Praktycznie na każdym babskim forum można znaleźć wątki dotyczące problemów miłosnych. Kobiety skarżą się na facetów, co radykalniejsze mają ich za skończone świnie, i generalnie każda jest w stanie wymienić przynajmniej dziesięć typowo męskich wad doprowadzających do szału. Słowem, no chciałoby się spotkać tego jedynego, ale to strasznie trudne, bo oni tacy okropni! Nagle wjeżdża temat pracy i co? Faceci są fantastyczni!
Jasne, firma to zupełnie inna rzeczywistość niż świat randek, mimo wszystko dość zaskakująca jest ta diametralna zmiana opinii. Dranie łamiący serca, myślący tylko o jednym, kłamliwe szuje, egoiści i tak dalej, w godzinach pracy wszyscy oni stają się chodzącymi ideałami. Bez żadnych wad. Jak pracować, to tylko z mężczyznami, babskie biuro gorsze od gniazda szerszeni, szefowa kobieta to największy dramat. Dziwne, prawda?
Współpraca – trudne słowo
Chyba każda kobieta choć raz narzekała głośno na koleżanki z pracy. Że złośliwe, że plotkary, leniwe, głupie, podłe. Nawet jeśli część tych głosów to przesada i zwykłe użalanie się nad sobą, skala zjawiska robi wrażenie. Ciężko się nam pracuje ze sobą. I nic w tym zaskakującego, bo tak na dobrą sprawę, wcale się nas tego nie uczy.
Mężczyźni od małego wychowywani są w duchu rywalizacji, ale też spory nacisk kładzie się na kooperację, dlatego konkurencja nie wyklucza braterstwa. Siostrzeństwo brzmi obco. Kobieta nie widzi sensu we współpracy z innymi kobietami, bo te przedstawiane są niemal wyłącznie jako rywalki. Dlatego wydaje się nam, że dojście na szczyt wymaga bezwzględności i koszenia równo z trawą. Więc konkurentkom podstawia się nogi i sypie piachem w oczy, zamiast skupić się na tym, by po prostu być lepszą.
Ponieważ nie uczy się nas zdrowej rywalizacji, przenosimy na grunt zawodowy zachowania rodem z gimnazjum. Zamiast profesjonalnie rozwiązywać problemy, stosujemy szkolne zagrywki. Zaczyna się obgadywanie, obłuda, spiski, złośliwości. Trochę to trwa, zanim zrozumiemy, jak głupie jest podobne zachowanie, szkoda tylko, że w tym czasie krzywdzimy inne kobiety i siebie same przy okazji też. Do tego trudniej nam oddzielić życie zawodowe od prywatnego – mężczyźni rywalizujący w pracy mogą poza nią być dobrymi kumplami, kobiety biurowe niesnaski zbyt mocno biorą do siebie. I błędnie zakładamy, że z wszystkimi dziewczynami musimy się przyjaźnić, jak gdyby bez tego nie dało się stworzyć udanej biurowej ekipy.
Kobiecość wyklucza konfrontację
Mężczyźni konkurują ze sobą otwarcie, świat wokół zdążył się do tego przyzwyczaić. U kobiet otwarta rywalizacja postrzegana jest źle. Nie bierze się tego za chęć zwycięstwa, ale od razu przypisuje podłe intencje – ona chce ją upokorzyć, zniszczyć jej życie. A to zachęca do intensyfikacji działań zakulisowych, za które zresztą też się obrywa, bo potwierdza, że kobiety to podstępne żmije.
Twarda walka o sukces nie jest po prostu czymś, co przystoi damie – mimo rewolucji obyczajowej, od kobiet wciąż oczekuje się delikatności i uległości. Także w pracy. Dlatego asertywność i dbanie o swój interes w wydaniu żeńskim to zachowania negatywne. Pracowniczki z takim nastawieniem są agresywne, kłótliwe, problematyczne. Niekobiece. I nie twierdzą tak wyłącznie mężczyźni – panie nastawione na zawodowy sukces nie podobają się również innym kobietom, nawet gdy marząca o wielkiej karierze koleżanka nie zachowuje się wrogo. Wystarczy, że jest inna.
Skąd ta niechęć? Trochę z zazdrości, trochę ze strachu. Praca kobiet nie jest już wybrykiem natury, niemniej na szczytach władzy wciąż dominują panowie w garniturach. Im wyżej w hierarchii, tym mniej kobiet, wystarczy przejrzeć rankingi najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi. Kobieta na czele wielkiej firmy to wciąż fenomen. Dlatego kobieta walcząca o lepszą pozycję trochę przeraża. A od strachu do niechęci tylko jeden krok.
