Piękne chwile są jeszcze piękniejsze, gdy spędzamy je z osobami, które cenimy. Bo radość mnożymy, gdy ją dzielimy. Problem w tym, że nie wszyscy zasługują, żeby dzielić się z nimi radościami. I powodów, dlaczego tak jest, jest naprawdę wiele…
Gdy się cieszymy, jesteśmy bezbronne
Ciesząc się, pokazujemy własne, osobiste, intymne ja. Im radość większa, tym jesteśmy intensywniejsze w swoim radowaniu. A to sprawia, że się odkrywamy. Podobnie jak podczas odczuwania smutku. Z tego też powodu nie przy wszystkich możemy się prawdziwie cieszyć, bo nasza radość może nie być dobrze odebrana. Mówią o tym badacze.
„W chwilach, kiedy emocja staje się najbardziej intensywna, wydaje się, że mamy największą potrzebę bycia rozumianym i czujemy się najbardziej bezbronni. To poczucie obnażenia może powodować, że wiele jednostek, zwłaszcza tych z niesatysfakcjonującymi dawnymi doświadczeniami z komunikacją, niechętnie będzie okazywać swoje uczucia. W chwilach intensywnych emocji brak zrozumienia, brak emocjonalnej więzi, może doprowadzić do głębokiego poczucia wstydu” Daniej J. Siegel „Rozwój umysłu. Jak stajemy się tym, kim jesteśmy”.
Relacja to dostrojenie
Prawdziwa relacja, którą odbieramy jako satysfakcjonującą to dostrojenie. To bycie w podobnych nastrojach, odbieranie na podobnych falach. Żeby było to możliwe, musi być w nas empatia, wrażliwość, gotowość do budowania dobrych relacji. Zrozumienie. Jeśli tego porozumienia nie ma, większość z nas się zamyka. Odgradza wysokim murem, zaczyna wycofywać. Ucieka, chroniąc siebie.
Właśnie wtedy przestajemy być sobą. Stajemy się kimś innym. Tłumimy emocje, nie pozwalamy sobie na spontaniczność, radość, prawdziwą otwartość. Stajemy się zachowawcze. Nastawiamy się na przetrwanie danego spotkania. Liczymy czas do wyjścia. To żadna przyjemność. W praktyce poczucie obowiązku.
Im mniej o mnie wiesz…
Takie relacja, w których nie możemy być sobą, są trudne pod każdym względem. Nie dzielimy się swoimi emocjami, bo nie wypada, bo to przecież dzisiaj niemodne. Jesteśmy spokojne, wycofane. To się podoba.
Jednak jednocześnie zamyka nas na relacje. Odbiera jej prawdziwość. Buduje dystans.
W rzeczywistość wchodzi gra, konwenanse, wyuczana uprzejmość, przyklejony uśmiech…
W konsekwencji coraz mniej ze sobą prawdziwie rozmawiamy. Coraz mniej o sobie mówimy. Tam, gdzie nie ma bliskości i „połączenia dusz”, tam bardzo uważamy na to, co mówimy. Dla świętego spokoju nie dzielimy się swoim światem. Bo skoro nasze szczęście kogoś uderza, to lepiej się nim nie dzielić.
Szczęście w oczy kole
Przyjaciół poznajemy nie tylko w biedzie, ale także w sukcesie. W chwilach, kiedy coś się zmienia. Nie ma już między nami równowagi. Jest znacząca różnica, uprzedzenia, zazdrość. Bo im lepiej ci się powodzi, tym inni są mniej szczęśliwi. Porównując się do ciebie, już nie wypadają tak dobrze, a to boli.
Szczęście w oczy ich kole…
Czy masz z kim dzielić się szczęściem?
Dobrze jest mieć osoby, z którymi możemy dzielić się szczęściem. Radość dzielona mnoży się.
Nie ma sensu jednak zapraszać wszystkich do naszego intymnego świata. Nie każdy zasługuje na to, żeby z nim się radować i dzielić piękne chwile. I to jest ta przykra prawda.
Bo radując się, pokazujemy się w pełni. Odsłaniamy, a to czyni nas wrażliwymi. Niektórzy to wykorzystują…i dobrze o tym wiedzieć.
Sama w sukcesie?
Niektórzy z własnymi sukcesami zostają sami, bo nawet w rodzinie nie ma dla nich zrozumienia. Nawet najbliższa osoba niby się cieszy, ale myśli o sobie i swoich niespełnionych marzeniach. Nie interesuje jej nasze szczęście. Ona pogrąża się w swoich problemach. To ta gorzka strona radości, która zamiast łączyć zbyt często dzieli.
A Ty umiesz szczerze cieszyć się sukcesami innych?