Istnieje kilka zestawień dostępnych online dotyczących najgorszych cech kobiet. Wszystkie przygotowane przez mężczyzn. Poniższa lista to kobiecy punkt widzenia.
Co w kobietach mnie najbardziej drażni? Czego w nas samych nie lubię?
Próżność
Masz kilka dodatkowych kilogramów? Nie liczysz się. Zapuściłaś się i to zdrowo. Musisz być ładna, albo nie istniejesz i nie zasługujesz na moje skinięcie palcem.
Znacie te spojrzenia pełne politowania kierowane w stronę mniej atrakcyjnych kobiet? Te wszystkie nachalne sposoby, by się spodobać, zabiegi mające na celu pokazać, jak dobrze wyglądam? A z czasem brak zgody na starzenie i ukrywanie na siłę metryki, co ociera się o śmieszność?
Kobiety zbyt często są próżne. Wierzą, że wystarczy piękna twarz i zgrabny tyłek, by ułożyć sobie życie. Zapominają o ambicji, rozwoju osobistym, uczepiają się mężczyzny z wiarą, że on “je wybawi”. Niczym bluszcz, który bez oparcia nie istnieje.
Paplanie bez ładu i składu
Mówienie dla nas kobiet jest niezmiernie istotne. Gdy wypowiadamy zdania, na głos myślimy. Przeprowadzamy same ze sobą spór na argumenty, znajdujemy rozwiązania poważnych problemów. Nie inaczej. W przeciwieństwie do mężczyzn, którzy zanim coś powiedzą, przeprowadzą cały proces myślowy w skupieniu, milcząc.
My kobiety musimy mówić, by przetrwać. To nie przesada. Rozmowy pozwalają nam uporządkować myśli, w trakcie monologów odnajdujemy siebie.
I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie prosty fakt, że często paplamy bez ładu i składu. Mówimy po to, by uniknąć ciszy, bez zastanowienia i rachunku zysku i strat. Stąd tak częste nieprzemyślane wywody, plotkowanie, knucie za plecami, które zamiast łączyć – dzielą.
Ranienie na oślep
Znasz to powiedzenie, że nikt tak nie dowali kobiecie, jak druga kobieta? Nikt tak surowo nie oceni, nie przyklei etykiety?
Kobiety potrafią być wredne, nieustępliwe, mściwe. W swoich dążeniach często przekraczają wszelkie granice smaku. Niekoniecznie tylko w intrygach i obgadywaniu, ale również bezpośrednio twarzą w twarz, gdy załatwiają sprawy siłą pięści. Tak, polska policja nie ukrywa, że dzisiaj często młode kobiety potrafią poszarpać się czy pobić na ulicy. Sytuacja, która kiedyś byłaby nie do pomyślenia.
Wymądrzanie się
Wiele kobiet uważa się za wyrocznie. Jesteśmy w swoich sądach bezlitosne i bardzo “pięknie” to okazujemy, czy to w prywatnych rozmowach przy kawie, czy też online, gdzie czujemy się anonimowe i bezkarne. Zwłaszcza internet pokazuje absurdalność toczonych tam dyskusji, które mają tylko jeden cel: “ma być po mojemu”.
Pokazanie, kto wie lepiej, sięgając po tezy wyniesione wprost z piaskownicy, jest na porządku dziennym. Podczas dyskusji dominują frazesy rodem z podstawówki i logika, która nie bierze pod uwagę oczywistych różnic między ludźmi. Staramy sobie wmówić, że recepta na szczęście jest tylko jedna. Dokładnie ta, którą ja sama wybrałam.
Kazali nam wierzyć, że istnieje tylko jeden przepis na szczęście, taki sam dla wszystkich, i ci, którzy starają się go ominąć, skazani są na marginalizację. Nie powiedziano nam, że ten przepis nie działa, frustruje ludzi, alienuje ich i że istnieją inne alternatywy. Ach, nie powiedzieli nam nawet tego, że nikt nigdy nam tego nie wyjaśni. Każdy z nas odkryje to na własną rękę. John Lennon
Brak solidarności
Znacie ten kawał, dzwoni zaniepokojona żona, poszukując męża, który nie wrócił na noc do domu. Po wykonaniu telefonów do 5 kumpli, u trzech dowiaduje się, że spał, a dwóch zapewniało, że razem byli na piwie.
A jak jest u kobiet? Bywa z tym różnie. Brak solidarności jajników jest widoczna na każdym kroku. Nie ma co liczyć na wsparcie co do zasady, stanie twardo murem za koleżankami kończy się bowiem gdzieś w okolicy 9 urodzin. Po tym czasie do głosu dochodzi rywalizacja i nierzadko dążenie do celu po trupach.
Brak konsekwencji
Narzekamy na własnych partnerów, że niewiele “pomagają”, choć o pomoc wcale nie chodzi, a o wzięcie części odpowiedzialności za wspólne życie. Jednocześnie wychowujemy synów na manisynków, podstawiając im wszystko pod nos, przychylając nieba, zapominając o tym, jaki jest tego skutek.
Wkurzamy się, że on znowu nie włożył naczyń do zmywarki. Odgrażamy się, że same nie będziemy wszystkiego robić w domu. Jednak szybko o tym zapominamy i z miną osoby przegranej, bierzemy się do roboty.
Są też skrajne sytuacje. Wielokrotne przebaczanie mężczyźnie, który bije, pije, przepuszcza majątek. Łudzenie się, że on się zmieni. Tkwienie w toksycznych związkach.
Lista jest bardzo długa…
Brak kontroli nad emocjami
Statystyczna kobieta jest bardziej wrażliwa od mężczyzny. Przeżywa każdą sytuację intensywniej, ujawniając emocje, które nią targają. Z jednej strony to dobrze, bo emocje warto uwalniać, by niepotrzebnie nam nie ciążyły, z drugiej jednak rodzi to wiele problemów.
Przykłady? Kobieca histeria, która wprowadza zażenowanie, czy wybuchy płaczu w miejscu pracy, niemające nic wspólnego z profesjonalizmem. Kłótnie o głupotę (w domyśle poważny powód sprzed kilku tygodni, o którym się nie mówi), tupanie nóżkami, fochy, trzaskanie drzwiami i nieodzywanie się przez kilka dni – wszystkie te zachowania, które nic nie rozwiązują, jedynie stanowią mocno teatralne gesty.
Niedocenianie siebie
Kobiety pozwalają się wykorzystywać. Nie doceniamy siebie, nie zauważamy, jak wiele wnosimy do życia innych ludzi. Wierzymy, że wszyscy są ważniejsi, a my same musimy się podporządkować.
Robimy często zbyt wiele, święcie przekonane, że tak trzeba. Ale jednocześnie nie widzimy własnych zasług. Jesteśmy dla siebie surowymi sędziami, co przenosi się również na sposób spoglądania na innych. Taką samą lub gorszą miarką oceniamy innych.
Jeśli nawet dostrzegamy własne poświęcenie, zamiast przerwać je i zacząć żyć inaczej, bezproduktywnie narzekamy, ględzimy, marudzimy. To na niewiele się zdaje. Pozostajemy w tym samym miejscu, robiąc dokładnie to, czego nie znosimy. Pozostajemy nieskuteczne.
A mamy potencjał, by to zmienić!
Nie chcemy? Nie potrafimy?
W moim otoczeniu widać najbardziej brak konsekwencji, przynajmniej u kobiet w rodzinie. Przykro na to patrzeć, samo narzekanie nic na da, trzeba działać w jakiś sposób…
Próżność mnie nie grozi .
Ale za to “mam zawsze rację ” . To zdecydowanie ja!
No wiadomo, kobieta 😉
Z reguły nie komentuje takich artykułów, bo szkoda mi na to czasu, ale zrobię wyjątek.
Autorka zarzuca kobietom brak solidarności po tym jak wymienia całą masę cech obrażając w sumie kobiety.
Cały artykuł genralizuje i wrzuca kobiety do jednego worka. Owszem wymienione cechy są denerwujące, ale również występują u mężczyzn.
Jeżeli jednak to co zostało podane w artykule rzeczywiście stanowi zbiór cech wyłącznie kobiecych proszę o podanie źródeł i badań naukowych, do których można się odnieść, bo bez źródeł jest to paplanie bez sensu i zgrywanie wyroczni. Każda kobieta jest inna. Jedna gada non stop, inna jest małomówna. Jedna jest pewna siebie, druga chorobliwe nieśmiała. Jedna prowadzi pracę naukową druga smaży w internecie artykuły, które nijak się mają do rzeczywistości. Solidarność może wystąpić tylko wtedy gdy zdamy sobie sprawę, że jesteśmy różne. Że cechy, które tak nas denerwują nie są przypisane do jedej płci.
A co do głupiego kawału o nie wracaniu do domu, to gdyby mąż mojej koleżanki zadzwonił do mnie, że nie wróciła do domu to nie opowiadałabym kłamstw. Dlatego, że byłabym się, że mogło jej się coś stać. A bezpieczeństwo przyjaciółki byłoby dla mnie ważniejsze niż okłamywanie facetów.
Em… Strasznie to seksistowskie. No tak, przecież mężczyźni nie posiadają takich cech!