O miłości, która kończy się przy pierwszym poważniejszym kryzysie pisze się często. O przyjaźni już niekoniecznie. Tymczasem to częsty scenariusz. Nadajesz z kimś na tych samych falach, rozumiecie się, wspieracie. Nagle zdarza się TO. Nieporozumienie, problem, coś. I koniec. Wszystko się rozpada. Wystarczyło raz i przychodzi bardziej lub mniej tragiczny finał.… Nikt nie chce walczyć, zmieniać, wyjaśniać lub pragnie tylko tego jedna strona. A to za mało, żeby było dobrze. Dlaczego tak jest? Czy to normalne, że tak łatwo rezygnujemy z kogoś nam bliskiego? I nie chce się nam naprawiać?
Błędy, które niszczą wszystko
Oczywiście, że są błędy, których się nie wybacza. Są takie rzeczy, które niszczą wszystko. Gdy one następują, nie ma co zbierać, ani sklejać. I to w miłości, jak i w przyjaźni.
Jednak czy każda rozpadająca się przyjaźń kończy się właśnie z takiego powodu? Przez kardynalne błędy?
Z pewnością nie. Bardzo często chodzi w gruncie rzeczy o drobnostki, ale na tyle drażniące, że nadwyrężające nasze nerwy. W praktyce niestety wygląda to często tak, że ktoś po prostu popełnił błąd, i to wystarczy. Okazał się niedoskonały. Dlatego my w odpowiedzi na to powiedzieliśmy żegnam, zatrzasnęłyśmy drzwi przed nosem… lub nie powiedzieliśmy nic.
Rozstaliśmy się bez słowa. Wszystko było jasne po jednym spojrzeniu w oczy, a właściwie wtedy, kiedy zaczęliśmy unikać kogoś i jego obecności.
Życie to nie bajka
Nic tak nie buduje bliskości jak kryzysy. Przezwyciężanie problemów bardzo zbliża. Ludzie, którzy są w stanie przetrwać razem trudne chwile, udoskonalają swoje relacje.
To wszystko prawda.
Osoby budujące związek przez lata wiedzą, jak to jest. Życie lubi zaskakiwać. Raz na wozie, raz pod wozem. Zazwyczaj nie jest sielankowo, oczywiście bywa dobrze, czujemy się szczęśliwe i spełnione, jednak to nie jest bajka, żadne czary-mary. Tylko twarde, codzienne życie. A jak to w życiu bywa, jest różnie. Niekoniecznie różowo. Im dłużej razem jesteśmy, tym wyzwań i problemów bywa więcej i tym mocniej pozbywamy się złudzeń.
Pretekst
Dlaczego jednak rozstajemy się przez bzdury?
Czasami po prostu jakaś przeszkoda staje się pretekstem. Zbyt mocno unaocznia nam czyjeś wady i staje się argumentem, który przekreśla wszystko. Pokazuje nam naszego boga, ideał w bardzo ludzkiej postaci.
Ktoś, kto wydawał się świetny, okazuje się kimś zwyczajnym. I my zwyczajnie nie jesteśmy w stanie tego znieść. Bo w swojej naiwności i niedojrzałości szukamy kogoś idealnego, pięknego, bez skazy. Niby wiemy, że nie jest możliwe taką osobę znaleźć, jednak za każdym razem, gdy ktoś bliski pokaże nam, że ma zbyt wiele wad, to pasujemy. Mówimy koniec, to nie tego szukam. Nie ma sensu. Do widzenia.
Czyjeś głupie zachowanie staje się pretekstem do zerwania.
Podobnie bywa w przyjaźni. Dopóki jest dobrze, doskonale, przytakujemy sobie, spotykamy się.
Wystarczy jednak raz powiedzieć „nie”, zwrócić uwagę, czy zwyczajnie wyłamać się, a wszystko się kończy. Nie pasujemy do siebie w 100%, to znaczy, że koniec z nami. Durne?
Może i tak, ale bardzo powszechne…
Przyjaciel powie prawdę?
To dlatego, że ludzie zbyt często nie rozumieją, że przyjacielem nie jest ten, kto mówi nam to, co chcemy usłyszeć. Przyjacielem jest osoba, która powie nam prawdę, ryzykując, że nam się to nie spodoba. Ma bowiem świadomość, że to ważne i nie może nas oszukiwać. Zależy jej na nas, dlatego nie będzie owijać w bawełnę. Podejmie ryzyko.
Oczywiście można tę samą rzecz powiedzieć na wiele sposobów. I bliska osoba potrafi przekazać nam prawdę. Nie jest chamska, ordynarna, nie cieszy się z tego, co czuje, że musi zrobić…
Przyjaciel jest właśnie tym, który nie będzie klaskał, gdy trzeba nami potrząsnąć. Nie będzie się uśmiechał, gdy postępujemy źle. Podzieli się swoimi spostrzeżeniami, z jednoczesną pokorą dotyczącą tego, że może się mylić.
Przyjaciele bowiem nie boją się szczerości. Czyjeś i własnej. Nie lękają się, że ktoś się obrazi i skreśli nas z listy grzecznych przyjaciół. Wiedzą, że prawda i czyjeś dobro jest najważniejsze.
Bo nam nie zależy
Coraz częściej nie chcemy mieć przyjaciół. Pragniemy mieć obok siebie pochlebców, osoby, które zawsze będą mówiły nam to, co chcemy usłyszeć. Chcemy kogoś, kto nam się nie sprzeciwi. Będzie chwalił, nigdy nie powie gorzkiego słowa. Zawsze będzie na tak. Na wszystko się zgodzi. Przyklaśnie każdemu pomysłowi.
W myśl zasady: życie jest zbyt mocno skomplikowane. Niech chociaż przyjaźń będzie prosta…
Nie chcemy marud, osób mówiących „uważaj”, trzeźwo myślących, zwracających uwagę na to, czego nie dostrzegamy. Bo my o tym wszystkim wiemy i często widzimy to, o czym alarmuje przyjaciel. Po prostu nie chcemy tego do siebie dopuścić. Często zaklinamy rzeczywistość, oszukujemy sami siebie. I przyjaciel, który próbuje nas wyciągnąć z bagna, które same sobie serwujemy, jest jak posłaniec złych nowin.
Zła nowina jest co prawda prawdziwa. Ale nikt nie chce o niej mówić, a tym bardziej słyszeć. Stąd trzeba ukarać tego, który ośmielił się ją przynieść.
Ten moment szczerości jest zazwyczaj początkiem i końcem. Staje się pretekstem.
Tak jak drobny problem może być pretekstem, żeby zakończyć znajomość z przyjacielem, który nie zrozumiał reguł gry. Ma być fajnie. Codziennie i zawsze.
I tego nie zrozumiałaś. Dlatego koniec z nami.