Jak se pościelisz, tak się wyśpisz. Ile włożysz w życie, tyle wyjmiesz. Lub co posiejesz, to zbierzesz. Wszystkie te powiedzenia mówią jedno. Nie ma skutku bez przyczyny. Nie ma reakcji bez akcji. Nie żyjemy w próżni. Jako jednostki społeczne funkcjonujemy w relacjach i ciągle na siebie oddziałujemy.
Pierwszą komórką, która wpływa na nas wyjątkowo intensywnie jest rodzina. To właśnie w niej uczymy się wzorców zachowań. To ona pokazuje nam, jak kochać…i jak nienawidzić. Choć chciałoby się, aby zawsze rzeczywistość była wystarczająco dobra, to taka nie jest. Nie każda rodzina to oaza spokoju, wsparcia, dumy i bezwarunkowej miłości. Jest mnóstwo rodzin trudnych z toksycznymi naleciałościami, które oddają nam w spadku przytłaczającą otchłań niczym kulę u nogi…
Nie brakuje rodziców, którzy kochają toksycznie, bo sami byli w ten sposób kochani.
Rodziców szanować
Choć wiele się zmienia, to nadal pewne kwestie pozostają niezmienne. Na przykład łatwość, z jaką oceniamy innych.
Od dzieciństwa nasze pokolenie słyszało, że dzieci i ryby głosu nie mają. Gdy próbowaliśmy wyrazić swoją opinię, po prostu z czymś się nie zgodzić, mówiono nam, że pyskujemy. Z czasem gdy stawaliśmy się starsze, pytaliśmy, czym jest pyskowanie, co to znaczy pyskować. Rodzice nie chcieli, bo nie umieli odpowiedzieć. Miałyśmy być grzeczne, czyli siedzieć cicho, prosto, nie kręcić się, nie sprawiać problemu, nie zadawać trudnych pytań, najlepiej zniknąć, nie istnieć.
Jako dorosłe osoby musiałyśmy nauczyć się tego, co wiele osób wyniosło z domu. Asertywności, umiejętności mówienia “nie”. Dla zdrowia i żeby nie zginąć wśród nieswoich obowiązków, wykorzystywani i nieszanowani przez innych. Nasze “nie” było niepewne, początkowo “przepraszające”. Nie wiedzieliśmy, że możemy je wypowiadać bez obaw, tak po prostu. Baliśmy się odrzucenia. Nauczono nas w domu, że miłość to “tak” wypowiadane w stronę rodziców, bezwarunkowe posłuszeństwo.
Przez całe życie.
Bo matkę ma się jedną, bo ojca trzeba szanować. Bo nie wolno, nie przystoi, tak trzeba. Bo co ludzie powiedzą, bo dzieci patrzą, i jak będziesz traktować swoich starszych rodziców, tak i Cię Twoje dzieci potraktują. Zobaczysz!
Nieprawda
To chyba jeden z głównych fałszów współczesnego świata. Przekonanie, że za naszą asertywność i potrzebę chronienia siebie rozliczą nas własne dzieci.
Czyżby?
Nasze dzieci będą nas rozliczać nie z tego, jakimi jesteśmy córkami, ale jakimi jesteśmy mamami, babciami. Tak, to prawda, one widzą, co się dzieje. Jednak, jeśli wychowałyśmy je w poczuciu, że mogą mówić “nie”, to one w przeciwieństwie do nas nie muszą walczyć o coś tak oczywistego i podstawowego.
Wiedzą, że mogą odmówić, że mogą się przeciwstawić niesprawiedliwości, głośno upominać się o swoje. Gdy ktoś je rani, to protestują. Gdy widzą, że ich dziadkowie źle odnoszą się do rodziców, to głośno tupią nogą. Początkowo buntują się podświadomie. Nie chcą być na siłę przytulane przez dziadka, uciekają, gdy ktoś narusza ich granice. Z czasem widzą coraz więcej. I oceniają. Nie rozumieją, dlaczego one mogą mówić, co czują, a ich dorośli rodzice są karceni tak, jak oni nigdy nie byli. Skąd ta cisza przy stole, smutne spojrzenia, skoro w domu z rodzicami przy stole się rozmawia i śmieje się.
Dzieci czują to napięcie, nerwowość ruchów, wyczulone zmysły. Widzą, jak mama zagryza wargi, gryzie się po języku, a tata irytuje. Można mieć nerwy na wodzy, udawać, zakładać maski… Nawet się uśmiechać ze ściśniętymi zębami, ale…mowa ciała powie wszystko.
Dzieci to doskonali obserwatorzy. I one widzą. Uczą się. Z każdym dniem rozumieją więcej niż nam się wydaje…
Można kochać z daleka
Co posiejesz, to zbierzesz. Nie ma reakcji bez akcji. Coś zawsze dzieje się z jakiejś przyczyny. Nie ma mowy o szacunku tylko w jedną stronę. Dobroć i wsparcie powinno płynąć wartkim strumieniem jak droga dwukierunkowa.
Niestety nie zawsze tak jest. Ciągle wielu dorosłych, coraz starszych rodziców żyje w dziwnym przekonaniu, że dzieci powinny ich szanować, wnuki podziwiać. Za nic. A właściwie za poczucie wyższości, sprawowanie kontroli, krytykowanie, ośmieszanie.
To, tak nie działa.
Każde dziecko kocha swojego rodzica. Jeśli ma szansę go pokochać. Tak działa instynkt samozachowawczy. W naturalny sposób podziwia i chroni. Pragnie mieć wsparcie i czuć się docenione.
Jednak czasami niestety rzeczywistość jest zbyt smutna. I wtedy się kocha rodzica (lub jego wizję – osobę, którą chciałoby się mieć za rodzica) z daleka. Kocha, ale nie lubi. Nie akceptuje. I dla własnego dobra trzyma się z daleka. I to jest w porządku. Mimo że niektórzy powiedzą inaczej.
Dużo prawdy jest w Twoich słowach kochana. 😊