Istnieje najgorszy typ samotności. Gorszy niż cokolwiek, co można sobie wyobrazić. To samotność w grupie, samotność w związku. Teoretycznie masz obok siebie kogoś, kto mógłby dać Ci wiele, ale w praktyce nie dostajesz nic…oprócz cierpienia. Osamotnienia. Niezrozumienia. Goryczy. Mimo że trwasz obok, to bez przekonania. Zamknięta w złotej klatce, jeszcze być może wierzysz, że coś się zmieni. W praktyce jednak trawisz wizję rozstania. Czy zdecydujesz się odejść? Zawalczysz o siebie?
Samotność w związku
Bycie singielką jest dużo lepsze niż tkwienie w niesatysfakcjonującym związku przez lata. Gdy próby naprawy tego, co się zepsuło, nie przynoszą efektu, czasami pozostaje nadzieja. Że czas zrobi swoje. Niestety on działa zazwyczaj tylko na niekorzyść. Osoby, które odeszły od siebie, jeszcze bardziej od siebie oddala. Nie zażegnuje sporów. Nie wzmacnia nici porozumienia, nie rozpala płomienia uczuć. Przeciwnie. Sprawia, że ktoś, kto znaczył kiedyś tak wiele, staje się obcy.
W miejscu radości jest chłód. Uśmiech zastępuje grymas. Strach przyćmiewa oczy. Co dalej? Jaką decyzję podjąć? A co jeśli decydując się na rozstanie, będę miała tylko gorzej…? Trawię z deszczu pod rynnę? Lepsze to, co jest, smutne, ale oswojone…
Przeczytaj, dlaczego lepiej być samą niż z byle kim. Przecież to wiesz, ale czy zdajesz sobie sprawę też z tego?
Nie dajesz sobie szansy
Tkwienie w słabym związku to głupi pomysł. Choć niektórym wydaje się kuszący, bo pozwala zachować upragnione bezpieczeństwo, to tak naprawdę jest to złudna pokusa. Być może zyskujemy bowiem pozory bezpieczeństwa wynikające z posiadania partnera, ale tracimy coś znacznie cenniejszego – szansę na szczęście.
- gdy jesteś samotna w związku czujesz się sfrustrowana,
- zabierasz sobie czas, który mogłabyś poświęcić na coś innego,
- ograniczasz sobie prawo wyboru,
- dusisz się w związku,
- zabierasz sobie spokój,
- i co gorsza tracisz szacunek sama do siebie. Zaczynasz się nie lubić. Karząc siebie, gnębiąc się, wpadasz w bardzo niebezpieczny sposób funkcjonowania, Twój sposób myślenia Cię niszczy.
Gdy masz dzieci, i robisz to dla nich, pozostajesz w trudnym związku, dajesz im gorzką lekcję. Że osobiste szczęście nie jest ważne, że trzeba robić coś wbrew sobie, że nie należy być odważną. Naprawdę o taki przekaz Ci chodzi?
Czy o taki, że czasami coś się kończy? I wtedy, jeśli naprawdę nic nie pomaga, lepiej się rozstać. By dać sobie szansę na szczęście w pojedynkę lub w parze z kimś innym. Bo to jest ważne. To, jak się czujesz i co się codziennie dzieje w Twoim życiu. Ty jesteś ważna.
Zakończenie TOKSYCZNEGO ZWIĄZKU wymaga odwagi. Tkwienie w nim to forma kary. Dla samej siebie.
Dokładnie bycie singielką nie oznacza, że jestem samotna..A bycie samotną mężatką, to naprawdę trudna sytuacja.
A bycie zdominowanym facetem przez toksyczną, narcystyczną kobiete, ktorą z jednej strony mówi ze kocha i nigdy rozwodu nie da a z drugiej mija w życiu codziennym na 2 metry, przesiaduje i przegaduje życie ma instagramie, wstawiając dwuznaczne, szukające atencji relacje. Która przed znajomymi prowadzi fasadowe życie okupione meską pracą nad utrzymaniem domu. Podstawiona pod ścianę,pluje jadem zasłaniając sie uszami dzieci. Mówi że gdy mezczyzna wystapi o rozwód, już nigdy dzieci nie zobaczy, bo nie da sobie ich odebrać… Dlaczego więcej samobójstw jest po męskiej stronie, a dlaczego wiecej fasad i intryg, pułapek i emocjonalnych szantaży po damskiej ?
Bardzo odważny i mądry głos mężczyzny w tej kwestii.Niestety również prawdziwy i co gorsze wcale nie rzadki przypadek.
Bycie samotną mężatką jest straszne. Wolałabym już być singielką 🙂
Po 35 latach zrozumiałam ostatecznie, że jestem samotna w związku. Teraz chcę być sama ze sobą, nawet kosztem całkowitej zmiany życia i strat moralnych jakie jeszcze poniosę przy rozwodzie
A może mimo wszystko warto dać sobie jeszcze ostateczną szansę i zawalczyć o rodzinę? Postawić partnera (partnerkę) pod murem i zadać sobie kilka podstawowych pytań Walczymy o rodzine? Sytuację się różnią gdy w grę wchodzą dzieci. Jeśli partnerowi lub partnerce przeszkadzają jakieś nawet bardzo istotne przeciwności, mimo wszystko każdy problem można zwalczyć. Od tego są psychologowie, jest farmakologia, czasem któraś że stron musi odpuścić co nie znaczy, że ma się godzić na wszystko to co przeszkadzało z drugiej strony. Nie bez powodu powstało powiedzenie, że do tanga trzeba dwojga. Mamy ciężkie czasy na świecie. Przez pandemie wiele osób zostało uziemionych w domach. Masowo wszyscy ruszyli z Fb, Tiktok, Instagram…. Nagle wszyscy chcą zabłysnąć, wszyscy usilnie pragną zaistnieć w mediach licząc na szanse od losu, że akurat się uda osiągnąć zamierzany sukces. Życzę wszystkim powodzenia. Niech każdy próbuje spełniać swoje pasje ale jednocześnie nie zapominając o swoich partnerach. Podczas kiedy jedna ze stron daje z siebie maximum w pracy i musi czasem wykonać jakieś zadanie, którego normalnie by się nie podejmował bo po co się zcierac, zagryza zeby i mówi sobie pod nosem, ze jak nie ja to kto, że za dwa dni rodzi mi się drugi syn i nie mam jakiejkolwiek pomocy rodziców. Jak ja nie stanę na wysokości zadania to zaś będzie kiepsko, totalnie zapominając o jakichkolwiek pasjach-zajawkach. Związek to nie tylko mówienie sobie nawzajem, że się kocha pod warunkiem, że jest ok. Związek to rodzina. Związek to ciągła walka o to aby naprawiać błędy, aby nie popełniać ich ponownie, aby wyciągać wnioski i starać się maksymalnie zrozumieć drugą połówkę. Najczęściej się zaczyna rozumieć po stracie… Ale czy nie można by było wyciągnąć wniosków z innych przykładów? Czy człowiek jest tak zbudowany, że za wszelką cenę musi popełniać identyczne błędy jak ich przodkowie bądź rówieśnicy? Apeluje do wszystkich par, które przechodzą kryzys…. Do wszystkich tych co na swoich związkach postawili krzyżyk… Jeśli się kogoś kocha, jeśli się myśli o dzieciach, a nie tylko o sobie to wszystko można zwalczyć. Wystarczy tylko się postarać, zauważyć po części swoje wady. Zadać sobie pytanie czy za każdym razem musimy cisną¢ z partnerem bądź partnerką gdy ten się zagubi? Mam wrażenie, że za czasów naszych rodziców ludzie bardziej się starali. Sam wychowałem się w sześcioosobowym rodzeństwie i zdaje sobie sprawę, że bywało różnie, że ojciec nie w każdym momencie swojego życia świecił przykładem mimo, że za polską wypłatę był wstanie utrzymać ośmioosobową rodzinę. Najważniejsze dla mnie było to, że rodzina była kompletna. Jeden za drugim szedł jak w ogień. A teraz zastanówcie się…. Macie pewność, że po rozstaniu się i poznaniu nowego partnera lub partnerki wyżej wspomniany zaakceptuje wasze dzieci z poprzedniego związku? Czy to nie będzie chwilowe zauroczenie popędzane rządą zbliżenia się do Was? Czy ktoś w pewnym momencie nie stwierdzi, że po co się pchać w taki przedział? Każdy ma do dźwigania swój krzyż i musi zastanowić się nad swoją sytuacją indywidualnie. Nie podejmujmy decyzji pochopnie. Zacznijmy gryźć się w język bo niepotrzebnie wypowiedziane słowa naprawdę ranią, a największy ból przynoszą najblizsi. Pozdrawiam i trzymam kciuki za wszystkich, którzy chociaż czytając ten tekst zastanowili się czy rzeczywiście nie ma sytuacji bez derastycznego wyjścia? Połowa sukcesu to nasza psychika. Jak się nastawimy, że będzie źle to nie liczny na to, że spadnie nam gwiazdka z nieba. Dobrej nocy życzę i głębokich przemyśleń.
Teraz kiedy przeczytałam artyluł jestem pewna,że byłam samotna.Teraz jestem w trakcie rozwodu po siedmiu latach związku i tylko dwóch latach małżeństwa.
To nie takie proste być samą i szczęśliwą. To trzeba przepracować całe swoje życie, głównie dzieciństwo. Na to trzeba kilka lat i jest to proces ciągły, cały czas uczymy się być same i spełnione 🙂