Praca i kariera – czy warto zaczynać wszystko od nowa?

16

W dorosłe życie wkraczamy z wielkim entuzjazmem – wreszcie na własny rachunek, pełna niezależność, można robić coś ciekawszego niż wkuwanie informacji z podręczników. Tymczasem lata mijają, kariera rozwija się w żółwim tempie, praca wcale nie jest tak interesująca i w końcu dopada syndrom ‘byle do piątku’. A od poniedziałku nowa katorga.

Mniej więcej w okolicach 30-tki pojawia się refleksja: a może to był zły wybór? Czy już do końca swoich dni będę się tak męczyć? Przecież to bez sensu, jeszcze jest pora, by z tej ścieżki zawrócić… A może nie? Może klamka zapadła? Kto rozsądny rzuca pracę, by szukać jakiegoś mitycznego spełnienia? Mówi się, że na zmiany nigdy nie jest za późno, ale czy to się rzeczywiście opłaca?

Praca i kariera – czy warto zaczynać wszystko od nowa?

Praca i kariera – czy warto zaczynać wszystko od nowa?

Jest taki określony schemat życia: kończysz szkołę, idziesz na studia, podejmujesz pracę, pniesz się w górę szczebelek po szczebelku. Wiesz dokąd chcesz zajść i co musisz zrobić, by osiągnąć cel. I wszystko pięknie do momentu, gdy uświadamiasz sobie, że wcale ten cel tak nie nęci, a droga do niego to zwykła męka. Co teraz?

Najprościej byłoby opracować nowy plan na życie, tyle że to oznaczałoby zaprzepaszczenie całego trudu, jaki włożyło się w to, by być tu, gdzie właśnie się jest. Człowiek tak się starał, kilka lat studiował, z mozołem budował CV, i teraz co? Wszystko to na marne? Jasno z tego wynika, że poniosło się porażkę albo jest się niedojrzałym. Bo nagle się odwidziało? To dlaczego nie pomyślało się o tym wcześniej? Co za brak konsekwencji…

A to przecież niezupełnie tak. To dość dziwne przekonanie, że ktoś w wieku 19 lat jest w pełni ukształtowaną jednostką, która widzi dziesięć kroków do przodu i dokładnie wie, czego chce od życia. Tak naprawdę mnóstwo młodych ludzi zupełnie nie ma pomysłu na siebie, dopiero szuka, próbuje, zbiera doświadczenia. Albo ma ten pomysł, tyle że praktyka w ogóle nie pokrywa się ze wcześniejszymi wyobrażeniami. Serio, to takie zaskakujące, że wizja powstała w głowie nijak się ma do rzeczywistości?

Jest też coś takiego jak presja otoczenia. Pierwsza rzecz to studia – trzeba je skończyć bo tak, mogą być zupełnie bezużyteczne, grunt, że masz magistra. Druga to rodzice – wybierz, dziecko, jakiś rozsądny kierunek, taki co da ci chleb. I dziecko idzie, choć im bardziej się wgłębia w przyszły zawód, tym mocniej go nienawidzi.

Czyste wariactwo

Niechęć do wykonywanej pracy to prawdziwa plaga. Nielubiana robota dosłownie wysysa wszystkie soki i jest się do tego stopnia wypompowanym, że możliwa jest tylko jedna decyzja – zaczynam wszystko od początku.

Wydaje się to prostym i oczywistym rozwiązaniem, jednak doświadczenie pokazuje, że na ten krok decydują się nieliczni. Bo chociaż większość ludzi rozumie, czym jest zawodowe niespełnienie, to gdy ktoś na poważnie mówi, że właśnie próbuje otworzyć zupełnie nowy rozdział w swoim życiu, niemal wszyscy dookoła pukają się w czoło. Pół biedy, gdy jeden ‘poważny’ zawód zastępuje się drugim równie ‘poważnym’. Gorzej, gdy ktoś porzuca prawo, by zająć się ogrodnictwem, a dyrektor finansowy postanawia jeździć po świecie, by fotografować ptaki. No po co zaraz taka rewolucja? Chcesz wszystko stracić, zaprzepaścić wspaniałą przyszłość? Czy to aby nie przesada?