To samo, ale inaczej
Niechęć podkręca pozostałe negatywne zachowania, a że zewsząd się słyszy, jakie baby w pracy są okropne, nawet nie próbuje się w swoich koleżankach dostrzec czegoś dobrego. Skreśla się je definitywnie, jeśli choć raz zachowają się nie po naszej myśli. To prawda, kobiety potrafią być podłe wobec siebie, niemniej owe podłości są często wyolbrzymiane – widzi się wyłącznie wady, zalety kompletnie przemilcza. Stąd potem stwierdzenia typu ‘z babami w pracy miałam zawsze same problemy’. Zawsze? No, prawie. W większości. Ale jakiej większości? Takiej 90 do 10 procent, czy może raczej 55 do 45?
To, że woli się pracować z mężczyznami, nierzadko jest efektem ignorowania ich nieprzyjemnych zachowań. Bądź traktowania ich jako coś normalnego, podczas gdy u kobiety to samo postępowanie przemienia się w zbrodnię. Kiedy kolega powie ‘możesz słuchać tej swojej muzyczki na słuchawkach?’, brzmi to zupełnie inaczej niż identyczne zdanie z ust koleżanki – w jej wydaniu będzie wredne, czepialskie. Jeśli koleżanka zwróci uwagę ostrzejszym tonem, irytuje to mocniej niż męska reprymenda. Szefowa krytykująca projekt jest Mirandą Priestly do sześcianu, surowy szef… no jest szefem, jego prawo.
Owszem, kobiety przyznają, że ze strony męskich współpracowników też doświadczyły nieprzyjemności, ale nie były one tak bolesne jak ciosy z ręki koleżanki, która przecież powinna być najbliższym sojusznikiem. Jej ‘zdrada’ jest straszniejsza, i wystarczy jeden babski błąd, by pozostałe pracujące kobiety wleciały do worka z napisem ‘biurowe zołzy’. Jedna szefowa jędza wystarczy, żeby kategorycznie stwierdzić: nigdy więcej kobiety przełożonej. A czy użeranie się z szefem bucem skutkuje deklaracją: nigdy więcej nie będę pracować dla mężczyzny? Nie. No właśnie. Na męskich współpracowników patrzy się jednostkowo. Ok, czasem trafi się jakiś debil, ale to wyjątek, reszta jest do rany przyłóż. Również gdy facet narzeka na współpracowników idiotów albo szefa tyrana, nikt nie robi z tego afery. Który wtedy powie, że ma dość towarzystwa własnej płci? A kobiety to bohater zbiorowy, zawali jedna, obrywa się zaraz całej reszcie. Nie ma mówienia, że z niektórymi nie da się pracować. Nie da się pracować z żadną.
Awersja do biurowych koleżanek i wynoszenie pod niebiosa kolegów zaskakuje z jeszcze jednego powodu – nagle znika kwestia dyskryminowania kobiet. A przecież tyle się mówi o niefajnych zaczepkach z podtekstem seksualnym, o ignorowaniu kobiet w miejscu pracy, o traktowaniu ich z wyższością, o trudnościach z przebiciem się w wielu zawodach, zwłaszcza tych typowo męskich. Gdzie się ci wszyscy wstrętni mężczyźni podziali? Czyżby to były wyłącznie historie brzydkich, niedopieszczonych feminazistek? No, no, wychodzi, że jest ich całkiem sporo. Albo skargi były wyssane z palca i kobiety, no cóż, strasznie kłamią.
Chcę być wyjątkowa
A może chodzi o to, że trzymając z mężczyznami, ma się poczucie przynależności do ‘wyższej’ grupy? Władza, pieniądze, sukces – mówiąc o tych przymiotach najczęściej ma się przed oczami świetnie ubranego mężczyznę za dębowym biurkiem, któremu kawę parzy cycata sekretarka. Można się z tego śmiać, ale takie obrazki są mocno zakorzenione w naszej kulturze i chcąc nie chcąc jakoś tam wpływają na postrzeganie świata.
Kobieta wie, że musi ciężko zapracować na swój sukces. Rywalizując z facetami, zyskuje potwierdzenie własnej wyjątkowości, nie jest już dziewczynką, co bez męskiego ramienia nie da sobie rady. I przede wszystkim mierzy się tu z konkurencją czysto zawodową. A druga kobieta? Ciężko na nią patrzeć wyłącznie pod kątem pracy. Kobieta jest jakby rywalem razy dwa, ponieważ stosuje się jeszcze kryteria prywatne, jak wygląd, posiadanie faceta, dzieci, dom. No i na koleżankę nie zadziałają sztuczki, jakie stosuje się wobec mężczyzn. Ona bowiem świetnie zna te mechanizmy, umie z nich korzystać, nie da się jej tak łatwo podejść. Traci się swój unikalny status, a to złości.
