zmanipulowana i szantażowana, poszukaj pomocy u psychologa. Udaj się do psychologa, jeśli „sama nie wiesz, co o tym wszystkim myśleć” i chciałabyś uporządkować swoje przemyślenia.
- Napisz szczery list do rodziców. Nie oskarżaj. Mów w pierwszej osobie o swoich uczuciach. Unikaj komunikatów takich, jak „Bo Wy zawsze”, „Bo Ty ciągle…”
- Umów się na rozmowę z rodzicami przy kawie i ciastkach i szczerze powiedz, jak się czujesz w danej sytuacji.
- Bądź konsekwentna, nie pozwól na zachowania, które niszczą Ciebie, Twoje małżeństwo lub Twoją rodzinę. Jeśli rodzice przekraczają granice, uprzedzaj, jak postąpisz w takiej sytuacji. Dobrym sposobem jest spokojne zakończenie rozmowy telefonicznej słowami „wrócimy do rozmowy w milszej atmosferze”, opuszczanie spotkań, gdy sytuacja stanie się zbyt napięta, po uprzednim uprzedzeniu, że tak zrobisz, również może przynieść oczekiwany skutek.
Zmiany potrzebują czasu, cierpliwości i dobrej woli po obu stronach. Nie wiadomo o co trudniej…
Z rodzinami różnie to bywa. Ja po różnych przebojach w wieku -nastu lat z mamą, byłam w stanie się dogadać. Jesteśmy bardzo podobnymi osobami i obie nie lubimy konfliktów. Ale faktycznie u mnie w rodzinie istnieje tendencja do próby kontrolowania i narzucania swoich decyzji, trzeba umieć sobie z tym radzić, więc wiem o czym piszesz. 🙂