Niekoniecznie. Pewnie, że poczucie straty czasu jest. Ale jest też świadomość, że zmiana kierunku uchroni przed jeszcze większym nieszczęściem. Bo chyba lepiej zmarnować jedną dekadę niż trzy kolejne, więc tak czysto matematycznie, jak najbardziej opłaca się podjąć to ryzyko. Lepiej późno niż wcale.

Tym bardziej, że wielkiego przełomu, i to z powodzeniem, dokonują ludzie grubo po czterdziestce, właśnie dlatego, że dopiero w tym momencie zrozumieli swoje powołanie i wiedzą jak przerobić pasję na źródło dochodu. A dobra wiadomość jest taka, że doświadczenie nabyte w jednej branży zawsze w jakimś tam stopniu przydaje się także w tej drugiej, więc czas ‘przez przemianą’ nie był tak zupełnie zmarnowany.

Czy wiesz, co cię czeka?

Ale sceptycy mają trochę racji. Spełniaj marzenia i żyj po swojemu – to brzmi pięknie, tyle że to nowe życie nie spłynie samo z nieba w podarunku. Wystarczy chcieć? Otóż nie, nie wystarczy. Owszem, zawsze łatwiej robić coś, do czego ma się serce, jednak spełnianie marzeń to całkiem konkretny wysiłek.

Jak ktoś chce żeglować katamaranem po Karaibach, to musi się do tego przygotować – zdobyć ten katamaran, nauczyć się jego obsługi i życia na morzu, popracować nad kondycją, poczytać o Karaibach i przede wszystkim wymyślić, jak na swoim hobby zarabiać. Samo chcenie to stanowczo za mało, trzeba nabyć konkretne umiejętności, a to wymaga czasu, pieniędzy i sporego zapasu energii. Dodatkowo, nowy pomysł może pociągać za sobą zupełnie inny rodzaj odpowiedzialności. To już nie jakiś tam wycinek działalności cudzej firmy. To projekt, który ma się w całości na swojej głowie, i nierzadko są to rzeczy, o których nie ma się bladego pojęcia.

Słowem, wskazany jest dobry plan, bo robienie czegoś na wariata to proszenie się o klęskę. Zanim pójdzie się na całość, warto zrobić rozpoznanie terenu. Na przykład odbyć krótką wycieczkę po Wietnamie podczas urlopu zamiast od razu rzucać pracę, by jeździć po całej Azji z zamiarem tworzenia podróżniczego bloga. To pomoże odpowiedzieć na pytanie, czy faktycznie się temu podoła, czy to wygląda mniej więcej tak, jak się to sobie wyobrażało. Pewnie, że nie wszystko da się przewidzieć i zanalizować, ale zawsze lepiej mieć jakieś pojęcie o świecie, do którego chce się wejść, niż bazować jedynie na fantazjach. No chyba że ktoś bardzo lubi niespodzianki na każdym kroku.

Marzenia kosztują

Taką bardzo przykrą niespodzianką mogą być pieniądze, czy też raczej ich brak. Wybieranie pracy wyłącznie na podstawie wysokości pensji zwykle kończy się wypaleniem i zniechęceniem, ale czysto romantyczne podejście też się nie sprawdza. Pieniądze są ważne i każda samodzielna osoba doskonale o tym wie. Póki co ludzie nie potrafią przygotować posiłku z promieni słońca i wiatru. Trzeba być naprawdę wielkim zapaleńcem by robić dokładnie to, na co się ma ochotę, i w zamian za to ledwo wiązać koniec z końcem. Nie każdy jest gotów zapłacić aż tak wysoką cenę za spełnienie swoich marzeń. Innymi słowy – czy stać nas na nowy start?