Jeśli dodatkowo samoocena jest dramatycznie niska, wrogość przybiera na sile. Widząc kobietę, która jest zdolniejsza, sprytniejsza, ładniejsza, z silniejszym charakterem, dotkliwiej odczuwa się własne niedostatki. Na miejscu tej gwiazdy powinnam być ja – ale nie jestem. I ta świadomość jest przygniatająca.
Atrakcyjne pod wieloma względami kobiety są poważnym zagrożeniem dla własnej pozycji, jednak błędem byłoby sprowadzanie tego do prostej zazdrości. Znowu kłania się wychowanie – zamiast ciągle straszyć, że ładniejsza i mądrzejsza koleżanka sprzątnie sprzed nosa pracę/faceta, lepiej byłoby po prostu zachęcać do większej pracy nad sobą, by takich wyzwań się nie bać i traktować rywalizację jak rywalizację, a nie regularną wojnę na śmierć i życie.
Nie jestem jak reszta
Nie ułatwiają tego kobiety z udaną karierą. Wiele takich pań chętnie odcina się od kobiecości, podkreślając, że ‘nie jest jedną z nich’. Jestem szefem, a nie szefową, kierownikiem, specjalistą, inżynierem, redaktorem, lekarzem. Niby tylko słowa, ale wielka niechęć do żeńskich końcówek też o czymś świadczy. Tak jak niechęć do integrowania się z resztą damskiej załogi. Dostrzega się kłótnice i kółeczka wzajemnej adoracji, ale tej miłej dziewczyny trzy biurka dalej już nie.
Kobieta, która deklaruje lepsze dogadywanie się z mężczyznami, często zapomina o tym, że dla pozostałych jest właśnie babą, z którą nie idzie wytrzymać. Tak jak ona skarży się na inne, tak te inne dokładnie to samo mówią o niej – jest koszmarna. To bardzo wygodne stwierdzić, że dziewczyny w pracy są głupie, jeśli nie widzi się swoich przywar, przecież ja nie jestem leniwa, nie obgaduję, nie knuję, nie jestem złośliwa. Och, ja nie! Ja jestem wyjątkiem. Tyle że za takie wyjątki ma się większość, kim zatem są te straszne babska, z którymi nie idzie współpracować?
A taka postawa jedynie utwierdza krzywdzące stereotypy, bo de facto kobieta potępia własną płeć, wręcz się jej wypiera, i wcale nie chce tego postrzegania kobiet w pracy zmienić. Po co? Dzięki temu jest się tą fajną. Korzystniej jest kumplować się z chłopakami, co poklepią po ramieniu i powiedzą, jakie to laski są beznadziejne, ale z wyjątkiem ciebie. Ach, jak to mile łechce.
sama prawda w czystej postaci…
az strach sie przyznac, ale mam tak samo, wole pracowac z mezczyznami…taki pstryczek w nos ten artykul
Nie mam w tej sprawie doświadczenia, wieć nie wiem jak to ma się w praktyce 😉
Prawda 🙂
Też mnie ciekawi ten temat! Nie powiem, że mam problem z moimi koleżankami, no ale wiadomo -+ bardziej przyciąga…
Ja lubię moje koleżanki z pracy☺
Oj prawda, sama prawda, aż strach 😉
Czasami musze pracować z mężem. I to jest masakra. Czepia sie, kłóci, zwraca Mi uwagę co chwilę. O nie! Wolę pracować z dziewczynami. Jest łatwiej i weselej
Myślę, że to zależy od człowieka ☺ Ja na etacie mam szefa a w biurze same babki i świetnie mi się pracuje zarowno z szefem jak i z koleżankami. W mojej drugiej pracy mam same kobiety i też jest fajnie.
Oj tak, babiniec to najgorsze miejsce pracy. Jak nie obgadasz codziennie kogoś z innego zespołu, nie jesteś zaakceptowana w grupie. Obowiązkowo codziennie o 9.00 kawa z kimś innym na tapecie. Jak w przedszkolu, dorosłe baby, a zagrywki na poziomie 5-latka. Z facetami super, czasem trzeba było coś powiedzieć prosto z mostu, ale wtedy atmosfera się oczyszcza i następnego dnia jest znów ok.