Napisz o mojej mamie. Takich jest sporo. Siedzących wysoko na tronie na szklanej górze. Są nieosiągalne, dumne, matrony. Zimne, ale zapracowane. Nie mówią wiele, ale stosunkowo sporo dla nas robią. Tak okazują miłość. Ma być dobrze. Na zewnątrz. W środku bowiem hula wiatr.
Przestałam dzwonić
Napisz o takich mamach, co to nigdy same nie dzwonią i nie zapytają co słychać. Nie odzywają się pierwsze. Same z siebie nie przyjeżdżają. Gdy Ty dzwonisz, odbiorą, wiadomo, pogadają, ale czujesz mur. Jakbyś rozmawiała z kimś, kto jest zamknięty w szklanej kuli. Komunikacja jest utrudniona, jakaś taka nienaturalna. Niby ktoś z Tobą rozmawia, ale czujesz, że jest gdzie indziej. Nie jest skupiony na temacie rozmowy. Nie nawiązuje kontaktu, nie zadaje pytań, nie podtrzymuje kontaktu. Jednak z uśmiechem na twarzy poda Ci zupę i pieczeń.
Słowa, słowa
Bliskość można budować na wiele sposobów. Dla jednych najważniejsze są czyny, dla innych słowa. Prawda jest taka, że przeciętny człowiek potrzebuje jednego i drugiego. Gdy bowiem w czynach wszystko się zgadza, ale słów brakuje, to jest dziwnie. Podobnie jak są słowa, ale czynów brak, wtedy też nie jest dobrze.
Kobiety zamknięte na szklanej górze, gdy są matkami doskonale sobie radzą z przyprawianiem grochówki, świetnie ubijają kotlety, z perfekcją godną pozazdroszczenia plotą warkocze, sprawdzają plecaki, prasują ubrania. Mają w domu wszystko to, co trzeba. Rzadko nawalają, tak zwyczajnie po ludzku. Pieką pyszne ciasta, świetnie realizują się w pracy. Rozwijają się mentalnie, czytają mądre książki. Jednak wydaje się, że robią to wszystko, by nikt nie mógł im niczego zarzucić. A może po to, by usprawiedliwić się same przed sobą? Tak jak uzależniony od cukru zajada stres, tak one przepracowują dystans do własnej córki, skracając go własną pracą, potrawami i czystym domem, ale nigdy szczerą rozmową?
Bo gdy przychodzi czas na ważne rozmowy, one nie dają rady. Nie potrafią, a może nie chcą. Zamykają się w sobie. Nie otwierają się. Mówią spokojnie ze swojego tronu, gdzieś z oddali, patrząc na wszystko z góry.
Zimne czy zagubione?
Dlaczego niektóre matki nie potrafią dać ciepła swoim dzieciom? Dbają o wszystko i wszystkich, ale nigdy nie inicjują kontaktu? Nie dzwonią, nie zapytają, co słychać, nie podyskutują na poważniejsze tematy? Nie przytulą? Zamiast bliskości w słowach oferują „jeszcze ciepłą szarlotkę”?
Czego one tak bardzo się obawiają, nie odzywając się niemal wcale?
„Nie potrafiłam dać Ci ciepła”
Perfekcyjne panie domu, które są też pozornie idealnymi matkami rzadko pokazują swoje prawdziwe uczucia. Nieświadomie budują mur wokół siebie. Z idealnymi uśmiechami i pustym spojrzeniem proponują pokarm dla ciała, ale nigdy dla duszy.
Coś w nich jest dziwnego, coś, co budzi sprzeciw, zwłaszcza tych córek, które pragną bliskości takiej prawdziwej. Nie są w stanie zaakceptować ciepłego obiadu i zimna w oczach. Ciągle się zastanawiają, dlaczego jeśli same nie zadzwonią, to mama nie zadzwoni do nich? Nie zapyta, nie poszuka kontaktu?
„Bo taka była moja mama”
Problemy w budowaniu relacji są przekazywane zazwyczaj z pokolenia na pokolenie. Jaka matka, taka córka, a jaka babcia, taka wnuczka. Kobiety pod tym kątem mają szczególnie skomplikowane życie, bo wymaga się od nich stosunkowo dużo.
Matki nieinicjujące kontaktów mogą mieć wiele powodów. Nie chcą się narzucać, nie chcą przeszkadzać, czują się niezrozumiane, uważają, że to do nich należy dzwonić, to ich pytać o samopoczucie. Wychowane w poczuciu, że matka jest najważniejsza. Są też takie, które mają swoje życie tak bujne, że zwyczajnie nie mają czasu na „niańczenie dorosłych córek”. Jest też inna grupa kobiet. Taka, która nie dostała uwagi, zainteresowania i ciepła od własnych mam i dlatego w podobny sposób wychowują własne córki.
Teoretycznie nie robią nikomu krzywdy. Uśmiechają się. Podadzą do stołu. A że potem milczą, to…no takie już są. I trzeba to zaakceptować?