Jestem tu, gdzie chciałam być. Z tymi, do których jest mi najbliżej. Robię to, co lubię. Oczywiście również to, co muszę. Jednak tego, co „muszę” jest znacznie mniej niż kiedyś. Po 40 przede wszystkim nie muszę niczego nikomu udowadniać. Nie muszę walczyć o czyjeś uznanie i czyjąś akceptację. Choć staram się być najlepszą wersją siebie, to szanuję to, że nie wszyscy mnie lubią. Nie muszą. To jest ok. Ale to nie jest powód, żebym się zmieniała w kierunku, który mi po prostu nie pasuje. Bo lubię się dokładnie taką, jaką jestem. I to nie samouwielbienie, ani egoizm, który z tego faktu wynika. To po prostu
dojrzałość.
Już nie zastanawiam się nad tym…
…czy iść w dane miejsce, w którym wcale nie chcę być. Czy klaskać uszami, by zdobyć uwagę, trzepotać rzęsami, żeby mnie polubili. Nie mam już parcia na udawanie, słodzenie i usługiwanie. Nie chcę się na siłę wpasowywać w sztywne ramy. Tak mocno męczy mnie udawanie, zmuszanie się do czegokolwiek, że gdy mam wybór, to po prostu tego nie robię. W życiu prywatnym mam możliwość decydowania. Mogę w 100% stawiać na to, co robię i z kim spędzam czas. Nikt nie musi decydować za mnie.
A że mam poczucie, że tego czasu wcale nie ma tak wiele, to staram się mądrze nim dysponować. Granie kogoś, kim nie jestem i udawanie, że zależy mi na rzeczach, które mam gdzieś – to ostatnia rzecz, którą pragnę robić.
Lubię swoje sam na sam
Lubię ludzi, ale też lubię czas sama ze sobą. Zabawa do białego rana? Czemu nie?! Ale nic na siłę. Gdy są okoliczności i dobrzy ludzie wokół to jak najbardziej, ale gdy jest namiastka tego, czego pragnę – to niekoniecznie.
Chodzenie na zbyt dalekie kompromisy jest męczące. Nie daje takiej satysfakcji, jakiej można by było oczekiwać od życia. Lepiej sobie dać spokój. Jest tyle możliwości spędzania wolnego czasu, a im masz bogatsze wnętrze, tym tych opcji widzisz po prostu więcej. A po 40 po prostu się nie nudzisz!
Cisza już nie przeraża
Przychodzi taki moment, że…
Cisza mnie koi. Nie przeraża. Natura uspokaja. Nie nudzi. Codzienność nie dobija, ale inspiruje. Pęd już nie jest tak szalony. Dążenie do celu jest bardziej świadome. Jakoś wiele rzeczy prawie w magiczny sposób się układa, kawałki puzzli wskakują na odpowiednie miejsca. Tak naprawdę to jednak nie dzieje się magia, to poukładane wnętrze sprawia, że rzeczywistość staje się prostsza. Im silniejsza stajesz się w środku, tym mniej rzeczy potrafi Cię przerazić. Wiesz, że dasz sobie z nimi radę.
Książka, spacer, malowanie
Naprawdę nie potrzeba wiele. Spacer z psem, seans głasków z kotem na kolanie, dobra książka, malowanie – co dusza zapragnie, czy po wyznaczonych kropkach. Proste czynności, które relaksują i nadają blasku codzienności.
Prostsze życie, ale pełniejsze. Wolniejsze z większą ilością barw. Czasami z dala od ludzi, ale blisko siebie i w zgodzie z sobą. Życie nie pod dyktando liczb, ale z myślą o wartościach. Bo po 40 czuję się doskonale sama ze sobą.