Relacji z rodzicami nie zrywa się tak po prostu. Z dnia na dzień i bez powodu. Zazwyczaj decyzja ta, aby się odciąć, jest poprzedzona tygodniami starań, prób. Czasami się płacze, innym razem awanturuje. Dopóki są próby, jest szansa. Gdy one się skończą, zazwyczaj zwiastuje to koniec. Można co prawda uciąć relację, jednak to jest tak, jakby odgryźć sobie rękę, w którą wdała się gangrena. Co prawda od razu człowiek czuje się lepiej, boli mniej, gorączka spada, wracają siły…ale po chwili jednak orientujemy się, że nie mamy ręki: czegoś tak podstawowego, że aż braknie słów. Zerwanie relacji z rodzicami sprawia, że czujemy się wybrakowane…. A to ponownie boli. Bo nawet jeśli przetniesz węzeł gordyjski, zamiast próbować go rozsupłać, to ślad po tym, co było, pozostanie w tobie na zawsze….
Zerwanie relacji z rodzicami nie jest proste…
Budowanie relacji
Relacje z dzieckiem buduje się całe życie. Nie jest to bowiem prosta misja. Nikt nie jest idealny. Każdy popełnia błędy, chodzi jednak o to, żeby nie były one dyskwalifikujące.
W normalnych warunkach dziecko jest w stanie wybaczyć rodzicowi naprawdę wiele. Przez długi czas woli nawet obarczać odpowiedzialnością siebie niż mamę i tatę. Gdy rodzic się złości, to dziecko zapada się w sobie. Każde słowo, które usłyszy na swój temat, traktuje śmiertelnie poważnie. Wierzy w to, co mówią o nim rodzice. Jest takie, jakie rodzic. Przesiąka atmosferą domu, zasadami w niej panującymi.
Staje się podobne i działa podobnie. Nawet gdy po latach zamierza żyć inaczej, to nadal działa w kontrze do znanego wzoru. Swoje postanowienia buduje na buncie. Tak czy inaczej rodzic w życiu dorosłego dziecka jest obecny – jako wzór lub antywzór.
Gdy dziecko mówi sprawdzam
Przychodzi taki moment w życiu, że dziecko (aby dorosnąć i zbudować świadomie swoje życie, w tym rodzinę) wystawia laurkę rodzicowi. Mówi „sprawdzam”. Dzieje się to całkiem podświadomie.
Każde dziecko rozlicza swoich rodziców. Ważne, żeby rodzic wiedział, że…
To chwila, kiedy puszczają ciasne więzy, odcinana jest pępowina i łapie się swoją perspektywę.
Niezależnie, jak dobra była dana rodzina, jak mocno zgrana i wspierająca, to ten czas jest wielką próbą.
Dla wszystkich. Zwłaszcza dla rodziców, którzy albo będą wspierać dziecko w procesie zmian, albo je przyblokują – ze szkodą dla wszystkich.
Gdy w danej rodzinie od zawsze coś nie grało, to ta chwila weryfikacji może wypaść mocno na niekorzyść. Zwłaszcza jeśli rodzic nie umie zejść z tronu, spuścić z tonu i wyjść ze skóry sędziego, policjanta i niepodważalnego autorytetu. Zwłaszcza jeśli zaprzecza faktom, nie umie wysłuchać gorzkich słów, obwinia dziecko i dyskredytuje je. Jeśli rodzic nie daje szansy dziecku być takie, jakie chce ono być, to często pojawia się konflikt nie do przejścia.
Niektórzy odpuszczają walkę o siebie i chowają się pod przysłowiową miotłą lub za maminą spódnicą. Pozostała część miota się w lepkiej sieci zależności, aby być zauważoną i zaakceptowaną taką, jaką jest, otrzymując niekiedy na końcu tej walki łatkę wyrodnej
córki.
Wyrodna córka. Zerwanie relacji z rodzicami
Nikt świadomie nie chce być samotny, bez rodziny. Nikt o zdrowych zmysłach nie rezygnuje z rodziny, która kocha, wspiera i akceptuje.
Gdy się odchodzi od rodziny, to wtedy, kiedy nie ma się innego wyjścia. Po wielu próbach rozmów i rozwiązania sytuacji. To nie jest wymarzony scenariusz.
Robiąc to, odcinając się, zyskuje się jednak łatkę wyrodnej córki. Tej złej, niedobrej, tej, która nie wytrzymała, a powinna umieć znieść wszystko…. Łatka jest tym bardziej oceniająca, zwłaszcza gdy są inne dzieci, które na taki krok się nie zdecydowały.
W tym momencie, jak świat światem, zapomina się o jednej podstawowej rzeczy, która ma również potwierdzenie w badaniach, to że wychowujemy się w tej samej rodzinie, nie znaczy, że mamy te same doświadczenia. Każde dziecko jest inne, inaczej jest traktowane i ma inny bagaż doświadczeń. A odrzucenie rodziców co do zasady nie jest proste. I naprawdę nikt tego nie robi lekko i bez głębokiej analizy.
Bo to boli. Zerwanie relacji z rodzicami
Mark Wolynn w znanej publikacji „Nie zaczęło się od ciebie” pisze: „Na poziomie ciała odrzucenie rodziców może objawiać się bólem, napięciem lub odrętwieniem. Dopóki nie przyjmiemy odrzuconego rodzica z miłością, będziemy odczuwali jakiś dyskomfort w ciele”.
Autor zwraca uwagę, że przyczyną odrzucenia może być trauma, którą dziedziczymy z pokolenia na pokolenie. To udowodniony fakt. Nasze komórki i nasze geny „zapamiętują” przykre doświadczenia rodziców, a nawet dziadków. A to dlatego, że jako komórka jajowa znajdowałyśmy się już…w brzuchu babci. Gdy nasza babcia nosiła naszą mamę, to już w życiu płodowym powstały komórki jajowe, a wśród nich jedna, z której powstało nowe życie – my. To dlatego możemy podświadomie pamiętać wydarzenia, których nie doświadczyłyśmy.
Niestety psychologia zna także inne konsekwencje. Mianowicie chodzi o powtarzanie pewnych schematów zachowań. Jeśli nasza mama nie miała dobrej relacji ze swoją mamą, to nawet jeśli bardzo chciała i starała się, to najpewniej miała duży kłopot, żeby zbudować z nami coś lepszego. Szczególnie wtedy, jeśli nie skonfrontowała swoich doświadczeń z własną mamą. Nieświadomie przekazała nam ciężar, z którym borykała się przez całe życie. To głębokie, nieuświadomione piętno, które przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Nawet jeśli bardzo się tego nie chce!
Zrozumieć
Żeby uzdrowić relację z rodzicami, trzeba zrozumieć, że najpewniej sami nie dostali oni tego, czego potrzebowali. Może ich rodzice mierzyli się z traumą, na przykład traumą wojny, której pokolenia wstecz doświadczyły w Polsce na niewyobrażalną skalę.
Pokolenie naszych dziadków przecież nierzadko wychowywało się w grozie i ustawicznym strachu o życie. Moja babcia do końca swoich dni musiała mieć zamrażalnik pełen mięsa, wór cukru, zapas ziemniaków. Mimo że mieszkała sama i zwyczajnie nie była w stanie wszystkiego zjeść…. Czuła się jednak bezpiecznie, gdy miała to, co dawało jej spokój.
Jako dziecko nie byłam w stanie zrozumieć, co musiała czuć, gdy uciekała z Wołynia ze swoimi rodzicami, zabierając jedynie podstawowe produkty. Byłam przerażona, gdy razem z dziadkiem opowiadali mi skrawki historii, tego, co widzieli…czasami zapominając, że mają przed sobą kilkulatka.
Na długo zanim o Wołyniu zaczęto mówić głośno, poznałam krwawą historię tych dni, a nawet ją zapisałam ponad dwadzieścia pięć lat temu…., żeby ta historia nigdy nie umarła. I była ważną lekcją dla kolejnych pokoleń.
Każdy z nas pewnie słyszał trudne wspomnienia naszych przodków sprzed lat. Moja druga babcia w okresie wojny jako dziecko ukrywała się w ziemiance przed Niemcami. Była z mamą i rodzeństwem. Jej mama wychodziła o zmroku w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, zawsze brudząc sobie twarz smołą i błotem, przykrywając przy tym chustą szczelnie włosy. Jako dziecko babcia nie wiedziała, czemu tak robiła. Z czasem stało się jasne, że zmniejszała w ten sposób ryzyko gwałtu. Pewnego dnia ich kryjówka została odkryta. Przed śmiercią uratował ich tylko fakt, że ukrywała się z nimi przyjaciółka mojej prababci – Niemka, która wybłagała litość, krzycząc rozpaczliwie do swoich rodaków, żeby nie strzelali.
Do dzisiaj moja Babcia podskakuje, gdy słyszy wybuch fajerwerków i jest nadmiernie wyczulona na każdy głośniejszy stuk.
Wizualizować
Jak pisze Mark Wolynn proces uzdrowienia zaczyna się od zrozumienia i wizualizacji. Należy zdać sobie sprawę, że rodzice dali nam tyle, ile potrafili. O ile nie są na wskroś toksyczni, a wręcz patologiczni, to można uznać, że się starali. Postąpili tak, a nie inaczej, bo nie umieli inaczej.
Reagowali emocjonalnie, wyuczonym schematem. Chcieli uniknąć błędów, których skutków sami być może doświadczyli, jednak im się nie udało. Są ofiarami. Tak, jak ich dzieci, czyli my.
Często jedyną drogą, żeby zacząć od nowa i nie przekazać traum następnemu pokoleniu…to zrozumieć i wybaczyć. Nie znaczy zapomnieć, ale wybaczyć. Pogodzić się z tym, że nie dostałyśmy tego, czego potrzebowałyśmy, że nie było wystarczająco dobrze…. Pocieszyć to małe dziecko, które jest w nas, przytulić, wesprzeć.
Na szczęście teraz jesteśmy już dorosłe. Możemy dać sobie to, czego nie otrzymałyśmy. Mamy też ogromną szansę, żeby po przepracowaniu własnych przykrych doświadczeń, dać swoim dzieciom nowy wymiar miłości. Taki, który nie będzie wymagał od nich walki z demonami, gdy dorosną. Możemy kochać mądrzej i świadomiej. Choć droga do tego celu jest wyboista i kręta.
Dlaczego warto?
Oczywiście są sytuacje, kiedy wybaczenie rodzicom jest trudne, a nawet niemożliwe. Dobra wiadomość jest jednak taka, że praca, jaką musimy wykonać, nie zawsze wymaga bezpośredniego kontaktu z mamą czy tatą. Niekiedy wystarczy przepracowanie pewnych schematów w swoim wnętrzu.
To ważny krok, który należy postawić. „Udowodniono, że dobre relacje z rodzicami nie tylko powodują zwiększone poczucie komfortu i bezpieczeństwa w życiu, lecz także mają pozytywny wpływ na zdrowie.
Badania prowadzone przez trzydzieści lat na Harvardzie dostarczają istotnych dowodów wskazujących na związek jakości relacji z rodzicami ze zdrowiem w późniejszym życiu” (Mark Wolynn, Nie zaczęło się od ciebie”).
Niestety konflikt na linii z rodzicami decyduje o dramatycznie zwiększonym ryzyku wystąpienia poważnych chorób w życiu dorosłym. Ma on również wpływ na nasze dalsze relacje, w tym te najważniejsze – z partnerem życiowym i dziećmi. Stąd, gdy tylko jest taka możliwość (a jest ona niemal zawsze), warto ten aspekt naszego życia przepracować, samodzielnie lub z mądrym psychologiem (na pewno nie takim, który będzie podsycał negatywne uczucia do rodziców, ale takim, który pozwoli nam uwolnić się od przykrych uczuć. To w gruncie rzeczy chodzi o Ciebie, a dopiero na drugim miejscu o Twoją mamę i Twojego tatę).
Gdy już przepracujemy ból, zrozumiemy, najpewniej nasze relacje się poprawią. Nic się nie zmieni, jeśli chodzi o zachowanie rodziców. Wystarczy jednak, że my się zmienimy. Zmienimy własne podejście. Tylko tyle albo aż tyle.
Pierwsza życiowa relacja a kolejne. Jaki wpływ na nasze życie ma relacja z rodzicami