Zbyt wiele osób zapomina o tym, co przyrzeka. Mówimy przecież „na dobre i na złe”, więc teoretycznie wiemy, że może być różnie… Jednak wypowiadamy te słowa z akcentem
na to pierwsze – na dobre, nie na drugie – na złe. Traktujemy obietnicę nie dosłownie, ale jak piękną formułkę do odklepania. Wypowiadamy ją zbyt lekko, bez zastanowienia… Nie uświadamiamy sobie, że życie to nie jest bajka. Łudzimy się, że sama miłość wystarczy,
pokona wszystko i takie tam blabla…. Po czasie okazuje się jednak, że wspólna codzienność bardziej przypomina syzyfową harówkę na budowie w pełnym słońcu niż bujanie na hamaku w obłokach z ulubionym zimnym napojem w dłoni. Nie ma nic za darmo. Także w miłości.
Nie jest prosto
W miłości ogólnie nie jest prosto. Zwłaszcza wtedy, kiedy jeszcze dobrze się nie
poznaliśmy i nie dotarliśmy. To czas, kiedy popełniamy mnóstwo błędów, często się nie
rozumiemy, mijamy się. Jednak są to momenty, które jeśli razem przetrwamy, pozwolą
nam na zbudowanie relacji na dużo lepszych fundamentach niż zakładaliśmy wcześniej.
Tylko trzeba chcieć. I trzeba przetrwać. Rozumieć, że tak może być. „Źle” też bywa…nie
tylko „dobrze”.
Problem w tym, że dla ludzi nie ma świętości
Niestety jesteśmy niecierpliwi. Nastawieni na ciągłą zabawę. Nie chcemy czekać, ani się
starać. Chcemy mieć od razu i w najlepszym wydaniu. Niczym w restauracji serwującej
szybkie, tanie i smaczne jedzenie.
Nie uznajemy też żadnej świętości. Nawet małżeństwo i składana przysięga stały się dla
wielu tylko opcją, czymś, co obowiązuje do pierwszej większej kłótni. Czymś co można
tak po prostu odwołać.
Jest za dużo pokus
Otacza nas tyle opcji. Tyle możliwości i tyle pokus. Ustawicznie mami się nas wizjami, że
gdzie indziej jest lepiej, i skoro u nas jest aktualnie źle, to należy z tym skończyć. Wiele
osób temu ulega.
I szybko rezygnują. Gdy robi się źle, miłość wyparowuje. Nie potrafimy kochać, gdy ktoś nas zawodzi, postępuje inaczej niż sobie wyobrażaliśmy, stajemy się szalenie
pragmatyczni a nie idealistyczni.
Nie umiemy też przekonać drugiej osoby, żeby walczyła. Uważamy zresztą, że to nie nasza rola. Może mamy rację?
Bardzo szybko okazuje się, że starania po jednej stronie nigdy nie będą wystarczające.
Jedna osoba nie może kochać za dwoje.
Nie da się naprawić
Nie ma takiej siły, która by pozwoliła naprawić relację jednej osobie. Gdy druga milczy,
odpuszcza i jest obojętna i trwa to wystarczająco długo, że nie ma szansy na odmianę,
trzeba odejść. Z szacunku do siebie i czasu, jaki mamy.
Wtedy to „na złe” jest tak złe, że gorsze być nie może. Czujemy się jednak rozgrzeszone,
chciałyśmy, próbowałyśmy, walczyłyśmy, ale się nie udało. Miłość to sprawa dwóch
osób….- powiemy głośno i dosadnie. I będziemy miały słuszność.
Jeden siłacz tego nie udźwignie. Choćby chciał. I chyba to jest największy problem
współczesnych czasów, że na dobre i złe dobrze brzmi, ale o ile „dobre” wybierze każdy, to „złe” dużo częściej jest za ciężkie nawet dla dwóch osób, a co dopiero jednej, gdy druga osoba staje się nieobecna i niezainteresowana. Do miłości zawsze potrzeba dwojga.