Nosiłaś, karmiłaś, wstawałaś w nocy. Przytulałaś, słuchałaś, doradzałaś. Inwestowałaś. Twoja córeczka. Twój synuś. Teraz czas puścić młode pokolenie w świat. Problem w tym, że to nie takie proste. Bo przecież życie jest dzisiaj pełne niebezpieczeństw, istnieje cała masa problemów, na każdym kroku można się naciąć. Niestety także na ludzi. Zwłaszcza w sytuacji, gdy naprawdę nikt nie jest dla Twojego dziecka wystarczająco dobry. A Ty to wiesz…czujesz to całą sobą!
Istnieje tyle niewiadomych
Nie da się mieć pewności. Nikt nie daje gwarancji. W życiu trzeba mieć trochę szczęścia. Tymczasem wielu z nas go nie ma. I bywa, że zostajemy wykorzystane, oszukane, ktoś, kto miał się okazać ideałem, w końcu odsłonił swoją prawdziwą twarz….
Rozczarowałyśmy się, gorzko pożałowałyśmy. Nawet nie musiałyśmy tego doświadczyć osobiście. Wystarczy, że ktoś z naszego otoczenia miał pecha… Nic dziwnego, że dzisiaj jesteśmy ostrożne. Bywamy podejrzliwe, a niekiedy życiowo zgorzkniałe.
Zwyczajnie boimy się o nasze dziecko. Bo ono nie zna życia. Tyle może się wydarzyć. Tak wiele może pójść nie tak… Dlatego w swoim przekonaniu działamy logicznie. Próbujemy uchronić naszą córkę czy syna przed cierpieniem. A że przy okazji niszczymy mu życie…? To kwestia interpretacji.
Poczekaj jeszcze
Jak zniechęcamy dziecko do dorosłego życia?
Czynimy to na wiele sposobów. Podważamy uczucia naszego dziecka, mówimy coś w stylu – dziecko, co ty możesz wiedzieć o miłości – wprost, albo w swojej głowie, ale to wystarczy, by podobną prawdę przekazać mową ciała. Zasiewamy lęk dotyczący partnera.
Bezpośrednio, ale również metodą wbijania małych szpileczek. Niewinne pytania, pozornie do niczego prowadzące komentarze…
Mówimy, że miłość sobie, a życie sobie. Radzimy, żeby nasze osobiste dziecko nie wierzyło w pełni, żeby zabezpieczyło swoje interesy. Zostawiło sobie furtkę, na wypadek gdyby coś poszło nie tak. Budujemy atmosferę niepewności i braku zaufania.
Z jednej strony chcemy dobrze, boimy się, jednak z drugiej nie może być tak, że nie wierzymy w nic. Gdy stajemy się bowiem cyniczne i kalkulujemy, co się opłaca, a co nie – zmieniamy miłość w targowisko.
Stajemy niebezpiecznie blisko sposobu myślenia, który może zadziałać jak samospełniająca się przepowiednia. Druga strona nie jest przecież obojętna, gdy nie darzymy ją zaufaniem, ona to czuje.
Jesteśmy wobec niej nieufne…Nie na takich fundamentach buduje się coś tak ważnego jak miłość.
A może ktoś inny?
Wielu rodziców wpada w pułapkę, jaką jest niedowierzanie wyborom własnych dzieci. Uważają, że wiedzą lepiej, co dla ich dziecka jest dobre.
Czasami zupełnie nie rozumieją, co ich osobiste dziecko widzi w danej osobie. Patrzą na relację szerzej, szacują zwłaszcza perspektywy, to, jak może wyglądać wspólne życie. Dominuje myślenie pragmatyczne.
Nie samą miłością człowiek żyje przecież…
Gdy młode osoby nie mają pewnego podstawowego zaplecza, może być trudno. Skąd wezmą mieszkanie?
Jeśli nie kredyt, to wynajem. Czy będzie ich jednak stać? Czy będą w stanie się utrzymać?
Pieniądze, a właściwie ich brak to jeden z głównych powodów kłótni w małżeństwie. I niby pieniądze szczęścia nie dają, ale tam, gdzie doświadczamy ich potężnego braku, tam robi się nieciekawie. Chcemy
dla własnych dzieci jak najlepiej, dlatego nie jesteśmy naiwne. Wiemy, że miłość, choćby najgorętsza, nie starcza na długo.
Pokaż mi rodziców
I zaczyna się przepytywanie. Skąd jest dana osoba, jakich ma rodziców, co oni robią…. Gdzie on/ona mieszka, czym się zajmuje, co planuje w przyszłości. Chcemy poznać jej rodzinę. W myśl powiedzenia, że niedaleko pada jabłko od jabłoni….
Jeśli rodzice nie zgadzają się ze sobą, to jest pewna informacja i jednocześnie dość spore zagrożenie. Gdy źle do siebie odnoszą, nie szanują się, również nie należy tego bagatelizować. Nie wspominając o takich problemach jak alkoholizm, czy bezrobocie. Bo co prawda dziecko nie odpowiada za błędy życiowe rodziców, ale wychowywanie się w trudnym domu, odciska na nim mocne piętno. I niestety w dużym stopniu determinuje losy na przyszłość.
Gdy nikt nie jest wystarczająco dobry dla Twojego dziecka
To zrozumiałe, że się martwimy. Kto by się nie przejmował? Zwłaszcza, gdy nasza mała córeczka postanawia się wyprowadzić, a nasz synuś już jest dorosły, a przynajmniej czuje się dorosły, bo zanim się taki stanie, jeszcze trochę wody upłynie…i chce podejmować własne decyzje.
Jednak czym innym jest się martwić, a czym innym psuć komuś życie.
Nie pomożemy, jeśli:
- będziemy sceptyczne,
- krytykujące,
- wszechwiedzące,
- pesymistycznie nastawione,
- roszczeniowe,
- idealistyczne.
Poza tym jeśli naprawdę nie podoba nam się wybranek naszego dziecka, to próba zniechęcenia i odciągnięcia od danej osoby może wywołać skutek odwrotny od zamierzonego. Im mocniej będziemy narzekać, tym nasze dziecię może być bardziej zakochane.
Wszelkie groźby i mocne prośby są po prostu nieskuteczne. Prawdą jest, że mogą one bardziej zmotywować do śmiałych decyzji niż od nich zniechęcić.
Co zatem robić? Być obok młodego człowieka, wspierać. Wierzyć, że nasz trud wychowania przyniesie oczekiwane rezultaty. Poza tym pogodzić się z myślą, że nie wiemy wszystkiego, nie możemy być pewne, jak potoczy się życie następnego pokolenia. Dlatego warto wykazać się pokorą.
Nawet jeśli wierzymy, że dziecko robi błąd, to ciągłe informowanie o tym będzie strzałem w kolano. Tym bardziej jeśli nasza córka czy nasz syn są szczęśliwi, to powinno dać nam to do myślenia…. Mądry rodzic wspiera. Nie neguje. Daje poczucie, że dziecko może na niego liczyć, zawsze. Nawet wtedy, gdy popełnia błędy. Mądry rodzic wie, że to szalenie trudne, ale należy dać dziecku możliwość życia po swojemu i popełniania błędów również.
Dlatego jeśli czujesz, że wybranek serca twojego dziecka nie jest wystarczająco dobry, pomyśl sobie, że to normalne. Masz prawo do różnych emocji…Daj sobie jednak na wstrzymanie. I nie wykonuj nieprzemyślanych kroków.
Pragniesz na pewno dla swojego dziecka szczęścia. Daj mu zatem możliwość żyć po swojemu.