Niektórzy tak mają. Martwią się ustawicznie. O to, co jest, o to co było oraz o to co może być. Zamiast trochę odpuścić, cieszyć się rzeczywistością, doceniać, łapią się na czarnej gonitwie myśli. Jak niewolnik, który stracił kontrolę nad samym sobą. Wpadł w przygnębiająco głęboką dziurę i zaczął się w niej urządzać…myśląc, że tak już musi być. No nie musi…Jak przestać się martwić i odzyskać wewnętrzną równowagę?

O co najczęściej się martwimy?
Martwimy się o zdrowie swoje i bliskich, finanse, pracę, przyszłość, o to co się wydarzy. Martwimy się o mnóstwo rzeczy. Takich, na które mamy wpływ i takich, które są poza naszym zasięgiem.
Istnieje mnóstwo przyczyn, dlaczego nie powinniśmy się nadmiernie martwić.
Zamartwianie się stanowi źródło stresu. Powoduje przedwczesne starzenie się, powstawanie zmarszczek i siwienie włosów. Na skutek zamartwiania się doprowadzamy do prawdziwego spustoszenia w naszym organizmie. Negatywnie wpływamy na zdrowie i potencjalny czas naszego życia. Dlatego tak ważne jest, żeby z jednej strony nie być lekkoduchem, ale z drugiej też niepotrzebnie się nie zamartwiać.
Badania pokazały, że nadmierne zamartwianie się źle wpływa na relacje z innymi osobami, pogarsza wyniki w pracy, w szkole, nauce, zmniejsza kreatywność, czujność i szybkość uczenia. Ma bardzo negatywny wpływ na zdrowie, mocno podnosząc ryzyko wystąpienia wielu chorób cywilizacyjnych.
Martwienie odstrasza od nas ludzi
Nadmierne zamartwianie się działa jak czynnik zniechęcający. Za jego sprawą odrzucamy od siebie ludzi. Nikt nie chce przebywać zbyt długo w towarzystwie osoby, która tylko marudzi i zamartwia się, snując czarne wizje. Życie jest wystarczająco skomplikowane, żeby jeszcze dodawać sobie problemów. Tak działa to w relacjach przyjacielskich, ale też w rodzinie. Osobie nadmiernie spanikowanej, nerwowej nie chcemy się żalić. Traktujemy ją z dystansem, mówiąc jej mniej, oszczędzając ważniejszych wiadomości, z obawy, że będzie się znowu zamartwiała. Tak również postępują również dorosłe dzieci. Widząc, że rodzic mocno się przejmuje, przestają mówić o swoich problemach.
Co by było, gdyby…
Nic tak nie przeraża jak niewiadoma, jak poczucie braku kontroli, jak to, że nie wszystko da się przewidzieć. Każdy z nas się martwi. Jednak niektórzy martwią się nadmiernie. Szacuje się, że około 5% społeczeństwa cierpi z powodu zespołu lęku uogólnionego. Manifestuje się on nie tylko wysokim poziomem lęku, ale również wysokim niepokojem, napięciem mięśni, problemami ze snem, czy koncentracją.
Większość w tej grupie stanowią kobiety. I to one mają największy problem ze stresem związanym z martwieniem się.
Dlaczego tak często się martwimy?
Co ciekawe ostatnie wyniki badań pokazały, że z nadmiernym martwieniem się tak trudno zerwać z uwagi na to, że odbieramy je jako coś pozytywnego. Uważamy, że skupiając swoje myśli na negatywnych scenariuszach, próbujemy im zapobiegać i na sucho uczymy się, jak rozwiązywać problemy. Zamartwianie się jest utożsamiane z rozwiązywaniem problemów. A przecież w ogóle o to w tym wszystkim nie chodzi!
Martwienie się nie daje niczego dobrego. Sprawia, że czujemy się gorzej. Gdy natomiast rozwiązujemy problemy, nasze samopoczucie poprawia się. Chociażby z tego powodu martwienia nie można utożsamiać z czymś dobrym.
Mimo to, robimy to. Psychologowie zwracają uwagę, że często z uwagi na tak zwany mechanizm unikania kontrastu emocjonalnego. Martwiąc się, przygotowujemy się na to, co najgorsze. Dzięki temu, gdy to gorsze następuje, czujemy się mniej nieszczęśliwi niż w sytuacji, gdybyśmy nie byli na to, co złe w ogóle przygotowani.
Martwienie się pozwala nam się mniej rozczarowywać…I w pewnym sensie jest ono mechanizmem obronnym. Zwłaszcza, że jest on również mocno wpojony u ludzi wrażliwych emocjonalnie. W ten sposób wrażliwcy się chronią. Jednak jednocześnie płacą przy tym wysoką cenę.
Dlaczego mając na uwadze to, co wyżej, nie warto się martwić?
Problem w tym, że nie zawsze wszystko idzie źle. Czasami (a można stwierdzić, że nawet częściej) wszystko układa się świetnie. Wtedy okazuje się, że niepotrzebnie się martwiłyśmy. Zamiast cieszyć się życiem zmarnowałyśmy mnóstwo czasu na zamartwianie się. I w tym właśnie tkwi największy problem. W stracie czasu, którego nikt nam już nie odda!
Nie martw się na zapas
Nie zawsze jednak racjonalne argumenty do nas trafiają.
Mimo że wiemy, że to nie jest dobre, to same sobie to robimy. Nakręcamy się, snujemy czarne wizje, przygotowujemy na najgorsze.
Tymczasem czasami wystarczy poczekać, dać sobie spokój, a rozwiązania przyjdą same…. Nawet największe tragedie nie trwają przecież wiecznie.
Scarlet O’Hara mawiała: „pomyślę o tym jutro”, Szymborska z kolei w dużo bardziej wyszukany sposób: „Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś – a więc musisz minąć. Miniesz – a więc to jest piękne”. Wszystko mija. I to jest po prostu dobra wiadomość.
Nadal jednak nie odpowiedziałyśmy sobie na pytanie, jak przestać się martwić?
I tak życia nie przewidzisz
Może warto zacząć od eksperymentu….
Pomyśl…
Cofnij się w czasie. Przykładowo pięć lat wstecz. Odpowiedz sobie na pytanie. Czy wtedy wiedziałaś co nastąpi? Czy przewidziałaś swoją teraźniejszość, to, co masz teraz? Czy brałaś pod uwagę wszystkie wydarzenia w swoim życiu i ogólnie w Polsce czy na świecie? Czy byłaś w stanie przygotować się na wszystko, z czym mierzysz się teraz? Z pewnością nie. Wiele rzeczy cię zaskoczyło. Na kilka być może w ogóle nie byłaś przygotowana. Życie zaskakiwało cię i to na plus i na minus. Ale tak już jest. Dlatego warto ten fakt po prostu zaakceptować. Życia nie przewidzisz…I po prostu czasami różnie bywa…
I to też jest argument za tym, że…
Nie ma sensu martwić się na zapas. Zresztą podobna rada jest dostępna także w Biblii i to w wielu jej miejscach. Przekaz jest prosty, żeby się nie martwić. Na przykład w Ewangelii Mateusza: „Przypatrzcie się ptakom na niebie: nie sieją ani nie żną, ani nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one?” oraz: „Nie troszczcie się więc zbytnio o dzień jutrzejszy, bo dzień jutrzejszy sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień dzisiejszy swoich kłopotów.”
Jak skończyć z nadmiernym zamartwianiem się?
Żeby skończyć z nadmiernym zamartwianiem się, musisz…zaufać sobie. Uwierzyć, że niezależnie od tego, co się stanie, poradzisz sobie. Zmiana postrzegania siebie i swojego życia jest bardzo pomocna.
Warto skupić się też na statystykach i nauce.
One pokazuje, że lepiej w sytuacjach kryzysowych radzą sobie optymiści, osoby, które dobrze dbały o siebie zanim nastąpił „upadek”. Zamartwianie się nie wzmacnia nas, wprost przeciwnie. W trudnym momencie jest przeszkodą, a nie wsparciem.
Jest też kolejny ważny argument. Większość rzeczy, o które się martwimy, nie zdarza się. To jest naprawdę dobra wiadomość.
Co jeszcze możesz zrobić, żeby żyć spokojniej? Nauczyć się uważności, czyli techniki skupiania na tym, co tu i teraz. Pomocna może być również medytacja, kontakt z naturą. Wyzwala myśl, która mówi, że życie jest tylko jedno. A także odpuszczenie oraz przyznanie się, że nie wszystko zależy od nas. Gdy pozwolimy sobie na słabość, upadek, bycie osobą niedoskonałą, naprawdę wiele może się zmienić. Zejdziemy z piedestału, staniemy się człowiekiem. I dobrze. Długofalowo może to przynieść mnóstwo pozytywnych zmian, na przykład to, że pozwolimy się sobą zaopiekować….
Warto wzmacniać w sobie pozytywne nastawienie, a także budować sieć kontaktów, która stanowi dla nas wsparcie.