Wielu rodziców współczesnych czterdziestolatek nie pozwalało im na złość w dzieciństwie. Jako dzieci słyszałyśmy, że złość piękności szkodzi. Nie wypada się „nabzdyczać”. Dziewczynka ma być „grzeczna” i nie sprawiać problemów. Idealna młoda dama w takim wydaniu jest niemal niewidzialna, zawsze trzyma nerwy na wodzy.
W konsekwencji takiego sposobu wychowywania wiele z nas wyparło swoją złość. Jednak ta nie zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zmieniła tylko swoją formę. Zamieniła się w smutek, łzy i poczucie bezsilności. Mamy tego skutki również dzisiaj. Zbyt wiele dorosłych kobiet nie potrafi tupnąć nogą, uderzyć pięścią w stół, huknąć, gdy sytuacja tego wymaga. Boimy się swojej złości i paradoksalnie jej siły, która mogłaby zmienić niekorzystną dla nas sytuację. Zamiast tego płaczemy, głos na drży, zamykamy się w sobie. I jesteśmy po prostu nieskuteczne.
Nie wiemy, co czujemy
Gdyby tego jeszcze było mało, nie wiemy, co właściwie czujemy.
Zasady wychowania przed laty nie dawały wielu dzieciom przyzwolenia na emocje. Zmuszały, aby się ich jak najszybciej wyzbyć poprzez zapomnienie o nich, czy wyparcie ich. Miałyśmy nie wyrażać zwłaszcza tych trudnych i nieakceptowalnych uczuć. Dla dziewczynek emocją numer 1, za którą należało się wstydzić była złość. Złość była zła, nieakceptowalna, krytykowano ją, a same młode osoby łamano psychicznie, żeby tylko nie ośmieliły się jej odczuwać.
Mówiono nam, że mamy odpuścić, że to nie jest takie ważne, że mądry ustępuje, że nie warto się wychylać. Należy stać w kącie, że przyjdzie czas, aż ktoś nas znajdzie. Nie upominać się o swoje, bo to źle jest odbierane. Mamy być ciche, spokojne. Jeśli ktoś nas traktuje niesprawiedliwie, nie awanturować się. Przeboleć stratę i być ponadto.
W konsekwencji tego nauczyłyśmy się, że nie należy walczyć o swoje.
Jeśli czujemy się niekomfortowo, to dlatego, że najpewniej źle zrozumiałyśmy sytuację. Wielokrotne zaprzeczanie naszym uczuciom sprawiło, że jako osoby dorosłe nierzadko nie wiemy, co mamy czuć. Ba, często nawet nie mamy świadomości, co czujemy. Mylimy złość ze smutkiem. Wklejamy smutną minkę tam, gdzie odpowiedniejsza byłaby zagniewana. Mówimy o żalu i rozpaczy, zamiast o gniewnie i prawdziwym wewnętrznym buncie.
Zbyt długo słyszałyśmy, że przesadzamy, że nie ma sensu się awanturować, że nic nie ugramy, należy odpuścić.
Nie wierzyłyśmy w siebie…i sobie.
Nie byłyśmy przyjęte jako dzieci w pełni. Nie akceptowano nas bezwarunkowo.
W domach, w których przed laty nie było przyzwolenia na złość, wyrastały kobiety, które dzisiaj nie potrafią walczyć o swoje. Nie mówią wprost, czego oczekują. Koniec końców wszyscy naruszają ich granice. Skoro kobieta nie umie ich bronić, to niestety na tym cierpi.
Histeryczka
Konsekwencje wypierania z nas złości i odmawiania nam prawa do odczuwania różnych emocji sprawiło, że zaczęłyśmy odczuwać to, co akceptowane. Przynajmniej w pewnym stopniu. Złość zamieniłyśmy na smutek i płacz. Często w takim połączeniu, że słyszałyśmy, że mamy się opanować (bo ironio znowu przesadzamy) i histeryzujemy. Szydzono z nas i wyśmiewano nasze uczucia. Uważano, że nie powinnyśmy się tak zachowywać, że się ośmieszamy. Zamiast po prostu okazać nam empatię i zrozumienie, to nasi rodzice robili to, co uważali za skuteczne, co miało nam pomóc. Niestety koniec końców mocno w nas uderzyło i utrudniło rozwój w dorosłym życiu.
Pogubione
Dzisiaj jesteśmy pod wieloma względami pogubione. Nie wiemy, że nasz strach wyraża się w smutku, a niekiedy apatii. Przytłumiona złość nie pozwala nam na bycie asertywną i również szczęśliwą. Nie umiemy stawiać granic, czujemy się winne, gdy domagamy się szacunku. Mamy poczucie winy, które nam wmawiano w dzieciństwie, każąc się przejmować wszystkim i wszystkimi. Sądzimy, że odpowiadamy za szczęście całego świata. Jesteśmy zamknięte we własnym głupim poczuciu obowiązku. „Bo co ludzie powiedzą i jak mogłaś, Zosi czy Maćkowi to zrobić, na pewno jest im przykro, że tak się zachowałaś. Idź i przeproś. Nawet gdy nie czujesz się winna, idź i daj całusa na zgodę. Koniec dyskusji. Nie tłumacz się, winni się tłumaczą”.
Model wychowania przed lat wyrządził wiele szkód. Uczył nas, że mamy się podporządkować. Za wszelką cenę mamy się poddać. Nie możemy czuć tego, co czujemy i robić to, co chcemy, bo uważamy to za właściwe. Mamy być łagodne, uśmiechnięte, nie złościć się. Poddać się.
Nie mogłam wyrażać złości, teraz płaczę z bezsilności?
Styl wychowywania dzieci przed laty miał wiele wad. Konsekwencje jego są opłakane. Dobrze jednak, żeby wyjść ponad narzekanie i zacząć działanie. Mamy przed sobą wiele pracy. Nie jest to łatwe, ale możliwe i ważne. Warto już dzisiaj zacząć odrzucać nieprawidłowe wzorce i nauczyć się skutecznej komunikacji a także asertywnego wyrażania emocji. Pomogą w tym mądre książki, szkolenia, treści online, a także wizyta u psychologa i psychoterapia.
Ważne, żeby nie trwać mentalnie w przeszłości, tylko działać, aby zmienić to, na co mamy wpływ. Ważne, żeby w końcu przestać się czuć jak mała dziewczynka, gdy ktoś staje nam na odcisk. Reagować, gdy dzieje się nam krzywda. Zapanować nad drżeniem głosu i pokazać złość, a nie bezsilność i płacz! I tego wszystkiego nauczyć swoje córki!