Gdy dobrych wiele lat temu brałam ślub, gratulowali, życzyli szczęścia, ale jednocześnie nieco współczuli. Bo taka młoda, taka wolna, niezależna, nieskalana kieratem “małżeńskim”, i powiedziała “tak”. Ona też.
Mówili, najważniejsze, żeby był najedzony, oprany i miał w domu wszystko, czego potrzebuje. Musisz być i do tańca i do różańca – radzili. Taka kobieta multi zadaniowa. Idealna matka, wyrozumiała partnerka, a w sypialni…wamp. Potrzebująca jego, mówiąca mu, jaki jest wspaniały, ale silna. Musisz ogarniać wszystko, jego nie zamęczać głupotami. Bo faceci mają kruchą psychikę. To takie duże dzieci.
Mówili chłopu wszystkiego nie mów. Lepiej śpi, jak o wszystkim nie wie. Ciesz się, jak nie ma go w domu. Zobaczysz, jaki to spokój, gdy wyjeżdża w delegację.
Mówili, że życie to nie bajka. Że trzeba się liczyć z tym, że równouprawnienie z jednej strony, ale praktyka z drugiej. Bo kobieta po prostu ma przes….wszystko na jej głowie. Facet z założenia robi mniej. A jej to nawet starość dmucha w oczy. Bo jemu zmarszczki dodają urody, a jej odbierają wartość. Tak mówili. Nastawiali, ostrzegali, żeby się przygotować i nie zawieść. Żeby rozczarowanie mniej bolało…
Okazało się, że los sobie ze mnie zadrwił.
Jak taka głupia trafiłam na niespotykany egzemplarz. Niepodobny do dziadka, taty, wujka. Taki, który nie wpisuje się w rodzinne losy, nie pasuje do tradycyjnych utyskiwań na “facetów”. Nie mogę sobie ponarzekać. Powiedzieć…”ej ci mężczyźni”. Nie pasuję do rodu rozczarowanych i zmęczonych.
Los postawił przede mną osobę, których podobno nie ma. I na złość wszystkim od kilkudziesięciu lat on się nie zmienia. Nie kładzie się na kanapie i nie włącza telewizora, gdy ja przygotowuję obiad. Pierwszy zakłada fartuch i zaczyna przyrządzać mięso, bo wie, że ja wolę obierać ziemniaki. Wie, gdzie stoi odkurzacz, jak zmywa się podłogi. Pyta, jak minął mi dzień i naprawdę słucha. Gdy jest wkurzony po pracy, nie warczy, ale mówi wprost, potrzebuję czasu, nie zbliżaj się, bo będę gryzł. Uśmiecha się smutno i walczy ze stresem. Czasami w rozmowie, innym razem milcząc w trakcie wspólnego spaceru, a kiedy indziej wychodząc na piwo z kolegami.
Wcale się nie cieszę, gdy go nie ma. Tęsknię. On wysyła serduszka. Cały czas dużo ze sobą rozmawiamy. On spieszy się po pracy do domu, nie znosi nadgodzin. Gdy tymczasem wielu kolegów robi wszystko, by wrócić później i uniknąć “wymagań” żon… Ja robię wszystko, by mieć czystą głowę po obowiązkach zawodowych. Bo wspólny wolny czas mija zbyt szybko i ciągle jest go za mało, a nuda nie chce przyjść.
Po tylu latach nadal najlepiej odpoczywamy razem. Nie potrzeba nam nikogo więcej. Jesteśmy samowystarczalni. Wyjścia ze znajomymi tak, ale na parę godzin. Wakacje rodzinnie. Tak jest najlepiej.
Po co to piszę? Bo mówią, że takie związki jak nasz się nie zdarzają, że z założenia musi być trudno, nudno i smętnie. Na pewno nasza zewnętrzna otoczka to fałsz. Takie zagrania pod publikę. To nieprawda. Gdy ludzie naprawdę się kochają i są dojrzali, to dbają o siebie. Nie myślą tylko o tym, jak tu ogrzać się w ciepełku drugiej osoby, ale przede wszystkim, co zrobić, by każdego dnia stawać się jeszcze lepszym. Dla niego i dla świata. Bo kryzysy zawsze się pojawiają, ale…najtrudniej i najkorzystniej po prostu wyciągać z nich lekcje.
My z mają drugą połówką także bardzo lubimy ze sobą spędzać czas. A kiedy jesteśmy od siebie daleko, to mocno tęsknimy i praktycznie cały czas do siebie piszemy, albo dzwonimy. 😊
Piękny, pozytywny wpis!
Kilka lat temu, a dokładnie 14 bo byłam w ciąży z córka ( początek ciąży ) byliśmy na weselu u brata mojego męża. Bawiliśmy się, byliśmy ciągle przytuleni, ciagle za rękę, ciągle razem… na krok mąż nie odchodził ani ja od niego. Dodam iż w związku razem byliśmy juz 11 lat i w pewnym momencie podchodzi do nas męża cioteczna siostra i mówi tak …wy oszukujecie, wy tacy nie jesteście jak nam tu pokazujecie, takich małżeństw nie ma… popatrzyliśmy po sobie znając relację jej i jej męża, jej rodzonego brata no i kilku innych małżeństw z rodziny… dziś minęło kolejnych kila ładnych lat ONA zakończyła trzeci związek a my dalej za rękę chodzimy, dalej się przytulamy i dalej bez siebie żyć nie możemy… Jak mi maż znika na ryby czy do pracy na 12 godzin ja jestem chora i tęsknie… Dla mnie istnieje taka miłość i ja nią wierzę… sami jesteśmy tego przykładem…
Aniu, pięknie :* Jak dobrze, że to napisałaś…:)