Od synów oczekuje się sukcesów. A Ty, córko, masz dobrze wyglądać

0

Dziewczyna nigdy nie będzie chłopakiem. Cóż za odkrycie! Nie będzie też traktowana
przez swojego autorytarnego ojca tak, jak syn. Bo od syna w wielu domach oczekuje się sukcesów. A od córek tego, że będą dobrze wyglądać, a na starość zaopiekują się
starzejącymi rodzicami. Taki los…

Od synów oczekuje się sukcesów. A Ty, córko, masz dobrze wyglądać

Milcz, kobieto

Miała tatę, który wyżej ceni mężczyzn niż kobiety. To było widać na pierwszy rzut oka.
Nawet w tym, jak on – jej ojciec odnosi się do własnej żony i jak ją traktuje. To nie jest
odkurzony obraz z przeszłości. To rzeczywistość obecna w wielu polskich domach, w
których powiew tradycyjnego ujęcia jest bardzo mocny.

Tata decyduje. Mama milczy. Synowie są dumą ojca lub…jeśli nie są, to zostają
wykluczeni z rodziny, zapomniani. Mocno ukarani. Bo jak mogli?

Od córki się nie wymaga sukcesów. Bo córka ma być ozdobą. Nic więcej. Nie ma za dużo mówić. Absolutnie nie powinna mieć swojego zdania. Chyba, że będzie gorliwie
powtarzać słowa swojego ojca i będzie podkreślać, jak bardzo jest mu za wszystko
wdzięczna. Wtedy będzie córeczką tatusia…

Ja mam władzę

Ten, kto zarabia (lub zarabia więcej) ma władzę. Reszta musi się zamknąć. Milczeć,
usuwać się w cień. Jeśli zrozumieją dobrze, jaką mają rolę, to zadziałają instynktownie,
będą „wielbić ojca”, ślepo i bez sprzeciwu, obdarzając go licznymi pochlebstwami.
To głowa rodziny ma władzę. Bo to ona utrzymuje wszystkich. I to ona ma ostatnie słowo.

A że w tej rodzinie zarabia tylko on, ona – jego żona ma niewiele do powiedzenia. I siłą
logicznego przeniesienia – niewiele do powiedzenia ma również jego/ich córka.
Gdy jednak córka się usamodzielnia i zarabia na siebie, wyprowadza się, odnosi sukcesy,
to wszystko to kwituje się marsową miną i pozostawia bez komentarza. O tym się nie
mówi. A na pewno nie dobrze. To, co ona robi jest „nic nie warte”, „nie tak ważne, jak
dokonania brata”. Sam fakt wynikający z jej zestawu genów, czyli to, że jest kobietą,
powinien zmotywować ją, żeby znalazła swoje miejsce w szeregu. Jeśli tego nie jest w
stanie zrobić, tym gorzej dla niej…

Nie wychylaj się

W takich tradycyjnych domach wszystko to, co ważne inwestuje się w dzieci płci męskiej. Czuje się już po przekroczeniu progu, w atmosferze, że chłopcy są najważniejsi. To oni mają potwierdzać wartość rodziny.

Dziewczynki czasami (o łaska wielka!) mogą się rozwijać, kształcić, jednak nie powinny
przyćmiewać zalet brata/braci. Najlepiej jeśli będą trzymały się blisko domu, nie
wybierały zbyt ambitnego zawodu, nie daj Bóg nie wyjeżdżały za daleko. Za tymi
zakazami kryje się fałszywy niepokój o nie, strach, że może się coś im stać. W praktyce
chodzi o to, żeby one trzymały się swojego miejsca. I znały swoje przeznaczenie.
Panuje niepisana umowa, że córki w tradycyjnych domach mogą coś tam robić, ale nigdy
nie będzie to tak dobrze oceniane, jak dokonania jego – brata. Dużo łatwiej im ośmieszyć
ich ród, przynieść wstyd nazwisku. Dziewczynki ocenia się gorzej. Nie wymaga się od
nich co prawda sukcesów i nie naciska tak bardzo jak na ich braci, jednak gdy jedna z
drugą ośmieli się ten sukces osiągnąć, to muszą się liczyć z niedowierzaniem, a zaraz za
nim z gniewem

Dlatego rodzina wie. Lepiej tego nie widzieć, niż docenić sukcesu kobiety – córki, która
od samego wstępu miała pod górkę. Najlepiej zrobić wszystko, żeby do sukcesu w ogóle
nie doszło. Bo takiej kobiecie wyzwolonej w d…się przewraca. Ze szkodą dla wszystkich.

Na szczęście nie zawsze tak jest

Dzisiejsi rodzice wychowują inaczej dzieci. Zazwyczaj. I dobrze, bo konsekwencje błędów przeszłości, które dotknęły wielu kobiet trwają w najlepsze. Pokazują to badania. Kobiety mniej wierzą w siebie, są dla siebie dużo bardziej surowe. Niżej oceniają swoje kompetencje. Przyjmują, że nie zasługują na dobro, które je spotyka.

Mamy wpisany w gen syndrom źle pojętej skromności a również poczucia, że jesteśmy
niewystarczająco dobrzy.

Skąd to się wzięło?

Ano stąd, że …. mamy ukształtowane mniemanie o sobie przekazane nam przez rodziców.
Wierzmy, że jesteśmy takie, jakie mówiono nam, że powinniśmy być. Niezwykle trudno z
tym zerwać.

Jeśli przez lata obserwowaliśmy, że to w brata się inwestowało czas i pieniądze, to on
mógł więcej, a ona była od młodości, od najwcześniejszych lat uczona, że ma ciężko
pracować, usługiwać innym i odchodzić w cień – to wsiąkamy w tym. Niekiedy tak
bardzo, że nie decydujemy się walczyć. Postanawiamy absolutnie się nie wychylać i nie
oczekiwać zbyt wiele. I mieć się za kogoś gorszego.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj