Chcielibyśmy, żeby świat był sprawiedliwy. Aby dobro zwyciężało, a zło było karane. Dlatego mówimy w Polsce o karmie (od niedawna) i od kiedy pamiętam o tym, że kto pod kim dołki kopie sam w nie wpada. Tylko czy tak jest rzeczywiście? Naprawdę co posiejesz, to zbierzesz? Czy sprawiedliwość zawsze zwycięża?
Oczekiwanie a rzeczywistość
Oczekujemy od życia wiele. Jednak ono nie zawsze spełnia nasze oczekiwania.
Chcemy, żeby źli ludzie ponieśli karę, a ci, co czynią dobro, cieszyli się nagrodą – szczęściem.
Na tym silnym oczekiwaniu sprawiedliwości bazuje większość religii, obiecujących szczęście po śmierci dla dobrych i prawych. Według religijnych zasad – opłaca się być dobrym. Bo mimo że za życia można nie doświadczyć szczęścia, to dłuższe życie po śmierci będzie dla nas rajem…Prawda, że to piękne pocieszenie? I obietnica, której warto się trzymać? Perspektywa, która daje nadzieję…
Czy w to wierzyć, czy nie, to sprawa drugorzędna. Kluczowy jest sam przekaz – w końcu przyjdzie dzień sądu, dzień sprawiedliwości.
Piszę o tym, by pokazać, jak silna jest w ludziach potrzeba wymierzenia kary, ludzkiej i boskiej sprawiedliwości. Chcemy wierzyć, że bycie dobrą się opłaca, mimo że łatwiej iść drogą nieuczciwości.
Jak jest jednak z tą sprawiedliwością na ziemi, za życia, czyli z tym, co można łatwo zweryfikować i zmierzyć już teraz?
Prawo wzajemności
Chcemy wierzyć, że, co posiejesz, to zbierzesz, że jeśli będziesz w porządku do ludzi, oni też będą ok. I mamy rację. Tak funkcjonuje świat. Nasze relacje społeczne są zbudowane na silnie wdrożonej zasadzie wzajemności.
Dlatego czujemy dużą potrzebę, żeby komuś się zrewanżować. Pamiętamy o długach wdzięczności, o tym, żeby danej osobie pomóc, bo ona okazała się w porządku.
Nie u każdej osoby jednak potrzeby wzajemności jest tak silna. Nie brakuje takich, co biorą i nie dają nic w zamian.
Czy rzeczywiście opłaca się być dobrym?
Niestety nie zawsze. Okazuje się, że jest wręcz przeciwnie. Łatwiej być pod wieloma względami mniej krystalicznym i naginać zasady, oszukiwać, działać nie do końca sprawiedliwie. Bo wtedy można uzyskać swoje, cieszyć się już teraz dobrami, których pragną sprawiedliwi…ich kosztem.
Wybierając drogę cwaniactwa, idziemy na skróty, zyskujemy to, o czym marzą inni, dużo szybciej. Czy jednak czeka nas za nasze “złe” zachowanie kara? Jest się czego bać?
Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada?
Niektórzy mówią, że Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. Inni, że zło wraca do osoby, która je wyrządza, że chamskie zachowania nie zostają zapomniane.
Przychodzi moment, kiedy osoba, która wyrządziła wiele złego, obrywa ze zdwojoną siłą.
Tylko czy taka jest prawda?
A może wcale nie? Może wiele zepsutych osób cieszy się zdrowiem, szczęściem do ostatnich dni? Wyciska z życia wszystkie soki i śmieje się nam “naiwniakom” w twarz? Bo my nie mieliśmy “na tyle odwagi”, żeby żyć “szczęśliwiej”, a oni nie cofnęli się przed niczym? I wzięli to, co do nich należy, nieważne, że rozpychając się łokciami i po trupach…
Może przekonanie, że kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada, wiąże się silnie z poczuciem winy, które w naszym odczuciu musi się pojawić? Jesteśmy przekonani, że to właśnie ono niszczy osoby, które mają wiele na sumieniu. Przychodzi bowiem taki moment, że w ciszy i samotności dopadają myśli i człowiek uświadamia sobie, jak wiele złego zrobił? I sumienie nie daje mu żyć?
A może swego rodzaju karmą jest samotność, odrzucenie przez tych, którzy wcześniej zrobiliby niemal wszystko? Byli oddanymi przyjaciółmi i naprawdę lojalnymi partnerami?
Nic nie cieszy przecież wystarczająco mocno, jeśli nie możemy się swoim szczęściem podzielić z innymi. Dlatego bycie samotnym jak palec lub otaczanie się innymi fałszywymi ludźmi to…nic przyjemnego, delikatnie to ujmując. Może karma na tym właśnie polega?
Ja wierzę w karmę.