Jeśli nie ma się kredytu, małego dziecka na utrzymaniu, wtedy jest znacznie łatwiej. Lecz gdy nad głową wiszą poważne zobowiązania finansowe, przejście na niższe dochody będzie bardzo kłopotliwe. Czy udźwignie się ten ciężar? Czy jest się w stanie obniżyć na pewien czas dotychczasowy standard życia i opłacić koszty związane ze zmianą zawodu? Naprawdę, spirala długów to nic przyjemnego, bank zawsze upomni się o swoje, o komornikach nie wspominając. Pewnych marzeń po prostu nie da się zrealizować samymi chęciami i zapałem.

A co z poczuciem stabilizacji? Obecna sytuacja mierzi, ale przynajmniej wiadomo na czym stoi. Jest stały dochód spływający co miesiąc na konto. Nowy styl życia może ten komfort odebrać. Co jeśli zainwestowane w szalony pomysł pieniądze przepadną? Tak się niestety czasami dzieje i warto się na podobną ewentualność przygotować.

Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma

Pomysły często mają to do siebie, że świetnie wyglądają w fazie projektu, lecz gdy zaczyna się je wdrażać w życie, czar pryska. Dlatego dobrze mieć pewność co do nowo obranej ścieżki, a nie działać na zasadzie ‘trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu’.

Niektóre profesje wydają się niesamowicie pasjonujące tylko z tego powodu, że są cudze, zresztą najczęściej dostrzega się jedynie wycinek rzeczywistości, to co przyjemne, a umyka cała żmudna robota, jaka za tym stoi.

Do atrakcyjnej pracy można się też zwyczajnie nie nadawać. Zmęczenie nudną robotą zachęca do rzucenia się na całkowicie nieznane wody, marzy się przemiana o 180 stopni. Pytanie tylko, czy ta rewolucja jest w zgodzie z naszą osobowością? Raczej ciężko będzie zostać reporterką w dużej gazecie, jeśli jest się chorobliwie nieśmiałą i z trudem nawiązuje się kontakty z ludźmi.

Idzie nowe

A nowa ścieżka kariery zwykle przewraca do góry nogami całe dotychczasowe życie. Do tej pory każdy dzień wyglądał z grubsza tak samo: pobudka o szóstej, autobus, wejście do biura, szybka kawa, kilka godzin siedzenia nad papierami, powrót, chwila dla siebie, sen. Teraz nagle trzeba działać według zupełnie innego planu. Jednego dnia śpisz do południa, ale drugiego musisz się zerwać o czwartej nad ranem. Praca bywa tak nieprzewidywalna, że jeszcze w środę wieczorem nie wiadomo, czy w czwartek znajdzie się czas na wyjście z koleżankami. Jeśli nowe zajęcie wiąże się z ciągłym podróżowaniem, to codziennie zasypia się w nowym miejscu i niespodziewanie może się okazać, że jednak bardzo się tęskni za swoim pokojem i ulubioną pościelą. Że jednak brakuje oglądania telewizji każdego wieczora podczas szykowania kolacji. I że w ogóle ta kolacja jest raz o 19-tej, raz o 22-giej, a czasami nie ma jej wcale. Przeskok z uporządkowanego życia w totalny chaos potrafi srodze rozczarować. Niby właśnie o tym się marzyło, ale…

Popkultura

Najgorzej, gdy inspiracją do zmian jest popkultura. Bo to, co widać na ekranie, jest mocno podkoloryzowane i przesłodzone. To tak fajnie wygląda, gdy filmowa Jane prowadzi własną firmę projektującą ogrody, całymi dniami sadzi drzewka, ogląda piękne kwiaty i spotyka się z miłymi ludźmi kochającymi zieleń. Niestety, film nie pokazuje, że w realu Jane musi walczyć o każdego klienta, użerać się z dostawcami, zalega z rachunkami w martwym sezonie i jeszcze te stosy papierkowej, nudnej i męczącej roboty.

A może nie musisz niczego zmieniać?

Zaczynanie od nowa ma sens, gdy jest to decyzja przemyślana i dojrzała, poparta konkretnym planem i określonymi predyspozycjami. A jeśli strasznie chce się czegoś nowego, lecz za Chiny ludowe to ‘coś’ nie pojawia się na horyzoncie, może wystarczy popatrzeć na swoje życie z innej perspektywy? Dlaczego tak nie lubię swojej pracy? Jest faktycznie przeraźliwie nudna i w ogóle nie pokrywa się z moimi zainteresowaniami? A może problem jest we mnie? Bo niewykluczone, że owo niezadowolenie to po prostu efekt nierealnych oczekiwań. Każda, nawet najfajniejsza profesja ma swoje blaski i cienie. Najwięksi pasjonaci też miewają kłopoty, nie wszystko idzie im jak z płatka, miewają chwile zwątpienia i czasem muszą robić rzeczy, na które wcale nie mają ochoty.

Możliwe, że satysfakcji nie ma, bo tak naprawdę wcale się o nią nie walczy. Jeśli droga kariery nie była narzucona na przykład przez rodziców, ale świadomie wybrało się dany kierunek, ponieważ wydawał się interesujący, to może wystarczyłaby drobna korekta, jak zmiana firmy albo trochę inne stanowisko. Bo gdyby tak bliżej się przyjrzeć, to wcale nie same obowiązki doskwierają, ale nieprzyjemny szef, beznadziejni współpracownicy, zła organizacja pracy, brak wsparcia czy zwykłe lenistwo i poddanie się rutynie. Kto wie, może w innym miejscu ta sama praca nagle zaczęłaby sprawiać radość, bo chce się starać, a szef nie szczędzi pochwał?

Jednak nie? No to najwyraźniej nie pozostaje nic innego, jak szukanie nowej drogi, zanim znienawidzona robota nie odbierze energii w takim stopniu, że już zupełnie na nic nie będzie się miało ochoty.

16 KOMENTARZE

  1. Też zmieniłam prawo dla ogrodnictwa…to i to kocham i jeszcze parę rzeczy robię i robilam…..lubie zawsze to co robię….moge robić wiele rzeczy….skonczylam ekonomie prawo i anglistyke….ogrodnictwo mam we krwi ….. oczywiscie też się uczyłam ale jest to dla mnie tak łatwe….nie boję się zmian….wiem że mogę spakować się w 10 min i wyjechać na drugi koniec świata i będzie ok.🙂

  2. Ja też, zmieniłam swój świat, właśnie w okolicach 40tki, i niczego nie żałuję. Nie twierdzę , że było to łatwe, ale…. Udało się, powoli małymi krokami buduję życie na nowo, jest kompletnie inne, ale daje mi satysfakcję, ta ogromna zmiana.

  3. Nie wiem czy od nowa. Jak ktoś czuje taka potrzebę to pewnie, że warto. A najbardziej warto się rozwijać, uczyć i próbować nowych rzeczy przez całe życie

  4. Zmieniłam zawód, zmieniam pracę… Denerwuje mnie, że w Polsce wciąż 40-50-latka w szkole czy na uczelni wzbudza zdziwienie, zaskoczenie… Mieszkam blisko niemieckiej granicy, pracowałam w Niemczech i tam osoby w różnym wieku zmieniają zawód i nikogo to nie dziwi. Niedawno czytałam artykuł w Wyborczej na temat perspektyw zatrudnienia dla 50-latkow…omal zawału nie dostałam jak szanowny redaktor nazywał tę grupę seniorami. Musimy zmienić myślenie. Mam 50 lat, jestem w pełni sił, nie mam obciążeń typu dzieci, mam doświadczenie, wiem czego chce…

  5. Nawet trzeba jesli chociaz raz sie o tym pomyślało. To bardzo dobry czas. Ja założyłam swoją firmę w rok 40stych urodzin. Najlepsze uczucie ever.

  6. Tak.mam 43 lata i w zeszłym roku zupełnie zmieniłam branżę. Jestem bardzo zadowolona z wyboru.Nie ukrywam,że wymaga to ode mnie pracy i ciągłej nauki ale jest bardzo dobrze.Nadal rozwijam swoje nowe umiejętności .Polecam.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj