Czy współczesne kobiety są bardziej agresywne? I co z tą solidarnością jajników?

1

Współczesna wersja kobiety nie wszystkim się podoba. Powodów do narzekania jest mnóstwo, a do najczęściej powtarzanych zarzutów zalicza się ten o utracie wrażliwości. Jej miejsce zajęła agresja. Coraz głośniejsza, coraz odważnej manifestowana. Kobieta to już nie miła, delikatna istota. Nadepniesz jej na odcisk, rozszarpie cię na strzępy, a czasem nie musisz nawet deptać, oberwie ci się zupełnie bez powodu. Kiedyś nie do pomyślenia.

Czy aby na pewno? Kobiecą agresję zazwyczaj łączy się z feminizmem, bo przecież ‘wcześniej tego nie było’. A może zmieniło się wyłącznie to, że dzisiaj płeć żeńska ma większe prawa, a w tym mieści się również prawo do okazywania złych emocji, które przed laty musiały być tłumione?

Chodząca słodycz

Ogólnie rzecz biorąc, kobiety faktycznie są łagodniejsze od mężczyzn i mniej skore do przemocy. Nie znaczy to jednak, że fizyczna agresja jest płci żeńskiej zupełnie obca. Ba, jest wręcz wskazana, z prostego powodu – kobiety są matkami. Męski opiekun nie zawsze jest w pobliżu, gdy dzieciom dzieje się krzywda, i wtedy do akcji wkracza mama. I raczej się z napastnikiem nie patyczkuje, a motorem napędowym jej działań jest właśnie agresja.

Ale nie chodzi tylko o dzieci. Kobiety, wbrew pozorom, często musiały o coś walczyć: a to o męża, a to z mężem, a to z wrednymi sąsiadkami, a to z nieuczciwym dostawcą mięsa, a to z obcymi wojakami, którzy naszli wioskę pod nieobecność mężczyzn, zawsze coś. Potrafiły komuś zniszczyć życie, knuły, spiskowały, no nie na darmo mówi się o babskich intrygach – tak właśnie kobiety załatwiały swoje sprawy, podczas gdy faceci ganiali się z siekierami albo strzelali z pistoletów w honorowych pojedynkach. Po prostu, trudno sobie wyobrazić, by w tych mitycznych dawnych czasach były takimi aniołami, jak to się dzisiaj próbuje przedstawić. Co najwyżej ich agresja była mniej bezpośrednia w porównaniu do tej współczesnej, choć widok dwóch wściekłych bab ciągnących się za włosy gdzieś pomiędzy straganami średniowiecznego rynku wydaje się całkiem prawdopodobny.


Oczywiście, zawsze były i wciąż trafiają się niewiasty łagodne jak owieczki, prawdziwe anioły, lecz trudno na tej podstawie wysnuć wniosek, iż agresja zupełnie nie leży w naturze kobiet. Bo jak najbardziej leży, a jednak wciąż uważa się ją za coś nienormalnego. Kobieta nie ma prawa się złościć, bo to szkodzi jej piękności, w dodatku zachowuje się jak głupia histeryczka. Kobieca agresja nie ma żadnego uzasadnienia, bo jak babę coś wyprowadza z równowagi, to wiadomo, że to zwykła głupota. Nie mówiąc już o tym, że za agresję często bierze się zupełnie normalne reakcje, jak asertywność czy przebojowość, jak gdyby wszystko, co wykracza ponad uległość i poddaństwo, było wysoce naganne. Masz inne zdanie? Ależ po co ta agresja! Nie chcesz czegoś zrobić – skąd w tobie tyle złości? Chcesz zrobić po swojemu – po co się tak głupio buntujesz? Nic dziwnego, że złość narasta i okazuje się ją światu w coraz mniej sympatyczny sposób.

Teraz rządzę ja

Choć sama agresja nie jest niczym nowym, to niewątpliwie zmieniła się jej forma, zwłaszcza gdy chodzi o kontakty damsko-męskie. Subtelne perswazje i zakulisowe intrygi to dopiero początek. Jeśli nie udaje się dopiąć swego po dobroci, sięga się po radykalniejsze metody, z przemocą włącznie.

Weźmy związki. Kobiety nie są już tak zależne od swoich mężów, więc łatwiej okazać im niezadowolenie. Jest coraz mniej niuansów, a coraz więcej walenia z grubej rury – są wyzwiska, szydzenie, bierna agresja, złośliwe prowokacje, nawet bicie. W towarzystwie podobnie – dziewczyny nie stronią od bójek, awantur po pijaku, ostrych pyskówek. Nie chcą być dłużej grzeczne i posłuszne, już w szkole starają się zaznaczyć swoje terytorium, stosując prawo pięści.

Walcząc o swoje, niektóre kobiety zbyt ochoczo wchodzą w męskie buty i pożądane zmiany pragną wprowadzić siłą, ignorując zdanie drugiej strony, o co zawsze – i słusznie – miały pretensje do facetów. Na zasadzie: proś, a jak nie dają, bierz sama. Wciąż postrzegają siebie jako ofiarę podłych samców, lecz zamiast karać faktycznych sprawców, biją we wszystkich, dla zasady. Wkurzają się, że mężczyźni są godni szacunku i określonej pozycji społecznej tylko z tego powodu, że urodzili się z penisami, i próbują ten porządek obalić. Niestety, czasami robią to bardzo nieudolnie, chcą się tylko odegrać, zafundować facetom takie samo piekło, jakie wcześniej było udziałem kobiet. Zamieniają się w bezwzględnych agresorów. Dla facetów to dowód, że należy wrócić do starych, dobrych czasów, kobiety w odpowiedzi buntują się jeszcze mocniej i tak zamiast współpracy mamy rosnącą nienawiść.

Silniejszy wygrywa

Agresja, zwłaszcza u młodych kobiet, bywa całkowicie świadomym wyborem. Powszechna jest wiara, że tylko w męskim stylu da się dojść na szczyt, trzeba więc na każdym kroku demonstrować swoją przewagę, najlepiej krzycząc, przeklinając, rozpychając się łokciami, okazując bezwzględność. Żadnego ‘mięczakowania’. Dopiero z czasem przychodzi refleksja, że ‘silna’ nie znaczy ‘agresywna’, do tego czasu jednak podkreśla się własną pozycję głupim, chamskim zachowaniem.

Ale niekiedy ta agresja jest jedynie obroną przed męskim atakiem, odpowiedzią na zaczepki, seksistowskie dowcipy, obraźliwe uwagi, niechciane obmacywanki, lekceważące traktowanie. Kobieta nie chce czekać, aż jakiś rycerz ją obroni, potrafi zrobić to sama, odpłacając pięknym za nadobne. Tyle że jej odpowiedź to zawsze gruba przesada, bo to przecież ‘tylko żarty’, no coś ty taka przewrażliwiona.

Stresy z pracy nakładają się na stresy w domu, a przy takiej kumulacji wybuch bomby jest kwestią czasu. Spora część kobiecej agresji to właśnie efekt tego, że za dużo ma się na głowie. I nie, nie chodzi o to, że nie da się pogodzić kariery z życiem rodzinnym. Raczej o to, że kobiety zbyt mocno starają się być we wszystkim perfekcyjne, nie proszą o pomoc, dodają sobie niepotrzebnych obowiązków. Nie są przy tym tak do końca pewne swojej nowej pozycji i ten strach maskują agresją, dokładnie tak samo, jak niepewni siebie faceci. Koniec końców, są piekielnie zmęczone, sfrustrowane, rozczarowane szarą codziennością, ale nie, nie powie się ani słowa, aż w końcu cały ten smutek i złość przerodzą się we wściekłą furię. Mężczyźni też nie do końca odnajdują się w nowych rolach, trochę nie wiedzą, czego właściwie się od nich oczekuje, bądź sądzą, że oczekuje się zbyt wiele, zarzucają kobietom roszczeniowość, te się bronią, często bardzo zajadle, i tak spirala wzajemnej niechęci nakręca się i nakręca.

Solidarność jajników to bzdura?

Najgorsza wydaje się jednak agresja pomiędzy samymi kobietami. Babskie wojenki budzą dezaprobatę, choć rywalizacja męska, zwykle równie bezpardonowa i brutalna, takiego zniesmaczenia nie wywołuje, jest wręcz podziwiana. Ale u kobiet to coś bez sensu, coś bardzo nagannego, dowód na to, jak baby są wobec siebie wredne, małostkowe i w ogóle to do niczego się nie nadają. Słowem, kobiety dostały wolną rękę i jak z tego korzystają? Kopią pod sobą dołki i wszystkiego sobie zazdroszczą. Tak było zawsze, lecz obecnie jest tej agresji jakby więcej, bo doszła wspólna praca zawodowa oraz internet.

Czy jednak ta agresja między kobietami nie jest trochę demonizowana? Nie to, że nie ma jej wcale, tylko czy faktycznie kobiety na każdym kroku wzajemnie się gnębią i mają sobie do zaoferowania wyłącznie zło? Trochę ciężko w to uwierzyć. Da się za to zauważyć, że przewina kilku wrednych osób kładzie się cieniem na całej płci, a agresywne zachowania ważą dużo więcej niż dobre uczynki. Wystarczy, że na portalu społecznościowym jedna dziewczyna napisze coś niepochlebnego o innej, a od razu jest ‘ależ te baby są zawistne’. Na plan pierwszy wybije się ostry zatarg paru dziewczyn w biurze, zaś te, które odnoszą się do siebie ze szczerą sympatią, zostaną przez otoczenie zignorowane. Będzie się wspominać agresywną babę z kolejki, ale ani słowa o miłej sąsiadce, która pomogła wnieść wózek po schodach, bo winda nie działała. Tak naprawdę dzisiaj tych powodów do szczucia ubywa, bo kobiety mogą żyć na własny rachunek i bez takiego strachu o zszarganie opinii ‘w towarzystwie’.

Prawdą jest jednak, że kobiet tak na dobrą sprawę w ogóle nie zachęca się do współpracy – ta druga jest zawsze śmiertelną rywalką. Taką, co sprzątnie najfajniejszego faceta sprzed nosa, odbije męża, prześpi się z szefem, żeby wygryźć w walce o awans. U mężczyzn wygląda to inaczej – rywalizują między sobą, ale jednocześnie uczy się ich, że wspólne działanie przynosi spore korzyści, na przykład na wojnie czy na polowaniu. Dziewczyna ma tylko wykosić konkurencję i utrzymać faceta przy sobie. I nikt jej nie mówi, jak rozwiązywać damsko-damskie konflikty, no bo dziewczynka konfliktów unika albo od razu przeprasza, gdyż jest bardzo grzeczna. Dlatego, zamiast grać w otwarte karty, kobiety sączą jad pod pozorem uprzejmości i knują za plecami. Albo biorą się za łby z taką zaciekłością, że wszyscy dookoła są w szoku.

Nie wszystko ci wolno

Z tymi babskimi walkami to zresztą bardzo dziwna sprawa. Na męską agresję jest większe przyzwolenie, ale do pewnego momentu. Gdy facet pójdzie krok za daleko, na przykład uderzy dziecko albo kilku byczków skopie leżącego na ulicy, pojawia się silny sprzeciw otoczenia, większość ostro to potępi, będzie wołanie o surowe kary. Gdy jednak takim brutalnym, bezmyślnym agresorem jest kobieta… nie do końca wiadomo, jak zareagować.

Kobieca agresja, niby taka niefajna i z każdej strony krytykowana, jest w gruncie rzeczy dość bezkarna. I rzeczywiście niektóre dziewczyny mogą pomyśleć, że im wolno więcej, bo są dziewczynami. No bo jak zareagować, gdy widzi się pannice zaczepiające staruszka na przystanku? Inna kobieta może do nich podejść, nakrzyczeć, przyłożyć parasolką. Ale facet? Co on może zrobić, będąc świadkiem podobnej sceny? Jasne, może zadzwonić po policję, ale czasami potrzebna jest szybka reakcja albo sprawa jest mimo wszystko zbyt błaha, by wołać mundurowych. W męsko-męskim starciu sprawa jest prosta, z dziewczynami to zupełnie inna bajka. Przecież nie przyłoży panience z liścia, nie będzie się z nią szarpał. Ostro zwyzywać też jakoś głupio. Zainterweniuje, to go wezmą za damskiego boksera, choć on chciał jedynie uspokoić rozwydrzone smarkule atakujące niewinnych ludzi. Nie ma po prostu jasnego komunikatu: jeśli chcesz się bawić w łobuzerkę, to z całym pakietem konsekwencji, na przykład takich, że w odwecie ktoś ci wygarnie albo przyłoży pięścią w nos i nie zadziała tłumaczenie ‘no ale ja jestem kobietą!’.

Prawo do złości

Jednakże sztuczne tłumienie agresji bo ‘to takie niekobiece’ wcale nie jest dobrym rozwiązaniem. Również dla mężczyzn, którzy tak pragną zwiewnych, eterycznych rusałek bez grama złych emocji. W normalnym życiu ciężko o dzień, w którym nic nie wyprowadzi z równowagi, zawsze są jakieś kłopoty, nerwy, znużenie, gorszy nastrój. I gdy trzeba te emocje ukrywać, bo złościć się nie wypada, a pan domu chce widzieć swoją damę wiecznie uśmiechniętą i zadowoloną, to wcale nie znaczy, że kobiecy gniew rozpływa się gdzieś w powietrzu. Nie, ta wściekłość się kumuluje i co jakiś czas wypływa w najmniej sprzyjających okolicznościach, jest przyczyną fochów, czepialstwa, upierdliwego gderania i wiecznego bólu głowy. Czego można by uniknąć, gdyby nie nakaz bycia miłą, wesołą, wrażliwą i delikatną dziewczynką-landrynką przez 24 godziny na dobę. Bo tak się zwyczajnie nie da.

Jest taki mit, że kiedyś, gdy żyło się ‘zgodnie z naturą’, kobiety były szczęśliwsze. Nie, nie były. Po prostu się nie skarżyły, bo nie bardzo miały jak. Nie mogły sobie pozwolić na demonstracyjne okazywanie złości, gdyż najczęściej ich los był w rękach mężczyzn, a ci chcieli mieć w domu święty spokój. Toczyły więc wojny podjazdowe, ponieważ otwarta wrogość zwyczajnie się im nie opłacała. Nie ma się więc co łudzić, że powrót do tradycji zlikwiduje problem agresji. Zmienią się jedynie narzędzia.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj