Dlaczego obwiniamy ofiary?

0

Mogła tam nie iść. Ciemno było. Ta dzielnica jest znana z tego, że samej się tam lepiej nie wybierać. Zwłaszcza późnym wieczorem! Przecież musiała o tym wiedzieć. Poza tym miała za krótką sukienkę. Lub inaczej.

Gdy facet zaprasza do siebie, a ona się zgadza, to wiadomo z czym to się wiążę. Niemłoda kobieta. Przecież musiała znać życie! Nie uwierzę, że nie… Naiwna i tyle. Albo bezczelna. Chce coś dla siebie ugrać. Jego wpakować w problemy! Pewnie tak się odgrywa na facetach, bo ktoś kiedyś złamał jej serce…

Teraz twierdzi, że on ją zgwałcił, przecież wiadomo było po co do niego idzie. Musiała się zgodzić.

Taki standard. Gdy coś się dzieje, to obwiniamy. Nie agresora, sprawcę, ale osobę, która znalazła się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Bo mogła nie iść. Mogła pomyśleć. Przewidzieć. To jej wina. Dlaczego? Dlaczego obwiniamy ofiary?

kobieta obwiniana

Ofiara. Sama chciała

Teoretycznie ofiara powinna wzbudzać w nas instynkt opiekuńczy. I wtedy…Zaproponujemy pomoc, podamy herbatę, przykryjemy, gdy zimno, przytulimy, powiemy ciepłe słowo. Zaprowadzimy do domu.

Zaopiekujemy się. Zadzwonimy, gdzie trzeba. Ot, zwykłe ludzkie odruchy.
Teoretycznie. Bo czasami zamiast empatii włącza się w nas podejrzliwość. Jak na komendzie, na której jakiś czas temu miałam okazję być. Po sytuacji, którą opisałam na FB.

Była godzina 18

Dzisiaj. Piękny słoneczny dzień. Byłam świadkiem sytuacji, według policji tylko świadkiem zdarzenia. Tylko.
Jeden mężczyzna kopał drugiego butem w głowę. Z wielką mocą. Wracałam z dziećmi w wieku 12 i 10 lat. One na rolkach, ja bez….kilkanaście metrów odległości.  One widziały to co ja. I słyszały huk uderzenia butem w głowę. Krzyknęłam “przestań”. Nie myśląc wiele, przyznaję. To był odruch. Czułam, że uderzenia są mocne. Takie, że ten bity może umrzeć.  Mężczyzna, gdy usłyszał mój wrzask, przestał kopać…skierował się w moją i dzieci stronę. Zaczął iść do nas…, krzyczał, puścił amstaffa w naszym kierunku. Dziewczyny zaczęły płakać, ja gorączkowo myślałam, co robić, uciekać, one na rolkach dadzą radę szybko, ale jak zareaguje pies (?), może kazać dziewczynom kłaść się na ziemi i chować twarz? Sekundy grozy…
Na szczęście nic się nam nie stało. Pies się zatrzymał. Gdy się oddaliliśmy w wielkim stresie, zadzwoniłam na 112. Potem starałam się myśleć jeszcze intensywniej. Nie wiedziałam, czy mogę bezpiecznie wrócić do domu. Nie wiedziałam, czy agresywny mężczyzna z groźnym psem nie pójdzie za mną. Stres. Byłam na komendzie, siedziałam i słuchałam dziwnych pytań. To był mój pierwszy raz. I ściana. Od płaczu ze strachu po zdarzeniu, przeszłam do śmiechu z bezsilności. A potem pustka. Zgłosiłam, co się stało. Usłyszałam, że to nic, to nie były groźby, bo mężczyzna tylko coś krzyczał, nie wiadomo, czy chciał mi coś zrobić. Nic takiego się nie stało. Dla polskiej policji…

 

Spędziłam kilka godzin na komendzie, usłyszałam serię pytań

Teoretycznie nic fizycznie mi się nie stało. Był „tylko” strach i poczucie realnego zagrożenia.
Od płaczu do śmiechu z bezsilność i uczucia totalnej pustki.

Usłyszałam, że skąd mam pewność, że mężczyzna chciał mi zrobić krzywdę. Może szedł się przywitać.

Agresywne słowa w moją stronę, wymachiwanie dłońmi, poszczucie psem – to wszystko dla policjanta, który mnie przesłuchiwał, nie były argumentem mówiącym o tym, że dany mężczyzna mógł mi i dzieciom zrobić krzywdę. Nie przekonywało go również to, że chwilę wcześniej kopał wyjątkowo agresywnie drugiego mężczyznę w głowę. To nie był argument.

To moja wina? Dlaczego obwiniamy ofiary?

Moje doświadczenie jest niczym w porównaniu do sytuacji, kiedy dochodzi do zdarzeń, gdy ktoś naprawdę cierpi fizycznie.

Zostaje pobity, zgwałcony. Czuje się fatalnie….Rozbity. Jest w szoku. Wiadomo.

Gdy potem słyszy serię pytań na policji, może czuć się zgnębiony. Jestem w stanie sobie wyobrazić jak bardzo! Naturalna zdaje się wtedy myśl – może to moja wina, może źle spojrzałam, nieodpowiednio się ubrałam, byłam tam, gdzie nie powinnam być?

Bo skoro ktoś zadaje „dziwne pytania”, kilkakrotnie zmusza do odpowiedzi, dotykając tych samych kwestii, insynuuje, a nawet powątpiewa, to ofiara ma prawo czuć się upokorzona podwójnie. Została skrzywdzona, a ktoś sugeruje, że to jej wina!

Zachowanie osoby pytającej można co prawda w pewnym sensie zrozumieć, bo z pewnością chce ona dotrzeć do prawdy…Z drugiej strony jednocześnie zdaje się, że wylewa dziecko z kąpielą. Po takiej serii „przesłuchań” ofiara może czuć się zdezorientowana. Mówi o czymś oczywistym. Jednak otrzymuje pytania, które sugerują, że wcale sytuacja nie jest taka, jak się jej wydaje.

To Twoja wina. Dlaczego obwiniamy ofiary?

Niekoniecznie obwinianie następuje tylko z rąk prawa, ale również od zwykłych ludzi

  • Po co tam szła?
  • Mogła skromniej się ubrać.
  • Wiadomo jacy są faceci.
  • Mężczyźni o jednym myślą.
  • Mogła nie obnosić się bogactwem. Skromność zawsze jest lepsza.
  • Sama jest sobie winna.
  • Po co tak dba o siebie? Kusi los!
  • Ma za duże wymagania. Mąż chciał ją sobie wychować. Wiadomo, jak to w małżeństwie.
  • Jak niby mąż żonę może zgwałcić? To niemożliwe.
  • Głupia mogła się domyślić.
  • Sam jej wygląd prosi się o problemy.

Dlaczego obwiniamy ofiary?

Gdy po doświadczeniu na komisariacie rozmawiałam ze znajomymi policjantami, rozkładali ręce.

Przyznawali nieoficjalnie, że taki jest system. Starają się podchodzić do ludzi z empatią, ale wiadomo, jak jest. To policja. Nie wiadomo, na kogo się trafi. Są ludzie, którym się jeszcze chce i tacy, którzy są wypaleni. Dla nich osoba przychodząca coś zgłaszać to problem. Lepiej, żeby tego nie robiła.

Poza tym trzeba brać pod uwagę każdą wersję. Również taką, że ofiara czy świadek kłamie. Nieraz się to zdarza.

Inna sprawa. Niezdecydowanie wywołujący irytację na poziomie maksimum. Bo kobieta przychodzi po kilka razy na komendę, donosi na agresywnego partnera, machina rusza, a ona później odwołuje zeznania.

I wtedy taką ofiarę się wini. Bo często działa nie tylko na swoją szkodę, ale również szkodę dzieci.

Jest też strach

Jest też inny powód, dla których obwiniamy ofiary. My zwykli ludzie. To strach. Boimy się utraty kontroli. Nie chcemy dopuścić do siebie świadomości, że podobna sytuacja mogłaby zdarzyć się nam lub dzieciom. Dlatego tłumaczymy sobie, że to nie była przypadkowa ofiara, tylko to była jej wina. Mogła zapobiec temu, mogła być ostrożniejsza.

W domyśle – mi i moim bliskim się to nie zdarzy, bo umiem uchronić się przed nieszczęściem.

Dlaczego nie koncentrujemy całej złości na agresorze? Właśnie dlatego, że czulibyśmy się bezsilni. Bo skoro ofiara jest „tylko ofiarą”, nie ma żadnej odpowiedzialności w tym, co się stało…to następnym razem może paść na nas. To my możemy stanąć na jej miejscu. I tego się boimy. Dlatego chcemy wierzyć, że same umiałybyśmy zapobiec nieszczęściu. Łudzimy się. Dla własnego spokoju.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj