Znasz to? Taką sytuację? Bardzo się starałaś, stawałaś nawet na rzęsach, nie liczyłaś godzin, wysiłku, energii. Wszystko się pięknie udało. Nie usłyszałaś nawet dziękuję. Byłaś lojalna, zaangażowana, można było na ciebie liczyć zawsze i w każdej sytuacji. Gdy dla odmiany to Ty raz potrzebowałaś pomocy, osoby, które sądziłaś, że będą obok, nie pojawiły się. Przeżyłaś szok. O co tu chodzi? Paradoksalnie dobił cię jeszcze jeden fakt. Mianowicie to, że nie zostałaś sama. Pomogli ci inni. Osoby, po których w życiu
byś się tego nie spodziewała. Ludzie, którzy byli w twoim życiu, ale nie stanowili dla ciebie priorytetu. Było Ci wstyd. Jednak od razu potem doznałaś olśnienia. Zrozumiałaś, że robisz coś nie tak. Starasz się za bardzo. Zwłaszcza dla osób, którym powinnaś powiedzieć – „nie, nie” i jeszcze raz „nie”. Głośno i dobitnie. Tak, żeby dotarło. Nie tylko do nich, ale zwłaszcza do Ciebie.
Zapomniane granice
Gdy zapominamy o swoich granicach, robi się problem, z którego skutkami trudno walczyć. Bo nasze granice to synonim godności. Granice są potrzebne, by ludzie nas szanowali. Bez nich będą nas wykorzystywać.
Często nawet nie wiemy, gdzie one są. Prawdę mówiąc wątpimy w ogóle w ich istnienie. Uważamy, że możemy robić więcej, działać intensywniej, że się nic nie stanie, jeśli nadwyrężymy siebie i swoją energię. Zaginanie czasoprzestrzeni to nasza wielka moc, a nasze granice nie istnieją. Czujemy się pomocne, potrzebne, niezastąpione.
Jesteśmy zawsze na posterunku. Zawsze gotowe. Pełne energii, odpowiedzialne za wszystkich, myślące za ogół, analizujące i zapobiegające. Ktoś, na kim można polegać. Ktoś, kto nie potrzebuje odpoczywać, nie ma czasu się regenerować, odpuszczać. Poproszą, to zrobi. Zawołają, przyjdzie.
I tak funkcjonujemy przez lata. Bez granic, bez wielkiego znaku stop, który powinniśmy wystawić i pilnować jego egzekwowania.
Brak granic
Bez granic dla innych, same nie możemy polegać na sobie. Nie umiemy powiedzieć „nie”, bez wyrzutów sumienia. Nie potrafimy wyrazić złości, asertywnie, spokojnie, ale jednak dobitnie, dla osób, którym zwykłe słowa nie wystarczą. Mamy problem, żeby stanąć w swojej obronie. Bo ciągle…
Stawiamy siebie na drugim miejscu
Uważamy, że potrzeby innych osób są ważniejsze. Nasze powinny odejść w cień. Mogą poczekać.
Jeszcze zdążymy.
Taka postawa niestety bierze się z naszej niskiej samooceny. Wierzymy, gdzieś w głębi duszy, że jesteśmy gorsze. Nie zasługujemy na to wszystko, co zyskujemy. Przepraszamy za to, że jesteśmy. Za nasze pragnienia, potrzeby, marzenia. Może nie wprost, ale postawą, która każe nam stanąć w cieniu, nie wychylać się. Dać się wykazać innym.
Mylimy opiekowanie się sobą i troskę o siebie z egoizmem i poczuciem wyższości. Ktoś nam kiedyś wmówił, że miłość do siebie jest czymś nieodpowiednim. Że mamy kochać, ale świat, ludzi, nie siebie. I tu tkwi przyczyna. Powód naszych niepowodzeń.
Kochać siebie
Żeby nie starać się za bardzo i nie wpaść w pułapkę pozwalania na wykorzystywanie siebie i swojej życiowej energii, trzeba się pokochać. Jednak tak naprawdę prawdziwie. Tak uczciwie powiedzieć sobie, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Bo to prawda. Gdy nie będzie nas, nie będzie też świata dla nas. Oczywiście świat będzie funkcjonował, ale już bez naszej uwagi, energii, naszego spojrzenia i działania.
Tylko dbając o siebie, możemy zadbać o innych. Z pustego to nawet Salomon nie naleje. I tak jest w każdej relacji.
Dając innym za wiele, nie dość, że tracimy to, co należy do nas, to ograbiamy siebie również z szacunku innych. Same sobie to robimy.
Ludzie po prostu tacy są. Jeśli mają okazję, wykorzystają nas. Wycisną wszystkie soki, a potem zostawią.
Gdy sami będziemy potrzebować pomocy, ich telefon będzie milczał. Oni bowiem zostali
przyzwyczajeni, że energia, pomoc i dobro płynie tylko w jednym kierunku, od nas do nich. W przeciwnym nigdy nie wysyłali jej. I tak już pozostało. Źródełko się wyczerpało. Relacji nie ma. Nastąpił koniec.
Dlaczego?
Bo na to pozwoliłyśmy.
Taka jest prawda. Smutna prawda.